Wielu mieszkańców Mszany wciąż nie może uwierzyć w śmierć Berbeki. Stopniowo dociera jednak do ludzi świadomość, że nie powróci już z Himalajów (szef wyprawy Krzysztof Wielicki ogłosił go oficjalnie zmarłym). Maciej Berbeka miał 59 lat. Był najstarszym z czwórki, która zdobyła zimą ośmiotysięcznik Broad Peak. Schodził w drugiej dwójce z Tomaszem Kowalskim. Ślad po nim zaginął w tzw. strefie śmierci, między szczytem sięgającym 8047 m nad poziomem morza a najwyższym obozem wypadowym, założonym na wysokości 7400 m.
- Trudno mi mówić o Macieju w czasie przeszłym. Choć realnie rzecz biorąc, trudno sobie wyobrazić, żeby przeżył - mówi Andrzej Pakosz, współwłaściciel z rodziną Berbeków domu w Mszanie Dolnej.
Z Maciejem jest związany rodzinnie przez dziadków. - Bliżej byłem z jego ojcem Krzysztofem, także wielkim miłośnikiem gór i wspinaczem - opowiada. - Tragedie lubią się powtarzać. Krzysztof zginął w Alpach Szwajcarskich w 1964 r., podczas zejścia ze szczytu. Pamiętam jego pogrzeb. Maciek miał wtedy 10 lat. Jakiś czas mieszkał w Mszanie Dolnej.
Andrzej Pakosz to szef krakowskiej organizacji byłych żołnierzy Armii Krajowej. Macieja Berbekę, podobnie jak jego ojca, pamięta jako wielkiego miłośnika wspinaczki.
- Zawsze ciągnęło go w góry - wspomina. - Pierwotnie miał iść na studia do Krakowa, ale zwyciężyła górska pasja i wyjechał do Zakopanego, tam został i założył rodzinę. Do Mszany zaglądał rzadko. Był ratownikiem TOPR, więc na co dzień miał ukochane Tatry.
Burmistrz Mszany Dolnej Tadeusz Filipiak wspomina przyjazdy Macieja Berbeki do miejscowego domu.
- Te wizyty miały zwykle bardzo osobisty, rodzinny charakter - zauważa burmistrz Filipiak. - Mimo to sam fakt, że coś go wiązało z naszym miastem, każe w sposób szczególny przeżywać tragedię tego dzielnego himalaisty. Ciągle trudno uwierzyć, że już tutaj nie przyjedzie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+