To właśnie w tamtym, trwającym parę lat konflikcie doszło do tego, że Emmanuel Macron zrobił sobie specjalny objazd niemal całej Europy Środkowej, gdzie od stolicy do stolicy domagał się tylko jednego: złamania wspólnego z Polską frontu w obronie wolności świadczenia usług przez polskich (choć nie wyłącznie polskich) transportowców. A podczas owego objazdu w Bułgarii wpadł w szał z powodu polskich ciężarówek obwieszczając, że Polska nigdy nie miała wpływu na Europę i mieć go nie będzie również teraz. A on potrafi to wyegzekwować.
Tamtą batalię Polska w zasadzie przegrała, a przyjęte pod presją Paryża w roku 2018 unijne dyrektywy uniemożliwiły polskim transportowcom otwartą i wolną konkurencję na europejskim rynku. Polski transport był po prostu zbyt dobry i zbyt tani, aby Bruksela nie próbowała go zniszczyć stanowionymi przez siebie prawami. Z pewnym trudem polscy transportowcy dostosowali się jednak do nowych, sztucznie pogorszonych warunków działania w Unii. I choć to już nie są te czasy co dawniej, to jednak polski biznes transportowy jakoś obronił swoją niezłą pozycję. A kiedy w 2016 roku Unia w końcu zawarła umowę o wolnym handlu z Ukrainą (okupioną krwią setek ludzi, których zamordowano w Kijowie, gdy żądali zawarcia tej umowy), wobec transportu ukraińskiego zaczęto stosować dokładnie te same protekcjonistyczne praktyki, których wcześniej użyto przeciw Polsce. I choć po tej umowie handel unijno-ukraiński zaczął rosnąć jak na drożdżach, to ciężarówkom ukraińskim wydawano coraz mniej zezwoleń na przewóz towarów do Unii. Niestety, także w Polsce.
Tę niecną praktykę przerwała dopiero wojna i układ z 2022 roku, który otworzył ukraińskim ciężarówkom prawo wjazdu do Unii bez zezwoleń, czyli na równych prawach. Chociaż w zasadzie nie na równych, bo wolność przewozu otrzymał tylko handel z Ukrainy i na Ukrainę. Nadal nie ma owej wolności, gdy idzie o tzw. kabotaż (czyli prawo przewozu przez ukraiński transport towarów wewnątrz któregoś z krajów Unii) albo tzw. cross-trade (czyli przewóz towarów pomiędzy krajami unijnymi). Dopiero jak zna się te szczegóły nowego układu, można uczciwie ocenić intencje transportowców blokujących teraz polsko-ukraińską granicę. Nie tylko robią oni to samo, co wcześniej Macron i Bruksela robiły przeciw polskim ciężarówkom. Ale tak naprawdę robią coś jeszcze bardziej aroganckiego. Przecież ukraiński transport nie może konkurować z naszymi firmami na rynku unijnym, bo tu nadal obowiązują ściśle reglamentowane zezwolenia. Ale polskim transportowcom to nie wystarcza. Chcą swoimi ciężarówkami wjechać na Ukrainę pod osłoną protekcjonistycznych przepisów i wykorzystać wojnę dla swoich zysków. Chcą z pomocą państwa, blokującego uczciwą konkurencję, wykurzyć Ukraińców również z przewozów idących bezpośrednio z ich kraju albo do ich kraju. Chcą na Ukrainie powetować sobie to, co parę lat temu zabrał im Macron w zmowie z Brukselą. I dlatego właśnie ich postępowanie wydaje mi się bezwstydne i odstręczające.
