Pański debiut w Cracovii można podsumować krótko: cholerny pech. Na boisku w meczu Pucharu Polski z Polonią Warszawa wytrzymał Pan tylko 19 minut. Potem musiał Pan zejść z powodu kontuzji.__
Och, nawet nie wiem, czy to była pierwsza, czy druga minuta spotkania, gdy starłem się z Jodłowcem i poczułem w udzie intensywny ból. Już jak mnie kopnął, to wiedziałem, że uraz nie jest poważny, ale bardzo bolesny. Gdyby nie fakt, że to był dla mnie pierwszy tak ważny występ od roku, to od razu poprosiłbym o zmianę. Chciałem jednak walczyć, grać dalej, licząc po cichu, że rozbiegam stłuczony mięsień. Niestety, bólu nie oszukałem.
Bardzo długo czekał Pan na ten debiut, ale teraz wygląda na pogodzonego z losem. Złudzenie?__
Na boisku byłem bardzo zły. Kurczę, czemu to nie stało się w ostatniej minucie, tylko na samym początku? Nie wiem, czy miałem wcześniej choć jeden kontakt z piłką. Pocieszam się jednak myślą, że za kilka dni znowu będę gotowy do gry.
Jest szansa, że zagra Pan w sobotę przeciwko Legii, drużynie, w której spędził Pan kilka ładnych lat?__
Bardzo bym chciał, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Lekarz twierdzi, że noga będzie mnie boleć minimum cztery dni. Jednak kto wie, może zdążę.
Kiedy zimą podpisywał Pan z Cracovią półroczny kontrakt, razem z trenerem Płatkiem mówiliście, że dobry okres, aby się wzajemnie poznać i do siebie przekonać. Czas jednak ucieka, a kolejne szanse pokazania się przepadają.
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. To był właśnie taki dobry moment, żeby zagrać, błysnąć i być może wskoczyć do podstawowego składu. Tymczasem teraz sam nie wiem, co mam w ogóle myśleć. Nie wyszło tak, jak chciałem.
Pana historia trochę przypomina przypadek całej drużyny Cracovii, która wiosną też walczy z przeciwnościami losu. Co tydzień jest nadzieja, że uda wam się wydobyć ze strefy spadkowej, ale niezmiennie od tygodni w niej tkwicie. Dlaczego nie udaje się pokonać tej bariery?
Mamy jakiś problem, tracimy frajerskie bramki. Mielibyśmy dużo więcej punktów, gdybyśmy zachowywali się mądrzej przy stałych fragmentach gry.
Z czego to może wynikać? Obrona Cracovii nie jest przecież wcale młoda i niedoświadczona.__
Za stałe fragmenty odpowiedzialna jest cała drużyna, nie tylko obrońcy. Nie można zawsze ich obwiniać, bo w wielu sytuacjach są Bogu ducha winni. Być może jednak musimy poprawić coś w organizacji gry, lepiej się ustawiać, bo nie możemy już rozdawać rywalom prezentów. Jaką mamy stratę w tabeli do Odry Wodzisław? Trzy czy cztery punkty?
Trzy.__
Świadomość, że jesteśmy na miejscu spadkowym z taką stratą do bezpiecznej strefy też na pewno nikomu nie ułatwia gry. Prawda jest taka, że zostało nam do rozegrania osiem spotkań i w każdym z nich musimy zagrać jak w finale.
Myśli Pan, że to stres i presja stoją za dziwnymi reakcjami niektórych pańskich kolegów podczas ostatnich meczów? Arkadiusz Baran i Bartłomiej Dudzic zostali ukarani odsunięciem od dwóch spotkań za brutalne faule na piłkarzach Ruchu Chorzów, we wtorek Bartosz Ślusarski dusił Piotra Dziewickiego z Polonii. Nerwy puszczają?__
Czasem takie zachowania są przejawem zbyt dużej chęci, ambicji. Aczkolwiek fakt, że sytuacja nie jest różowa, też może mieć na to wpływ. Jednak Arka bym bronił. Wprawdzie kopną rywala, ale nie zdawał sobie nawet sprawy, że to zrobił. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, dlaczego dostał taką karę. Dudzic? OK, skoczył na bramkarza. Ale Arek? Przecież on ma w Ruchu brata i kolegów, więc nie wierzę, że zrobił coś takiego umyślnie. Ukaranie go dwoma meczami to głupota.
Komisja Ligi miała w tym przypadku bardzo łatwe zadanie. Na nagraniu wyraźnie przecież widać intencję, złośliwy zamiar kopnięcia w głowę przeciwnika.__
A ja uważam, że to był przypadek. Arek zawsze grał twardo, ale nigdy nie widziałem, żeby zachowywał się nie fair.
Tak czy inaczej zaczęły się dla was schody. Przed starciem z Legią sytuacja personalna nie jest najlepsza.__
Mamy jednak szeroką i wyrównaną kadrę. Jeśli ktoś wypada, to ten, który wskakuje na jego miejsce ma pokazać, że jest w stanie udźwignąć odpowiedzialność. Proste. I jestem pewien, że każdy sobie poradzi. Zresztą dotąd nikomu nie można było zarzucić, że nie walczy, nie biega.
Grał Pan już kiedyś w zespole, który musiał bronić się przed spadkiem?__
Tak, w Lechu Poznań. Musieliśmy wygrać cztery ostatnie mecze i wygraliśmy (sezon 1997-1998 - przyp. red.).
I opowiada Pan teraz tę historię w szatni Cracovii ku pokrzepieniu serc?__
Na razie nie. Tym bardziej że zostało nam jeszcze osiem kolejek. I wierzę, że nie będziemy musieli walczyć o życie w ostatnich meczach, tylko zapewnimy sobie utrzymanie już wcześniej. Na pewno jednak walka o byt to nie są łatwe chwile dla piłkarzy. Stres bywa ogromny.
W Warszawie go pokonacie?__
Nie jesteśmy bez szans. Polska liga wiele razy pokazała już, że nie ma w niej rywali, których trzeba się bać.
Ale jest również druga strona medalu.__
No tak, nie ma też zespołów, które łatwo się ogrywa. Wyrównana liga jest w tej chwili dla nas problemem. Ja jednak wierzę w nasz zespół. Na niektórych pozycjach mamy jednych z najlepszych piłkarzy w polskiej lidze. Byłoby to niesprawiedliwe, gdybyśmy spadli. Choć mam świadomość, że ze sprawiedliwością w futbolu różnie bywa. Przynajmniej jednak skończyły się czasy, gdy sędziowie wygrywali mecze.
Innymi słowy, teraz wszystko jest w waszych nogach.__
Racja, kto wytrzyma ciśnienie, ten utrzyma się w lidze. Musimy mieć jednak świadomość, że nikt nie odpuści. Choćby ŁKS, czy Piast będą gryźć trawę, bo wiedzą, że spadek może oznaczać ich koniec. My mamy duży potencjał, ale nie wystarczy o nim mówić, trzeba go jeszcze pokazać na boisku. Nie możemy myśleć, że jakoś to będzie, jakoś się uda. Mamy przed sobą osiem meczów i w każdym musimy zagrać jak o życie.