Jana S. nie było na ogłoszeniu wyroku w czwartek. W środę na rozprawie odwoławczej przekonywał, że skazanie oznacza dla niego dożywocie, a jest schorowanym człowiekiem „zniszczonym przez wymiar sprawiedliwości”.
Jego adwokat mec. Jan Kuklewicz nie chciał w czwartek komentować orzeczenia. - Mogło się zdarzyć wszystko i to się właśnie zdarzyło – powiedział. Zarówno on, jak i dwaj pozostali obrońcy lekarza wnosili w apelacjach o obniżenie i warunkowe zawieszenie kary czterech lat więzienia, która zapadła przed sądem I instancji.
Sędzia Tomasz Grebla podkreślał naganność czynów oskarżonego i trudną sytuację pokrzywdzonych rodziców, często ludzi ze wsi, którzy musieli się zapożyczać u rodziny lub sprzedawać inwentarz, by mieć pieniądze na łapówkę dla dr. S.
Jan S. to lekarz z 46-letnim doświadczeniem zawodowym. Na co dzień pracował w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, gdzie był m.in. ordynatorem oddziału chirurgii plastycznej, rekonstrukcyjnej i oparzeń.
Ludzie wręczali kwoty rzędu 100, 500 zł, niektórzy 3 tys.
Autor: Artur Drożdżak
Sędzia zauważył, że oskarżony porozumiał się w 2013 r. z prokuratorem i chciał się dobrowolnie poddać karze półtora roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, ale uzależniał to od pozostania na etacie w szpitalu. Potem jednak wycofał zgodę na poddanie się karze i rozpoczął się normalny proces. Teraz zapadł prawomocny wyrok w sprawie dr. S.