Bez zastanowienia się zatrzymał, zaalarmował wszystkie służby, udzielał poszkodowanym pierwszej pomocy. Dzięki jego reakcji trzech ciężko rannych szybko trafiło pod opiekę lekarzy. Dwóch już wypisano ze szpitala w dobrym stanie.
To był dramatyczny wypadek: 4 lipca, wczesne popołudnie, droga krajowa nr 7. 29-letni kierowca volkswagena polo zjechał na przeciwległy pas ruchu i uderzył w nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę, która następnie zderzyła się z osobową toyotą. Ta zatrzymała się na barierce i wisiała nad skarpą, w każdej chwili mogła spaść w dół. Wtedy 56-letni kierowca i pasażer (29l.) nie mieliby żadnych szans na ratunek.
- Całe szczęście, że taki fachowiec jak Marek Maślanka znalazł się tam i wiedział, co robić - podkreśla Marek Jodłowski, szef pogotowia ratunkowego w Jędrzejowie.
W wydostaniu poszkodowanych z wiszącego auta uczestniczyli nie tylko ratownicy, ale też strażacy. To było najtrudniejsze zadanie, gdyż od żadnej strony samochodu nie było dostępu do poszkodowanych. Strażacy musieli ich wydobywać z toyoty za pomocą sprzętu hydraulicznego. Liczyły się minuty. - Było realne zagrożenie, że u nieprzytomnego kierowcy może zatrzymać się oddech i krążenie. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu - mówi Marek Maślanka.
Samochód ustabilizowano z użyciem lin, ratownikom i strażakom udało się wyciągnąć mężczyznę tylko dzięki małemu, bocznemu oknu. Helikopterem został przetransportowany do szpitala w Kielcach. Potem wydobyto pasażera, który trafił do szpitala w Jędrzejowie.
- Marek był na miejscu do końca - podkreśla Jodłowski. - Nie tylko zaalarmował wszystkie służby, ale też pomagał strażakom, osobiście udzielał pierwszej pomocy, podawał rannym tlen, podłączał kroplówki. Zachował się tak, jak powinien każdy z nas. Tylko że nie wszyscy tak potrafią - dodaje szef pogotowia ratunkowego w Jędrzejowie.
Dowiedzieliśmy się, że jeden z poszkodowanych po udzieleniu pomocy medycznej już w pierwszym dniu został wypisany ze szpitala. 29-letni pasażer toyoty doszedł do siebie po kilku dniach i także opuścił szpital: samodzielnie i w dobrym stanie. Zaś 56-letni kierowca wciąż przebywa na oddziale intensywnej terapii, walczy o życie i zdrowie.
Marek Maślanka, który na co dzień pracuje w szpitalu św. Rafała i Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym, przyznaje, że to nie jest pierwsza akcja, w której uczestniczył "poza godzinami pracy". - Ratownikiem jest się nieustannie. Nawet gdy jestem ubrany w garnitur i błyszczące buty - kwituje Maślanka.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+