Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Żytko: Stawowy przekonał nas, że potrafimy grać

Jacek Żukowski
Mateusz Żytko miał udaną jesień, podobnie jak większość kolegów
Mateusz Żytko miał udaną jesień, podobnie jak większość kolegów FOT. WOJCIECH MATUSIK
Kiedy przychodzi trener związany z Krakowem, który ma w sercu Cracovię, to dla nas jest liderem, za którym idziemy jak w dym. I on też idzie za nami. To jest jak w fizyce - ciało działa na ciało i odwrotnie. Szybko zaczął łączyć nas jeden cel - tak o trenerze Stawowym, w rozmowie z Jackiem Żukowskim mówi stoper Cracovii Mateusz Żytko.

Zacznę może przewrotnie, wszyscy Was chwalą za występy jesienią, ale trzecie miejsce, jakie macie po pierwszej rundzie, nie daje przecież awansu...
Zgadzam się, ale patrząc z szerszej perspektywy, jest jednak dosyć dobrym wynikiem. Różnie o nas myślano, gdy spadliśmy
z ekstraklasy, jedni się modlili, żebyśmy się utrzymali w lidze, bo co mogą grać ci, którzy spadli? Odmieniło nas przyjście trenera Stawowego. Byliśmy jak w transie i szybko udało się nam pojąć sposób grania. Myślę, że skoro w tak krótkim czasie udało się nam coś ciekawego zbudować od podstaw, to jest to niewątpliwie dobry wynik. Jednak w szatni mieliśmy spory żal i pretensje, nie do siebie, ale ogólnie, że mogliśmy zrobić więcej. Pozostał więc niedosyt i na przyszłą rundę będziemy bardziej zmobilizowani.

Dwa razy byliście jesienią na drugim miejscu, ale bardzo szybko z niego spadliście po meczach w Niecieczy i Jaworznie z Tychami, które to spotkania przegraliście.
Niestety, trochę nam zabrakło. W każdym meczu dążyliśmy do pozytywnego rezultatu, ale popełniliśmy proste błędy z Niecieczą
i błędy przy stałych fragmentach gry z Tychami. Choć paradoksalnie ten drugi mecz, był jednym z naszych lepszych występów w rundzie.

Przed sezonem myślał Pan, że będzie lepiej czy gorzej? A może spodziewał się Pan właśnie takiego miejsca, jakie zajmujecie?
Przystępowałem do sezonu z takim przeświadczeniem, że w poprzednim zawaliliśmy i jest coś do udowodnienia kibicom. Na pewno była niewiadoma. Po tygodniu - dwóch pracy z trenerem Stawowym można było już być optymistą. Widzieliśmy, co niosą ze sobą treningi, a gdy doszły jeszcze sparingi, widać było, że gramy ciekawą piłkę. Przystępowaliśmy więc do rozgrywek pewni swych umiejętności, ale był ten znak zapytania, jak przełożymy to na grę w meczach ligowych, gdy dochodzi stres. Nie myślałem o niczym innym jak o powrocie do ekstraklasy, ale nie mogę powiedzieć, że byłem pewny swego.

Po spadku drużyna była rozbita, odeszło wielu zawodników, nie było wiadomo, czy stworzycie dobry team...
Wszyscy zawodnicy dostali wolną rękę w poszukiwaniu klubów. Ci, co chcieli, to jednak zostali. Nie szukałem innego pracodawcy, chciałem zostać. I zaczęło się nakręcanie na sukces, zapanowała dobra atmosfera i to procentuje. Z zahukanego zespołu, w którym każdy bał się wziąć odpowiedzialność na siebie, staliśmy się mocną drużyną, nie tylko własnego boiska.

Jak to się stało, że trener Stawowy tak szybko do Was trafił, przekonał do swojej koncepcji? Proces ten przebiegł praktycznie bezboleśnie, bez większych strat punktowych.

Właśnie to świadczy o klasie trenera, że potrafił trafić do nas tak szybko. Kiedy przychodzi trener związany z Krakowem, który ma w sercu Cracovię, to dla nas jest liderem, za którym idziemy jak w dym. I on też idzie za nami. To jest jak w fizyce - ciało działa na ciało i odwrotnie. Szybko zaczął łączyć nas jeden cel.

Czy z takim stylem - na wskroś ofensywnym - miał Pan wcześniej do czynienia w innych klubach?

Na pewno w wielu drużynach nie gra się tak, jak my gramy. Zabronione jest np. rozgrywanie piłki w okolicach własnego pola karnego. A u nas trzeba grać od bramki, krótkimi podaniami. Dobrze ten styl jest przyjmowany przez kibiców, a drużyna ma dużą przyjemność z grania. Aż tak dokładnego planu gry jak teraz nigdy wcześniej nie miałem. Każdy ma swoje miejsce. Wie, jak w danej sytuacji zagrać, do kogo podać i wykonuje to automatycznie. Świetnie to wygląda, ale gdybyśmy nie mieli predyspozycji do takiej gry, to mogłaby ona wyglądać inaczej. Widać, że mamy technicznych, szybkich, zwrotnych zawodników. Każdy, od bramkarza do napastnika, potrafi grać w piłkę. Być może wiele jest takich piłkarzy w innych klubach, ale nikt tego nie praktykuje, nie cieszy się tak grą. Odbiór był u nas do niedawna fatalny, mówiono, że nie potrafimy grać w piłkę, okazuje się, że potrafimy, tylko przyszedł ktoś, kto to zobaczył.

Chyba najbardziej jaskrawym przykładem metamorfozy jest Vladimir Boljević?
Oczywiście, nikt się tego nie spodziewał, że Władek będzie tak dobrym strzelcem, skoro wcześniej był defensywnym pomocnikiem. Widać, że nasz system gry preferuje uniwersalnych zawodników.

Ma Pan w swojej karierze aż cztery spadki z ekstraklasy i tylko jeden awans do niej...
Tak, z Zagłębiem Lubin, z którym też potem zdobyłem mistrzostwo. Wiele grałem w I lidze, wiedziałem, czego się po niej spodziewać. Gdy byłem w Wiśle Płock, nie udawało się nam awansować, kończyło się na samym stawianiu celów. Czasem łatwiej się utrzymać, niż awansować, bo spadkowicze traktowani są wyjątkowo. Każdy chce zabłysnąć w meczach z nimi.

Mogliście się o tym przekonać szczególnie na wyjazdach, gdy przegrywaliście w Ząbkach czy Grudziądzu. A i w wygranych spotkaniach, takich jak np. w Stróżach, nie było wcale łatwo.
Jeśli popatrzeć w statystyki, to widać, jakie wyniki notowali rywale w kolejnym meczu po konfrontacji z nami. Przeważnie przegrywali. Mobilizowali się szczególnie, a przy naszym stylu gry musieli się sporo nabiegać i potem mieli ciężkie nogi.

Jest Pan nominowany w plebiscycie Polskiego Związku Piłkarzy do miana obrońcy roku w I lidze. Jak Pan odbiera to wyróżnienie?
Każdy człowiek lubi być chwalony. To jest bardzo miłe, ale jestem na tym etapie, że absolutnie nie przewróci mi to w głowie.

Przeszedł Pan kolejną transformację - z bocznego obrońcy w środkowego. Chyba już na dobre zakotwiczy Pan na stoperze, bo w tym miejscu widzi Pana trener?
Pewnie w najbliższym czasie to się już nie zmieni. Ale u trenera Stawowego gra na stoperze to połączenie środkowego i prawego obrońcy. Grałem nawet skrzydłowego, wrzucałem piłki kolegom. Myślę, że ta pozycja, na której gram obecnie, najbardziej mi odpowiada.

Czy sądzi Pan, że wiosną ktoś oderwie się od reszty stawki, czy też walka o awans będzie trwała aż do ostatniej kolejki?
Nie można dzisiaj przewidzieć jak się to wszystko rozwinie. Chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć wyników. Drużyny "skazane" na awans potrafiły gubić punkty. Wiadomo, że druga runda jest zawsze trudniejsza, bo zespoły zagrożone spadkiem potrafią też "urywać" punkty faworytom. Nie mogę niczego przewidzieć, ale mogę obiecać, że dołożymy wszelkich starań, by w przyszłym sezonie znaleźć się w ekstraklasie.

Kto będzie Waszym głównym konkurentem w walce o upragniony awans?
Największym wrogiem Cracovii jest sama Cracovia. Gdy my czasem czegoś nie zagramy tak jak mamy powiedziane, gubimy się, to jesteśmy sami dla siebie największym rywalem.

Na Waszą korzyść będzie działało to, że gracie aż dziesięć spotkań u siebie, a na własnym stadionie czujecie się wyśmienicie.
Uważam, że z tą frekwencją na trybunach i z tym dopingiem dokonamy tego, o czym wszyscy marzą.

Ksiądz czuje się zaszczuty. Hit disco polo na lekcji religii [WIDEO]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska