Małopolski kurator oświaty Artur Dzigański trafił wczoraj na dywanik do wojewody Stanisława Kracika. Do poniedziałku, po konsultacji z minister edukacji, wojewoda zdecyduje, czy go odwołać.
Dzigański, jak opisał "Dziennik Polski" zwrócił się z wnioskiem do wojewody, by z puli 36 tys. na nagrody, 12 tys. zł przyznać pani wicekurator i poprosił także o nagrodę dla siebie. - Z podania, jakie złożył kurator można było wywnioskować, że liczy na 24 tys. zł - mówił wojewoda.
Pracownicy kuratorium uważają, że Dzigański jest arogancki wobec podwładnych, do pracy każe się wozić służbowym autem. Poza tym zbyt dużo podróżuje. Właśnie wrócił z Czech, dziś ma wyjechać do Bydgoszczy.
Wojewoda Kracik zaprosił kuratora na spotkanie, by mu wyjaśnił, dlaczego zewsząd słyszy złe opinie na jego temat. O problemie poinformował też minister edukacji Katarzynę Hall. - Pan kurator ma o sobie dobre zdanie - mówił Kracik po spotkaniu. - Usłyszałem, że wszystko jest w porządku - dodał.
Dzigański zapewniał wojewodę, że pracownicy kuratorium odchodzą z pracy z powodu reorganizacji i zapewnił, że dobrze traktuje podwładnych.
- Z licznych podróży kuratora wyciągam wnioski, jak japońscy pracodawcy - ironizował Kracik. - Jeśli kogoś nie ma dłużej niż dwa tygodnie w firmie, to znaczy, że nie jest niezbędny. Teraz Kracik chce porozmawiać z pracownikami kuratorium.
Kurator unikał wczoraj rozmowy z reporterką "GK", komentarza odmówiła nam także jego rzeczniczka.