- Przeciwnicy budowy toru posiłkowali się pracą przygotowaną przez dr Lucynę Rajchel z Akademii Górniczo-Hutniczej, czyniąc to najwyraźniej w ciemno, gdyż nawet jej autorka napisała na samym początku dość opasłego tomu, że nie są to wyniki badań, lecz wyraz jej prywatnych poglądów - mówi Emil Bodziony, burmistrz Krynicy- -Zdroju. - Zresztą uczelnia odcięła się od tej opinii.
Powstały i inne materiały w tej kwestii. Ekspertyzę pozytywną dla toru przedstawili Stanisław Rybicki i Jerzy Szczepański. Kolejna, tzw. ekspertyza wrocławska, budowy nie wyklucza, choć zawiera uwagę, że jakiegoś oddziaływanie obiektu na zdroje w Krynicy będzie. Ta ministerialna jest również pozytywna.
To budzi nadzieje wśród mieszkańcow.
- Krynica ma bardzo bogate, chwalebne i sięgające okresu międzywojennego tradycje saneczek i bobslejów - mówi Jacek Łątka, niegdyś zawodnik, a teraz trener saneczkarstwa. - Warto te tradycje uratować, zwłaszcza że władze sportu saneczkarskiego bardzo pozytywnie nastawiły się do krynickiej inwestycji wartej około 60 milionów złotych.
- Tor można traktować nie tylko jako kosztowną zabawkę dla garstki wyczynowców, którzy dziś trenują za bardzo wielką kasę na torach w Niemczech - przekonuje Piotr Jarosz z Krynicy. - W wielu miejscowościach, które mają tory, są one olbrzymią atrakcją dla miłośników adrenaliny. Mogą zjeżdżać po torze w specjalnych pontonach, w bobslejach, gdzie amator zajmuje miejsce między zawodnikami, lub w tzw. kapsułach rakietowych, które całkowicie chronią zjeżdżającego.
Dzięki temu tor ma zarabiać - dodaje.
Jacek Łątka przypomina, że źródło dochodów mogliby stanowić nie tylko turyści. - Tor może przynosić spore dochody od ekip saneczkarskich innych krajów, które miałyby do Krynicy znacznie bliżej niż na tory w Niemczech - przekonuje.
Mając ekspertyzę rzeczoznawcy ministerialnego, burmistrz Bodziony zamierza wystąpić o kasację niekorzystnego dla budowy toru wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie i budowę sfinalizować.