Zaczęło się psa, którego właścicielem jest romska rodzina. Puszczone bez opieki zwierzę w piątek zaatakowało kobietę w ciąży spacerującą po osiedlu. Na pomoc ruszył brat kobiety, próbował odpędzić zwierzę. W tym samym momencie pojawił się romski właściciel psa. Doszło do wymiany ostrych słów, przepychanki.
Wieczorem sytuacja się zaogniła. Przed blokiem przy ul. Fabrycznej pojawiła się kilkudziesięcioosobowa grupa Polaków i Romów. Zaczęło być gorąco. Jak mówią świadkowie, doszło do przepychanek, a w powietrzu latały płonące butelki z benzyną. - Wyjaśniamy, jak przebiegało to zdarzenie i czy faktycznie używano niebezpiecznych narzędzi - mówi Krzysztof Raczek, oficer prasowy limanowskiej komendy.
Faktem jest, że było na tyle gorąco, że miejscowa policja poprosiła o wsparcie funkcjonariuszy z krakowskiego plutonu alarmowego. Mieli zapobiec eskalacji konfliktu.
- To była okropna noc. Oka nie zmrużyliśmy. Cały czas było słychać wrzaski, bójki - wspominają mieszkańcy osiedla. Nieporozumienia z tą konkretną rodziną romską trwają w Limanowej od lat. Rzutują jednak na stosunki obu społeczności. - Chcemy normalnie żyć. Nasze skargi i prośby o przesiedlenie tej rodziny pozostają bez echa - żalą się mieszkańcy. Mówią, że problemy na osiedlu zaczęły się w momencie, gdy rodzina wprowadziła się do mieszkania komunalnego.
- Jesteśmy obrzucani obelgami, zaczepiani, często dochodzi tu do bójek, których inicjatorami są członkowie tej rodziny - mówi młody mieszkaniec osiedla. I zaraz dodaje, że nie jest rasistą. - Gdyby polska rodzina zachowywała się tak samo, to też domagalibyśmy się jej przesiedlenia - zaznacza. Konfliktowa rodzina mieszka w małym, 36-metrowym mieszkaniu. Często nocuje tam nawet ponad 16 osób, w tym małe dzieci. Niemal codziennie słychać dochodzą stamtąd odgłosy pijatyki.
- Ta rodzina jest zdemoralizowana - przekonuje mieszkaniec osiedla. Rok temu agresywni Romowie zaatakowali innych mieszkańców osiedla siekierami. Konflikt łagodził wtedy bp Wiktor Skworc. Na parę miesięcy zapanował spokój. Teraz spór wrócił ze zdwojoną siłą. Władze gminy twierdzą, że nie mogą przesiedlić agresywnej rodziny, bo... nie ma mieszkania zastępczego. - Poza tym przesiedlenie tej rodziny w inne miejsce spotka się z protestem nowych sąsiadów - mówi Rudolf Zaczyński, zastępca burmistrza Limanowej. Policja ma wysyłać w ten rejon więcej patroli. Mieszkańcy grożą, że jeżeli nikt im nie pomoże, może dojść do samosądu.