W sądzie oskarżony o usiłowanie zabójstw Anny M. wyraża skuchę za swoje zachowanie. Wysłał nawet list do pokrzywdzonej, ale ona nie kryje obaw co będzie kiedy były partner wyjdzie z aresztu.
- Nawet nie chcę myśleć co się może stać, gdy zobaczy mnie z innym mężczyzną, z którym się teraz spotykam- opowiadałą na jednejz rozpraw. Na twarzy ma dwie długie blizny, pamiątkę na całe życie, po ataku nożem byłego męża. Leczy się z traumy, z trudem wychodzi z domu od pamiętnych Walentynek.
- Nie chciałem zabić. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć co się stało tamtego dnia- opowiada oskarżony. Mówi, że zachował się tak z powodu depresji i leków psychotropowych, które wtedy zażywał bez kontroli. Deklaruje, że ciągle kocha Annę M.
Anna i Mateusz M. małżeństwem byli od 2008 r., ale związek zakończył się klapą, bo mężczyzna zdradzał żonę. Kobieta wniosła sprawę o rozwód i orzeczono go z winy męża. Relacje pary były sporadyczne i w miarę poprawne z uwagi na dzieci. To się zmieniło, gdy była żona złożyła wniosek o podniesienie alimentów.
Mateusz M. z tego powodu zaczął ją straszyć i przejawiał jednocześnie chorobliwą zazdrość. Zaatakował ją przed przychodnią lekarską. Uderzył w głowę, krzyczał, że zabije i nikt jej wtedy nie dotknie po czym zadał dwa ciosy nożem. Mierzył w szyję, ale trafił prosto w twarz. Kobieta doznała trwałego zeszpecenia. Założono jej wtedy 38 szwów. Mateusz M. potwierdza, że zadał ciosy nożem. Wskazał też, gdzie go ukrył po zdarzeniu. Grozi mu kara dożywocia.