Do Łużnej zwierzę trafiło ze Stowarzyszenia Pomagaj Pomagać Różaland, które prowadzi schronisko dla koni wykupionych z transportów rzeźnych bądź od handlarzy. Zwierzęta ze schroniska są adoptowane i choć przebywają w gospodarstwach, pensjonatach czy agroturystykach nadal są własnością Różalandu.
Pensjonat miał być dla Majki azylem
Tak samo było z Majką, która do gospodarstwa Łukasza P. trafiła właśnie w ramach adopcji 24 października 2019 roku. Rok później w grudniu gospodarz, u którego przebywała klacz, zgłosił jej zaginięcie. Jak się potem okazało, sprzedał zwierzę, które nie było jego własnością, jak twierdzą właściciele - najpewniej na rzeź.
Poszukiwania Majki, która według chipa miała na imię Jodełka trwały prawie dwa miesiące. Zaginięcie, przywłaszczenie bądź kradzież zgłoszona została do wszystkich rzeźni w Małopolsce oraz do Polskiego Związku Hodowców Koni.
Klacz jakby zapadła się pod ziemię
W Gorlickie przyjechali wolontariusze Różalandu, ale też tarnowskiego i nowosądeckiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Klaczy szukała policja i druhowie z Ochotniczych Straży Pożarnych w regionie. W akcję zaangażowani byli operatorzy dronów, osoby, które pokonywały dziesiątki kilometrów pieszo, jeźdźcy wierzchem, a nawet psy tropiące. Przemierzyli setki kilometrów, sprawdzili kilka wsi, wchodzili do każdej stajni i obory. Nigdzie nie znaleźli Majki. Psy nie podjęły tropu. Klacz jakby zapadła się pod ziemię. Wszystko wskazywało na to, że ktoś ją ukradł. Nie wiadomo było jednak w jakich okolicznościach.
Nie pomogło nawet 8000 zł nagrody
Gdy poszukiwania nie przyniosły skutku, rozpoczęło się rozpaczliwe licytowanie, próba dotarcia do klaczy za nagrodę. Najpierw było to 1000 zł. Gdy i to nie pomogło, kilka dni później Fundacja Różaland wyznaczyła 8000 zł nagrody dla znalazcy klaczy.
- "Drodzy" handlarze, bądź osoby, które kupiły Majkę, a nie miały świadomości jej statusu prawnego. Bez żadnych konsekwencji chętnie ją odkupię! Niech tylko wróci do domu! - apelowała w mediach społecznościowych Marta Kviatkova, prezeska Stowarzyszenia Pomagaj Pomagać Różaland. Niestety bezskutecznie.
Wyrok bez procesu
Sprawa znalazła swój finał w Sądzie Rejonowym w Gorlicach. Dowody na przywłaszczenie sobie konia przez Łukasza P. musiały być mocne, bo wyrok miał charakter nakazowy, a więc zapadł bez procesu. Zdaniem sądu, na podstawie zebranych dowodów, wina oskarżonego nie budziła wątpliwości. Mężczyzna nie tylko przywłaszczył sobie adoptowaną klacz, ale sprzedał ją nieustalonej osobie. Tym samym Fundacja Różaland poniosła szkodę w wysokości 8000 zł. Sąd ograniczył wolność skazanego na rok i w tym okresie nakazał mu 30 godzin miesięcznie prac społecznych. Łukasz P. ma też wpłacić na rzecz Różalandu 8000 zł w ramach naprawienia szkody, którą wyrządził Stowarzyszeniu.
Do dzisiaj na konto Różalandu nie wpłynęła kwota grzywny, którą sąd nałożył na Łukasza P. Sprawą zajmuje się komornik.
