Dla młodych internet, starsi wolą spotkania w klubach. Coraz mniej jest biur matrymonialnych, ale te, które działają, nie narzekają na brak klientów. Małopolanie szukają swoich drugich połówek
- nieważne, czy mają 20 czy 60 lat. Nie tylko w walentynki.
Marlena, 26-letnia studentka filozofii i historii sztuki, szuka w sieci. - Internet jest bardzo dobrym medium, bo jest zawsze pod ręką - mówi. - I nie wymaga dużo zachodu, nawet wstawać od komputera nie trzeba.
Marlena zagląda na dopasowani.pl, szuka też na Gadu-Gadu i Naszej-Klasie. - Dwa lata temu zakochałam się w chłopaku z sieci - opowiada. - Miał na imię Andrzej. Pracował pod Londynem, zamierzał wrócić za kilka miesięcy.
Wszystko zaczęło się przed sylwestrem 2006. Marlena przeczytała wypowiedź Andrzeja na forum na Naszej-Klasie. Stwierdziła, że ma ciekawych znajomych. Odpisała. Pierwszą noc przegadali do świtu. Swoje zdjęcia wysłała mu po tygodniu.
- Przez historię z tym chłopakiem nie wiem, kiedy przeleciało kilka miesięcy - wspomina. - Siedziałam głównie przed komputerem, w ogóle się nie uczyłam, miałam potem ogromne zaległości.
Ostatecznie ze związku jednak nic nie wyszło. Nigdy nie spotkali się w realu, bo Andrzej poznał dziewczynę w Londynie.
Wprawdzie Marlena nie znalazła jeszcze w sieci miłości swego życia, ale nie traci nadziei. Nawiązała sporo znajomości. - Mam mnóstwo kolegów z internetowych poszukiwań. Z jednym przyjaźnię się od liceum, już 10 lat. Nigdy się nie spotkaliśmy i nawet nie chcemy tego. Taki wymiar znajmości jest satysfakcjonujący.
33-letnia Iwona spod Krakowa szukała tradycyjnie, przez biuro matrymonialne. Skierowała ją tam... wróżka. - Dała mi numer do Małopolskiego Biura Matrymonialnego - mówi Iwona. - Zadzwoniłam
i po-szłam. To było dwa lata temu.
Pół roku później Iwona, rozwódka z dzieckiem, wyszła za Piotra. Niedługo znowu zostanie matką, razem z mężem spodziewają się dziecka.
Piotr nie był pierwszym z kandydatów poleconych przez biuro. - Spotkałam się z dwoma panami
i nic z tego nie wyszło - opowiada Iwona. Aż wreszcie trafiła na obecnego męża.
Krystyna Szczypczyk, właścicielka biura, przez które spotkali się Iwona i Piotr, ma obecnie około 900 klientów. Biuro znajduje się w krakowskim mieszkaniu pani Krystyny, w wieżowcu na 11. piętrze. Schludny mały pokoik z biurkiem, komputerem, kanapą, stolikiem, dywanem, sztucznymi i prawdziwymi kwiatami.
Pani Krystyna częstuje herbatą, na stoliku stawia cukierki. Można się poczuć swobodnie. Klienci umawiani są na godzinę, nie spotykają się, nie ma kolejek.
Szczypczyk podkreśla, że korzystanie z usług biur chroni klientów przed przykrymi niespodziankami. - Gdy przychodzi klient, musi pokazać dokumenty - mówi właścicielka biura. - Nie można kłamać ani na przykład odejmować czy dodawać sobie lat.
Jednak mimo to coraz mniej jest tego typu instytucji na rynku. - Profesjonalne biura już właściwie wyginęły. Dużo ich się otwiera, ale już po paru miesiącach upadają. Ja zaczynałam w 1990 roku. Wtedy nie było jeszcze internetu i po prostu było łatwiej - mówi Krystyna Szczypczyk.
Samotni Małopolanie w starszym wieku mają jeszcze inny sposób na szukanie partnerów. Spotykają się na rozmaitych imprezach, których celem jest łączenie par. W Krakowie popularnością cieszą się wieczorki Klubu Samotnych Serc. Od 18 lat organizuje je Mieczysław Kubacki. - Na cotygodniowych spotkaniach w Hotelu Europejskim zawiązują się znajmości, tworzą przyjaźnie i rodzi miłość - mówi Kubacki. - W zeszłym roku mieliśmy dwa śluby.
Jaki jest według niego klucz do łączenia ludzi? - Muszą się spotkać na żywo - stwierdza. - Można miesiącami rozmawiać przez internet, ale to nie to samo. Później okazuje się, że przeszkadzają nam drobiazgi, na przykład to, w jaki sposób ktoś mówi.
Na spotkania w Hotelu Europejskim chodzi regularnie pani Teresa, 50-letnia nauczycielka
z Krakowa. - Wspaniała atmosfera, kulturalni ludzie, świetna zabawa - opowiada. - Towarzystwo od czterdziesto- po dziewięćdziesięciolatków. Czasem zaglądają też młodzi.
Według niej, największym plusem klubowych spotkań jest to, że nikt nie czuje się na nich samotny. - Można przyjść samemu, zupełnie nikogo nie znać i bawić się doskonale - mówi.
Pani Danuta z Krakowa, 58 lat, na wieczorki Klubu Samotnych Serc chodzi już od pięciu lat. Wszystko przez córkę. - Stwierdziła, że nie powinnam sama siedzieć w domu, ale spotykać się
z ludźmi - opowiada.
Pani Danuta przyznaje, że nie jest łatwo znaleźć kogoś na stałe. - Coś zawsze nie odpowiada: albo wiek, albo inteligencja, albo sposób bycia - dodaje.
Ostatnio poznała jednak interesującego mężczyznę. Ze Stanisławem ze Skawiny przetańczyli już kilka wieczorków. Jeszcze nie wiadomo, czy znajomość przerodzi się w coś więcej, ale pani Danuta ma dobre przeczucia.