Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maluchy, którym spieszyło się na ten świat

Katarzyna Janiszewska
Karolek urodził się w 32 tyg. ciąży, waży zaledwie 1 kg 590. Jest maleńki i sprawia wrażenie tak kruchego, jakby najlżejszy dotyk mógł go uszkodzić
Karolek urodził się w 32 tyg. ciąży, waży zaledwie 1 kg 590. Jest maleńki i sprawia wrażenie tak kruchego, jakby najlżejszy dotyk mógł go uszkodzić fot. Joanna Urbaniec
Kiedy nad Polską szalał orkan Ksawery, Alina leżała na fotelu porodowym, krzycząc między jednym skurczem a drugim. Ledwo zdążyła dojść na fotel, bo małemu tak się spieszyło na świat. Przez ten huragan, to była sądna noc w szpitalu. Lekarze biegali od jednego porodu do drugiego. Nawet wahała się, czy by nie dać synkowi na imię Ksawery. Ale dużo wcześniej wybrała już imię Karol. A to dlatego, że mały jest zawierzony Ojcu Świętemu.

Jak w brzuszku u mamy
Środa, punktualnie godz. 12. Korytarz na oddziale intensywnej terapii szpitala Ujastek. Alina spod Nowego Sącza stoi pod salą dla noworodków i pochlipuje. Raz za razem wyciera oczy i wysiąkuje nos. Zrobiła jej się opryszczka, no i teraz nie może wejść do synka, żeby nie przenieść na niego bakterii. - Tak się bałam, że mały będzie wcześniakiem, tak się bałam, bo wiem, z czym to się wiąże, no i mam - mówi przez nos. - Teraz to on jest chyba w lepszym stanie, niż ja. Przez ten cały stres spadła mi odporność no i przyplątała się opryszczka.

Karolek urodził się w 32 tygodniu ciąży, waży zaledwie 1 kg 590. Jest maleńki i sprawia wrażenie tak kruchego, jakby najlżejszy dotyk mógł go uszkodzić. Leży sobie w inkubatorze, z rączkami rozłożonymi za główką, a specjalne maszyny pomagają mu w oddychaniu.

Na sali jest jeszcze kilka takich inkubatorów, w których wcześniaki czują się jak w brzuszku mamy: leżą na specjalnie wyprofilowanym "materacyku" imitującym macicę, mają temperaturę i wilgotność, jaka panuje w jej wnętrzu. Inkubatory są przykryte kolorowymi kocykami, bo przecież w brzuszku mamy jest ciemno. Na sali cichutko gra muzyka.

- Zastanawiałam się nad cesarskim cięciem, żeby ochronić go przed urazami - opowiada dalej Alina. - Ale gdzie tam, nie było czasu, Karol sam zdecydował, jak chce przyjść na świat. Ma charakterek. Głośno krzyczał, wiedziałam, że to dobrze. Pielęgniarka położyła mi go na brzuchu. A jak go zabierała do inkubatora, powiedziała: to daj mamie buzi. Poród był przepiękny. Karol ma 8 na 10 punktów w skali Apgar. Tyle że jest wcześniakiem.

A na kiedy ma pani termin?
Dr Beata Rzepecka-Węglarz, ordynator oddziału neonatologicznego szpitala Ujastek w zawodzie pracuje od 25 lat. Tłumaczy, że wcześniak to taki mały człowieczek, tylko że cały niedojrzały. Układ oddechowy nie jest rozwinięty tak jak być powinien. Dlatego zwykle potrzebuje wspomagania oddychania (CIPAP), a czasem maszyna całkowicie przejmuje tę funkcję (respirator). U noworodków po pierwszym wdechu tzw. przetrwały przewód Botalla samoistnie się obkurcza. U wcześniaków tak się nie dzieje.

Czasem udaje się go zamknąć podając leki, innym razem konieczna jest interwencja chirurgiczna. Wcześniaki mają niedojrzały układ nerwowy, nieprawidłowy wzorzec ułożeniowy, cierpią na nietolerancję pokarmową albo na retinopatię, która może prowadzić do ślepoty. Nie mają wykształconego odruchu ssania, nie potrafią połykać. Ich skóra jest cieniutka, bez tkanki tłuszczowej, a naczynia krwionośne znajdują się tuż pod powierzchnią naskórka.

- Mamy chcą wiedzieć, kiedy mogą wyjść do domu - opowiada dr Rzepecka-Węglarz. - A my pytamy: a na kiedy miała pani termin porodu? Do tego momentu nigdy nie używamy słowa: dobrze, w porządku. Mówimy, że stan jest stabilny. Do prawidłowego okresu porodu wiele może się jeszcze wydarzyć.

Wcześniaki to ok. 5-10 proc. wszystkich porodów. Rodzą się nawet w 23 tyg. ciąży. Ważą po 800-900 gramów i mierzą po 30-40 centymetrów. Czasem można się tego spodziewać: jeśli przyszła mama wcześniej roniła albo miała już wcześniaki. Ale w wielu sytuacjach nic na to nie wskazuje. Najmniejsza dziewczynka przyjęta w Ujastku ważyła zaledwie 410 gramów. Takie dzieci od samego początku wymagają specjalnej troski.

Teraz mama kanguruje
W południe na oddziale odbywa się tzw. kangurowanie, czyli kontakt skóra do skóry. Wygląda to tak, że mamusia siada w fotelu, maluszek leży na niej, przykryty kołderką. Słyszy bicie jej serca - jak w brzuchu - i to go uspokaja. Stan dziecka cały czas jest monitorowany, maszyny mierzą saturację, akcję serca. Mamy zwykle boją się tego kangurowania, pierwszy odruch: a nie zrobię mu krzywdy?

- Dlatego od początku staramy się włączać rodziców w proces leczenia - mówi dr Rzepecka-Węglarz. - Zobaczyć swoje maleństwo z tymi wszystkimi rurkami, cewnikami, to traumatyczne przeżycie. A my tłumaczymy, po co jest to, do czego służy tamto, jakie będą następne kroki. Stres jest mniejszy, kiedy wiedzą, co się dzieje z dzieckiem.

Alina cieszy się, bo udało się jej zmienić Karolowi pieluszkę. Choć mały strasznie się wiercił, wierzgał nóżkami, uciekał. - Mąż, jak go pierwszy raz zobaczył, mówi: śliczny, nasz jest piękny, wcale nie pomarszczony - śmieje się Alina. - Karolek to taka niespodzianka, mam już 39 lat, nie planowaliśmy trzeciego dziecka - dodaje.

Stan niektórych wcześniaków nie pozwala na to, by wyjąć je z inkubatora. Rodzice czytają im ksiażki, a niektórzy nawet śpiewają. Ważne, żeby maluszek nie czuł się samotny.

Łezka się w oku kręci
Wcześniaki leżą na oddziale po trzy, cztery miesiące. Przez tak długi czas rodzice i personel szpitala bardzo się zaprzyjaźniają. Widać to choćby po ścianach - ściany na oddziale są zawieszone zdjęciami maluchów. Rodzice przysyłają kartki świąteczne z życzeniami, podziękowania, opisują, jak rozwijają się ich dzieci.

Każdego roku, w pierwszą niedzielę czerwca szpital organizuje spotkania "Blisko siebie". Jest wielka feta, wesoła zabawa i mnóstwo wzruszeń. Maluchy uratowane na oddziale biegają beztrosko, a rodzice wymieniają się doświadczeniami.

- Nieraz obliczymy, że przyjdzie 120 dzieci, a przychodzi dużo więcej - opowiada dr Rzepecka-Węglarz. - Rodzice już wcześniej dopytują: pani doktor, bo nie dostałam zaproszenia, no kiedy to będzie? Jest taki 4-letni Bartuś, który urodził się w 24 tygodniu ciąży, wiele przeszedł. A teraz przynosi nam bukiecik kwiatków i mówi: dziękuję. Łezka się w oku kręci. Dla takich chwil warto wykonywać ten zawód.

Na tym oddziale trzeba być szybkim i... mieć zdolności manualne. Tutaj nie woła się chirurga, anestazjologa, lekarze robią wszystko sami: wejścia centralne, obwodowe, wkłucia. To, co jeszcze łatwo da się zauważyć na tym oddziale, to ciepła, rodzinna atmosfera. Mimo ogromnego stresu, napięcia i odpowiedzialności jakie towarzyszą tej pracy.

- W czasie porodu było przy mnie tak wiele osób, że byłam w szoku: lekarze, pielęgniarki - opowiada Alina, mama Karolka. - Na wszystko byli przygotowani. W pogotowiu stał już nawet rozgrzany inkubator.

Obwiniałam siebie...
Elżbieta Wito i Wojtuś są już w domu. Maluch urodził się w 26 tygodniu ciąży, miał 33 cm i ważył 960 gramów. Wiele przeszedł. Przyplątała mu się infekcja i musiał brać silne antybiotyki, cierpiał na retinopatię - więc potrzebny był zabieg na oczka, przez kilka tygodni oddychał za niego respirator. Przez pierwszy tydzień Eli nie pozwalano wejść do małego.

- To był najgorszy czas w moim życiu - mówi Elżbieta Wito, która nawet dziś, na wspomnienie tamtych chwil nie może powstrzymać łez. - Był nawet taki moment, że wzywaliśmy księdza... W nocy nie mogłam spać, bałam się, że zadzwoni telefon ze szpitala. Długo obwiniałam siebie, myślałam, że to moja wina, bo dostałam infekcję. Bałam się go dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy. Mąż mówił: no,dotknij go. Pogłaskałam Wojtusia po główce i poczułam, że mnie słyszy, że dodaję mu siły - dodaje wzruszona.

Dziś Wojtuś ma już 14,5 miesiąca, waży 11,5 kg, ma apetycik, dokazuje, wszystko go interesuje, w każdy kąt chciałby zajrzeć. Jest radosny, raczkuje, zaczyna chodzić, mówić. Nie wymaga już rehabilitacji. Świata nie widzi poza tatą. Wystarczy, że zrobi jakąś minę, gest i mały wybucha śmiechem.

- Wojtuś urodził się w imieniny męża - opowiada Ela. - I mąż uznał, że to jego prezent imieninowy. Najwspanialszy. Nie zwracał uwagi, że synek urodził się za wcześnie, najważniejsze, że był. Mężczyźni chyba nie zdają sobie sprawy, jak wyglądają zwykle noworodki. Widziałam to na oddziale: matki miały przerażenie w oczach, a tatusiowie: o jejku, ale on cudny, do ciebie podobny - uśmiecha się.

Elżbieta nie spuszcza małego z oka. Prawie nie wychodzi z domu, bo nie chce go zostawiać. Jest z tych trochę nadopiekuńczych mam. Chce synkowi wynagrodzić tydzień, kiedy jej przy nim nie było.

***
Przed świętami na korytarzu szpitala Ujastek staje choinka. Gałązki uginają się od słodyczy i bombek: od Joasi, od Krzysia, od Marysi, od Justynki, od Karolka. Bombek przybywa i przybywa, można by tak wymieniać bez końca.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska