Przyznaję się bez bicia - na pierwszy ogień wybrałem z mapy, którą dostaniecie wraz z "Krakowską" już jutro, jedną z krótszych i łatwiejszych tras. Mój "góral" ma już pięć lat, a ja dużo więcej niż pięć kilo więcej. Chciałem więc sprawdzić, czy w ogóle nadajemy się: on i ja do tej roboty.
Ucieczka do lasu
Trasa rozpoczyna się na pl. Tysiąc lecia w centrum Chrzanowa. Uciekam stąd główną ulicą miasta, z której odbijam na polną ścieżkę prowadzącą w kierunku zalewu Chechło. Zanim wjedzie się do lasu, trzeba trochę powalczyć z piaszczystym podłożem. Kółka lubią zaboksować, a rower stanąć dęba. Ale droga w lesie wśród rzędów iglastych drzew jest bardzo przyjemna. Nie trzeba męczyć się wspinaczką. Śpiew ptaków łączy się z chrupaniem szyszek rozgniatanych pod kołami. Docieram nad zalew. Można tu popływać kraulem albo łódką.
To moja ostatnia godzina?
Od zalewu pojedziemy wygodnym asfaltem. Na początku "po równym" i z górki, ale później trzeba trochę się wysilić na podjeździe do Płazy. Tutaj jeden z budynków mrozi mi krew w żyłach. Na jego fasadzie zrobiono zegar. Pod nim widnieje napis "Jedna z tych godzin będzie twą ostatnią". Nie ma co, bardzo budujące.
W Płazie można porównać też, jak przez wieki zmieniła się architektura kościelna. Po prawej mamy nowoczesną świątynie, która wygląda jak wielka beczka. Po lewej murowany kościółek ogrodzony murkiem niczym zamek. Podjeżdżamy jeszcze kawałek do góry, do pałacu, który stał się domem pomocy społecznej. Następnie po grzbiecie Płaskiej Góry dostajemy się pod zamek Lipowiec. W jego wieży znajdowało się kiedyś więzienie dla niesfornych księży.
Następnie zjeżdżamy do wsi Wygiełzów, mijając Nadwiślański Park Etnograficzny. W sklepie jemy lody. Jagodowe. Ku pokrzepieniu przed kolejnym odcinkiem. A nie jest on lekki. Droga przez las do wsi Pogorzyce wiedzie ostro pod górę. To jednak nie jest najgorsze. Najcięższym utrudnieniem są roje komarów. Prowadzę rower, żeby móc te bestie odganiać. Zostawiamy insekty za sobą, prując z Pogorzyc z w kierunku Chrzanowa.
Mam 28 lat, mianuję się zapalonym rowerzystą, a nigdy nie byłem w Ojcowie. Uwierzycie? Gdy tylko dostałem rowerową mapę tras do ręki, wiedziałem, że nadrobię tę zaległość. Trasa uznawana jest za łatwą, więc możecie mnie skarcić za lenistwo, ale dla mojego stalowego wierzchowca kilka podjazdów było i tak nie lada wyzwaniem.
Przez łąki pod skały
Ruchliwymi drogami dojeżdżam do Zabierzowa. Trasa startuje spod stacji PKP, spod obskurnego dworca ruszam w kierunku miejscowości Ujazd. Ulica Rodziny Poganów daje do myślenia. Następna na szczęście to Bociania. Zapowiada jazdę wśród natury. I faktycznie. Po paruset metrach wjeżdżam na łąkę.
Z Ujazdu kieruję się na Zelków. Ładnie się tu ludzie urządzili. Schowali swoje domki za drzewami, a w ogródkach porobili małe dżungle. Wzdłuż zabudowań płynie strumyk. Kiedy pas domów się kończy, wjeżdżam do lasu. Nade mną górują wapienne skały - znak rozpoznawczy Ojcowa.
Pędem ku dolinie
W Zelkowie skręcam w prawo i jadę do Jaskini Wierzchowskiej. Bilet normalny 14 zł, ulgowy 12 zł. Rowerem do niej wjechać nie wolno, bo pewno mógłbym zdenerwować nietoperze. Kieruję się na Ojców. Uważnie przekraczam ruchliwą ulicę i staję przed zjazdem do Ojcowskiego Parku Narodowego. Z górki na pazurki. Można pruć wśród drzew z zawrotną prędkością. Tylko uważnie, bo droga mocno spękana. Mijam zwalone buki, leśne kapliczki i wyjeżdżam na brukowaną drogę. Stąd rozciąga się widok na dolinę. Kontemplacje natury psuje mi tylko jegomość, który przez komórkę tłumaczy się żonie z debetu.
Kaplica, zamek i maczuga
Wjeżdżam do centrum doliny. Stąd rozchodzą się drogi do różnych jaskiń i skał. Ja kieruję się do Ojcowa. Mijane po drodze drewniane domki przypominają mi Zakopane. Dojeżdżam do lśniącej w promieniach słońca Kaplicy na Wodzie. Stąd pod górkę pnę się do zamku w Pieskowej Skale. Po drodze mijam słynną Maczugę Herkulesa. Warto tutaj odpocząć przed podjazdem do Jerzmanowic.
Od Jerzmanowic zaczyna się zjazd, ale nie jest łatwo. Szlak zamienia się najpierw w bagno, a później w rzekę. To wynik ostatnich powodzi. Umorusany docieram pod Zabierzów. Tutaj trasa wydaje się zupełnie zapomniana. Ścieżkę ledwo można zobaczyć wśród wysokich krzaków, z których co jakiś czas wylatuje kuropatwa.
Wycieczka w liczbach
Trasa mierzy około 27 km.
Według przewodnika można ją przejechać w trzy godziny. Mnie zajęła jednak ok. czterech i pół.
Wycieczka w liczbach
Trasa mierzy około 51 km.
Według przewodnika można ją przejechać w pięć godzin. Mnie zajęła ok. siedmiu, ale lubię czasem poleżeć.