https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maria Pakulnis: Widocznie kariera w kinie nie była mi pisana

Paweł Gzyl
Za młodu doznała strachu i biedy. Marzyła więc o lepszym świecie. Trafiła do niego za sprawą aktorstwa. Choć nie zrobiła filmowej kariery, spełnienie przyniósł jej teatr.

Triumfy w łyżwiarstwie

Wychowała się na Mazurach w domu przesiedleńców z Litwy. Jej rodzice uciekli „czerwonej zarazie” i znaleźli przystań w Giżycku. Oboje byli pokaleczeni przez wojnę: ojciec miał za sobą aresztowanie i zsyłkę na Sybir, zabijał więc bolesne wspomnienia alkoholem. Matka popadła w depresję i nie umiała dzieciom okazać ciepła. Mała Marysia nigdy nie usłyszała od rodziców, że jest kochana.

Wytchnienie dawała jej najpierw mazurska przyroda. Wraz z innymi maluchami biegała po okolicznych łąkach i kąpała się w pobliskich jeziorach. Potem zainteresowała się sportem. Zaczęła uprawiać łyżwiarstwo i nawet została wicemistrzynią Polski juniorów w sztafecie. Wyjazdy na treningi i zawody były dla niej rzadką okazję do zobaczenia innego świata.

Oszołomiona i przerażona

Kiedy przyszło do wyboru szkoły po podstawówce, dziewczynka zdecydowała się na pięcioletnie liceum pielęgniarskie. Chciała jak najszybciej zdobyć zawód i móc pomagać finansowo rodzicom. Szkoła, do której trafiła, była jak zakon: „Nosiłyśmy szare fartuszki z białym kołnierzykiem, białymi mankietami, czepkiem, który trzeba było codziennie ręcznie prać, krochmalić i prasować” – wspominała po latach.

Maria myślała, że po maturze pójdzie na medycynę. Polonistka przekonała ją jednak, aby spróbowała swych sił na egzaminie do szkoły teatralnej. Ponieważ syn nauczycielki zdawał do Akademii Muzycznej w stolicy, kiedy jechała z nim, zabrała ze sobą również Marię. Dziewczyna była przerażona i oszołomiona wielkim miastem – ale zachwyciła komisję i zdała za pierwszym podejściem.

Urodziny na nowo

Zanim Maria przyjechała do Warszawy na studia, była może raz czy dwa w teatrze. Dlatego świat, w który weszła, był dla niej kompletnie nieznany. Początkowo czuła się zagubiona i czuła się gorsza od swych kolegów i koleżanek. Rodzice nie mogli jej wesprzeć finansowo, uratowało ją to, że otrzymała bezpłatny akademik i stypendium. I z czasem rozwinęła skrzydła.

- Początki były trudne - niejedną godzinę przepłakałam. Wydawało mi się, że się nie nadaję do tej szkoły, że nie pasuję do tego świata. Przeżywałam naprawdę ciężkie chwile. Miałam poczucie inności i wyobcowania. Na szczęście miałam na roku bardzo fajnych ludzi. I tak, powoli, jakoś człowiek odnajdował siebie. Poznawałam życie od nowa, właściwie na nowo się urodziłam – mówi w Interii.

W kinie i w teatrze

Weszła w zawód w trudnym momencie, kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny. Co gorsza zadebiutowała w filmie, który niezbyt podobał się komunistycznym władzom – ekranizacji „Doliny Issy” Miłosza. Niewątpliwa uroda i talent pomogły jej jednak grać coraz ciekawsze role. I to właśnie w latach 80. stworzyła najwybitniejsze kreacje: w „Zygfrydzie”, „Jeziorze Bodeńskim”, „Oszołomieniu”, „Konsulu” i „Zabij mnie glino”.

Nie zaniedbała przy tym ukochanego teatru: najpierw grała we Współczesnym, potem w Dramatycznym, a obecnie w Ateneum. Ma na swym koncie niezliczoną ilość występów na tych scenach. I bardzo je docenia. Niestety: z czasem zapomniało o niej kino. Czasem pojawia się w drugoplanowych rolach, jak w serialu „Osiecka” czy w filmie „Johnny”, ale nie są to role na miarę jej możliwości. „Widocznie kariera w kinie nie była mi pisana” – śmieje się.

Spotkanie z mistrzem

Pierwszą wielką miłością Marii był jej kolega z liceum. Kiedy udało mu się wyjechać do USA, chciał ściągnąć swą wybrankę do siebie. Ta jednak nie zdecydowała się na taki odważny krok. Potem, kiedy już zaczęła pracować, podczas prób do jednego ze spektakli, poznała aktora i reżysera Krzysztofa Zalewskiego. Tak się sobą zachwycili, że mężczyzna zostawił dla niej żonę i dziecko.

Początkowo on był jej mistrzem: podsuwał jej książki i płyty, zabierał do kina i teatru. Nigdy się więc z nim nie nudziła. Przetrwali razem trzy dekady. Doczekali się syna Jana i kiedy chłopak był w liceum, Krzysztof zachorował na raka. Walczył z nim dwa lata, ale ostatecznie zmarł, mając 60 lat. Aktorka poświęciła się wychowaniu syna i nie związała się już z nikim na stałe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska