1 września 2012 r. na numer telefonu przedsiębiorcy zadzwonił nieznany mu mężczyzna. - Oświadczył przy tym, iż jako funkcjonariusz służb śledczych, posiada szereg informacji na temat życia zawodowego i prywatnego swojego rozmówcy. Zaproponował też spotkanie, które miało dotyczyć m.in. rozliczeń finansowych pomiędzy firmą pokrzywdzonego, a jedną z firm z Tymbarku - mówi rzecznik krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska.
Spotkali się 7 września 2012 roku w Krakowie, w barze na stacji benzynowej. Do przedsiębiorcy podszedł mężczyzna z "CBŚ", który przedstawił się jako Robert. - Oświadczył, iż przedsiębiorca ma problemy, ponieważ złożone zostały na niego trzy zawiadomienia o przyjmowaniu korzyści majątkowych. Nie wymienił przy tym żadnych osób, bądź firm, które miały wiązać się z tymi zawiadomieniami. Podał także, iż pracuje w służbach śledczych, wymieniając początkowo nazwę CBŚ. Nie pokazał legitymacji służbowej - tłumaczył, że na takie spotkania nie zabiera jej ze sobą. Potem zaproponował, że zastraszy zawiadamiających, a dowody w sprawie zostaną "pozamiatane" . Zażądał za to 70 tys. zł - relacjonuje prok. Marcinkowska.
Kilka dni później spotkali się w Katowicach w barze i ustalili sumę 50 tys. zł. Robert M. mówił również szeroko o swoich znajomościach w policji. Okazał też dokument, mający stanowić jego legitymację służbową, na którym nie było jednak słowa policja.
17 września 2012 roku Robert M. spotkali się ponownie na stacji paliw w Krakowie. Robert M. wyciągnął z kieszeni kurtki jakieś dwie kartki papieru, okazując anonim napisany na pokrzywdzonego oraz jakiś protokół / oba fikcyjne /. Po pobieżnym przyjrzeniu się dokumentom, pokrzywdzony ocenił je jako stek bzdur, natomiast Robert M. stwierdził, iż tego dnia ma dostać 30 tys. zł., że jest agentem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Dodał też, że oczekuje zapłacenia drugiej transzy pieniędzy za kilka dni.
Robert M. został zatrzymany przez policjantów z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Nigdy nie był policjantem, pracował jako kucharz.
Przyznał się do winy. Chce się dobrowolnie poddać karze roku i sześciu miesięcy więzienia z zawieszeniem na trzy lata oraz karę grzywny.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+