Znajduję tylko jedno uzasadnienie dla tej sytuacji - niepopularne licea przyjmują jak leci, bo z braku uczniów grozi im redukcja finansów, etatów, a może nawet zamknięcie. Wobec takiego mechanizmu wprowadzenie minimalnego progu punktowego w liceach wydaje się konieczne. Niech to będzie 100, czyli połowa z puli jaka jest do zgarnięcia.
Nie każdy musi iść do ogólniaka, nie każdy - na studia. I bez średniego wykształcenia można być wartościowym człowiekiem, a z drugiej strony tytuł profesorski wcale tego nie gwarantuje. Znam prostych ludzi bez wykształcenia, którzy - wiem, że to brzmi banalnie - posiedli mądrość życiową,
do której niejednemu inteligencikowi i pewnie mnie samemu jeszcze daleko. Chodzi mi tylko o to,
by szkolne świadectwo nie było świstkiem papieru. Zresztą ci, którym dyplomu nie uda się zdobyć,
a zwyczajne życie i praca nie uczynią z nich ludzi mądrych, mogą zawsze zostać politykami.