Maja urodziła się jako wcześniak. Nie miała problemów ze zdrowiem. Szybko dogoniła rówieśników i już jako dwulatka pokazała rodzicom, że nie jest zwykłym dzieckiem. - Wszędzie było jej pełno - mówi Anna Bies, mama dziewczynki. - Była jak żywe srebro, trzeba było się sporo nabiegać, żeby nadążyć za nią - dodaje.
Wszystko zmieniło się w lutym ubiegłego roku. - Maja źle się czuła, miała gorączkę i widać było, że jest słaba - opowiada mama. - Pojechaliśmy z nią do lekarza, ale dostała leki na grypę. Leczenie polegało na obniżaniu jej temperatury. Nic nie zapowiadało dramatu. -Jednak już wtedy mój tata miał złe przeczucia - wspomina kobieta.
Dziewczynka zaczęła chorować coraz częściej. Ledwo zdrowiała, zaraz łapała kolejnego wirusa. Pewnego wieczoru położyła się do łóżka obok dziadka. Ten wspomina, że był to najgorszy dzień w jego życiu.
- Maja od kilku dni mówiła, że wszystko ją boli, jednak myśleliśmy, że zmyśla. Dzieci często przesadzają - mówi Edward Sikora, dziadek Mai. - Przyszła tego wieczoru do mnie, wtuliła się łkając, a ja najbardziej delikatnie jak to możliwe pogłaskałem ją po włosach. Zareagowała jakbym sprawił jej niesamowity ból. Wtedy zrozumiałem, że Majeczka nie ma grypy. Ma coś, co stanie się naszym koszmarem - dodaje ze łzami w oczach.
Rodzice natychmiast zawieźli córkę do szpitala.Jej stan był krytyczny. Dwie godziny zaważyły na tym, że dziewczynka przeżyła. - Trafiliśmy na oddział onkologii, hematologii i chemioterapii Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach - mówi Anna Bies. - Od rau zrobili Majce badania i poszły pierwsze sterydy, potem seria chemii - wyjaśnia.
Czterolatka jest teraz po trzech chemioterapiach. Podczas leczenia dziewczynka zmagała się z wieloma powikłaniami. Dwa razy zwalczyła gronkowca, a pleśniawka, która rozwinęła się w jej ustach, zaatakowała przełyk. - Krew płynęła jej z ust - mówi Anna Bies. - Mąż cały czas był przy jej łóżku. Wyglądała jak przezroczysta. Miała cienie pod oczami i się nie ruszała. Zupełnie jak nie to dziecko - dodaje.
Maja zakończyła leczenie szpitalne. Przed nią najważniejsze miesiące, to one zdecydują, czy nowotwór da się wyleczyć.
- Mamy ciągłe kontrole, badania, zmiany leków, nakłucia, pobieranie szpiku - wylicza Anna Bies. - Mamy też szansę, że córeczka pokona chorobę, o co się modlimy każdego dnia - dodaje.
Czterolatka jest świadoma swojej choroby. Często pyta, kiedy odrosną jej włosy. Mama tłumaczy, że prawdziwe księżniczki nie mają warkoczy, a wielkie serduszka. - Niekiedy nie wierzę, jakim cudem taka wielka wola życia mieści się w tak małym ciele - mówi Anna Bies.
Każdy może pomóc. To nic nie kosztuje
Białaczka limfoblastyczna to rodzaj nowotworu. Najwięcej wyzdrowień jest u dzieci do 7 lat. Podstawowymi objawami choroby są gorączka, poty nocne, ogólne osłabienie organizmu, siniaki pojawiające się na skórze bez powodu, bladość skóry, bóle brzucha, brak apetytu, zmiany nastroju, bóle kostno-stawowe. Maja jest po trzech seriach chemioterapii. To jednak nie koniec. Dziewczynka nadal przyjmuje ogromne dawki leków. Jest pod kontrolą lekarza onkologa kilka razy w tygodniu. Rodzina potrzebuje pieniędzy szczególnie na dojazdy do kliniki i specyfiki ratujące życie dziecka. Rodzina zbiera pieniądze na leczenie i rehabilitację Mai.
Każdy, kto chce pomóc, może wpłacić dowolną sumę na konto Fundacji "Iskierka na rzecz dzieci z chorobą nowotworową", Warszawa 02-460, ul. Daimlera 2. ING Bank Śląski nr konta: 89 1050 0099 6781 1000 1000 0344 (w tytule należy wpisać Maja Bies). Można także oddać jeden procent podatku na rzecz dziewczynki przy rozliczeniu za ubiegły rok. KRS: 0000248546, cel szczegółowy: Maja Bies.
Napisz do autorki:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+