Tyszanie są coraz bliżej przełamania klątwy finałowych bojów z krakowianami (wszystkie pięć wcześniejszych finałów z Cracovią przegrali) i odzyskania po dwuletniej przerwie tytułu mistrzów Polski. Mogą to zrobić już w środę na Stadionie Zimowym jeśli po raz czwarty pokonają „Pasy”.
– Szampana bym raczej na lodowisko nie wnosił, bo to może przynieść pecha. Na miejscu tyszan nie szykowałbym się na świętowanie, ale na niesamowity bój od pierwszej sekundy. Mam jednak nadzieję, że korki na lodowisku w Tychach wystrzelą i GKS po raz trzeci zostanie mistrzem Polski – powiedział Mariusz Czerkawski.
Najsłynniejszy polski hokeista wybiera się na jutrzejsze spotkanie komentując je w TVP Sport i będzie trzymał kciuki za klub, którego jest wychowankiem.
– To wszystko zmierza w dobrą stronę. Widać, że jest w Tychach wiara w to, że mogą pokonać Cracovię i sięgnąć po złoto. To było widoczne zarówno w trakcie gry jak i w wypowiedziach zawodników i trenerów. Celem dwumeczu w Krakowie było wygranie jednego pojedynku i to zawodnicy GKS zrealizowali. Teraz mogą postawić kropkę nad „i” w tej mistrzowskiej rywalizacji na własnym lodowisku – dodał Czerkawski.
Pytany o to czym tyszanie przewyższają krakowian, były zawodnik mający na koncie 745 meczów w lidze NHL i 42 w Pucharze Stanleya odparł: – GKS ma po prostu szerszy skład od Cracovii. Na lodzie gra 21 zawodników i każda formacja coś wnosi do drużyny, a w kolejce na występ czekają kolejni nieźli zawodnicy. Dobrze broni Stefan Żigardy, choć do Rafała Radziszewskiego też nie można mieć zastrzeżeń, w przeciwieństwie do gry obronnej krakowian. Generalnie poziom rywalizacji o złoto może zadowolić kibiców. Jest w tych finałach dużo walki, dużo ambicji. Pod względem technicznym też to wygląda nieźle. Tylko te przewagi, które rozgrywane są fatalnie, nawet gdy gra się pięciu na trzech. To niestety później odbija się na grze reprezentacji Polski, która też kiepsko radzi sobie, gdy rywal siedzi na ławce kar – stwierdził 45-letni Czerkawski.