- Jesienią przegraliście na własnym boisku z Jawiszowicami aż 0:7, ale wiosną, na boisku rywala, nie było widać, żeby Pana zespół miał z tego powodu jakiekolwiek kompleksy...
- Jesienne spotkanie wymazaliśmy z pamięci. Wiedzieliśmy, że pokonać rywala prezentującego śląskie, agresywne granie, możemy tylko jego własną bronią. To dlatego od początku byliśmy niezwykle zdeterminowani. Skoczyliśmy rywalom do gardeł. Gospodarze długimi okresami sprawiali wrażenie mocno zagubionych.
- Gola zdobyliście jednak szczęśliwie, a właściwie gospodarze strzelili go sobie sami...
- Tak, ale mieliśmy też swoje sytuacje brakowe. Przecież rywali dwa razy od utraty gola ratował słupek. Ważne jest przede wszystkim to, że wreszcie udało nam się w tyłach wyjść na zero.
- Duża w tym była Pana zasługa.
- No ważne były zwłaszcza wygrane pojedynki z liderem jawiszowiczan, Adrianem Korczykiem. Ten chłopiec z powodzeniem mógłby zagrać ze trzy klasy wyżej. Musiałem się trochę naciągnąć, żeby odbić uderzoną przez niego piłkę, a swoje lata już mam (śmiech).
- Sukces Pana zespołu jest podwójny, bo przez ostatnie pół godziny grał w liczebnym osłabieniu.
- Mam trochę żalu do sędziego głównego, że w kilku bliźniaczych sytuacjach gospodarzom przyznawał rzuty wolne, a my nie mogliśmy liczyć na podobne przywileje. Jednak wtedy zwycięstwo smakuje podwójnie.
- O co Cedron walczy na wiosnę?
- Ważne, że po inauguracyjnej wpadce w Białce 0:4 zostawiliśmy serce na boisku. Tak musi być w każdym meczu, to wtedy umocnimy swoją pozycję w środku tabeli.
v