Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieliśmy traumę, ale życie toczy się dalej

Redakcja
Zbigniew Nęcki
Zbigniew Nęcki Marcin Makówka
- Ostre manifestacje wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim i wysokie rekompensaty dla rodzin zmarłych budziły, mówiąc łagodnie, kontrowersje - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

To oni zginęli 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku

Boi się Pan rocznicy smoleńskiej?
Generalnie nie, bo wydaje się, że jest ona częścią naturalnego procesu. Po prostu: ludzie z okazji rocznicy straty swoich bliskich próbują organizować różnego rodzaju rytuały, dzięki którym ból, poczucie straty i krzywdy wyrządzonej przez los czy innych ludzi stają się trochę mniej dotkliwe. Te obchody będą miały funkcję osobistego przeżycia dla bliskich ofiar, a dla reszty społeczeństwa staną się okazją do uszanowania pamięci ludzi ważnych w życiu publicznym, a więc odgrywających w życiu każdego z nas znaczącą rolę. Psychologicznie pozytywny charakter rocznicy jest więc dla mnie oczywisty.

Nie dostrzega Pan, że przynajmniej w części tych obchodów nie chodzi o złagodzenie bólu, ale o jego podtrzymanie?

To już kwestia interpretacji tego, co przeżywaliśmy w ciągu tego roku. Ostre manifestacje wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim i wysokie rekompensaty dla rodzin zmarłych budziły, mówiąc łagodnie, kontrowersje. Te drażliwe okoliczności i wiele drobniejszych faktów, jak np. wypowiedzi zawierające napaści, pretensje i oskarżenia wobec wszelkich instytucji, były dowodem złych nastrojów. Ja jednak nie robiłbym z tego zarzutu wobec ludzi zgłaszających takie pretensje. Traktowałbym je jako krzyk człowieka skrzywdzonego, który nie widzi sprawiedliwego postępowania w sprawie katastrofy. To, czy postępowanie jest rzeczywiście sprawiedliwe czy nie, jest zupełnie inną kwestią. Ludzie skrzywdzeni mają prawo do głoszenia swojego punktu widzenia, nawet jeśli jest on kontrowersyjny dla innych. To, czego bym się naprawdę obawiał, to upolitycznienia tego nieszczęścia.

To zaczęło się niemal rok temu, zaraz po 10 kwietnia.
Każdy z nas, kto przeżywa ogromne dramaty, może mówić od rzeczy, budować paranoidalne teorie wszechświata, wymyślać prześladowców, bo rozpaczliwie próbuje sobie wytłumaczyć zło, które się stało, a nie ma jasnego źródła. Tego jednak, że rozpoczęła się wojna polityczna, nie można uznać za podobny przejaw szoku emocjonalnego. Jako wyrachowany program realizowany z premedytacją przez ugrupowania, które chcą użyć katastrofy w konflikcie o władzę, jest dla mnie nie do przyjęcia. Jeżeli rozmawiamy o moich rocznicowych niepokojach, to obawiam się, że takie polityczne traktowanie Smoleńska zaowocuje przedłużaniem się konfliktu. Wspomnienia o katastrofie powoli będą przygasać. Tak samo jest z krzyżami przy drogach. Stawiane są w emocjach, a potem zapominane. Podobnie wspomnienia o Smoleńsku będą już nie tak drażniące, a świeże kwiaty zmienią się w wiązanki kwiatów sztucznych.

Jest w Polakach oczekiwanie, żebyśmy się w nieszczęściu jednoczyli. Czy ta katastrofa dawała w ogóle na to szanse?
Nieszczęścia rzeczywiście jednoczą, ale te spowodowane przez wspólnego wroga. Jeżeli wróg jest zdefiniowany jasno, to działając wspólnie, mamy szanse go zwalczyć.

Zjednoczyć mógłby więc nas zamach?
Zintegrowałaby nas wojenna atmosfera, gdyby ujawniony został wróg odpowiedzialny za to zdarzenie. Funkcji przeciwnika nie pełni jednak los, zbieg okoliczności ani nieokreślona sowiecka konspiracja. Wydarzenia o niejasnych przyczynach nas dzielą, a łączą tylko ludzi przyjmujących taką samą interpretację źródeł nieszczęścia. Katastrofa oceniana jako wspólna strata mogła spowodować zbliżenie. Interpretowana jako zamach na dobra części z nas, spowodowała narastanie wrogości. Im dłużej trwa niewyjaśniona sytuacja, tym wzajemne pretensje powiększają się, zamiast łagodnieć. W miarę narastania różnic w interpretacji przyczyn i przebiegu katastrofy zaczniemy mieć grupy ludzi coraz intensywniej się zwalczających. To mechanizm widoczny w wielu konfliktach społecznych, a nazywany prymitywizacją obrazu konfliktu. Tego rodzaju sytuacje przeciągają się na lata - i to nam tu grozi.

No to jakie jest wyjście? Przecież po Smoleńsku nawet nasz Kościół zużył sporo swojego autorytetu, a innych autorytetów, słuchanych ponad podziałami, już nie widać.
O, Kościół jeszcze mógłby wyciągnąć tu parę asów. Ale sądzę, że między stronami mogłyby przecież mediować autorytety publicystyczne, ludzie nauki.

Mówił, że zaczarowałam go oczami

Nie powiodła się żadna ponadpartyjna inicjatywa związana ze Smoleńskiem.
Lecz to nie znaczy, że podobne przedsięwzięcie nie uda się w przyszłości. Dotąd świeża strata działała oślepiająco. Możemy przypuszczać, że emocje będą się wyciszały i będziemy o sprawie dyskutować, ale troszkę spokojniej. Wszystkie dramaty w naszej historii - razem z powstaniami, aż po warszawskie - budziły wieloletnie emocje, jednak z czasem nawet one stygły.

Nie ma Pan wrażenia, że ludzie mają dość tej katastrofy? Uciekają w dowcipy o Smoleńsku.
Każdy temat staje się za ciężki do udźwignięcia, gdy jest nadmiernie eksploatowany. Dowcipy związane z Wawelem i parą prezydencką pojawiają się jako naturalna reakcja, forma przywrócenia równowagi nastrojów. Temat Smoleńska zostanie dramatycznym elementem historii Polski, ale gdy pojawi się inny równie mocno angażujący emocje, przestanie być gorący.

Ta katastrofa zmieniła świadomość naszego pokolenia?
Wielkie zmiany nie nastąpiły. Ludzie przyjęli Smoleńsk tak jak śmierć bliskich, jak zbiorowe nieszczęście, ale życie toczy się dalej. Wielu natomiast doświadczyło dumy, że państwo mimo utraty tylu ważnych osób funkcjonowało całkiem dobrze i wytrzymało wstrząs.

A zna Pan ludzi, którzy nie mogą pozbyć się uczucia wstydu za państwo, które straciło prezydenta w takich okolicznościach?
Nieudolność mamy wpisaną w system państwowy dość głęboko. Te wypadki, kiedy ginie 18 osób w mikrobusie, skandaliczne sytuacje kolejowe... Nie wstydźmy się ich, bo gdyby to uczucie zwyciężyło, nasz patriotyzm byłby zagrożony. A jest przecież mnóstwo argumentów ku naszej obronie. Mamy świadomość, że żyjemy raz, i uczymy się świata. Państwo też ciągle się zmienia. Kolejne lekcje demokracji idą nam z trudem. Mamy blokady, przyzwyczajenie do kombinacji, niechęć do przestrzegania procedur. One nałożyły się na siebie w smoleńskim zbiegu okoliczności.

To dla mnie jednak nie powód do wstydu, ale do rachunku sumienia, który skłoniłby nas do lepszego funkcjonowania w codziennym życiu. Na przykład żebyśmy przestali chojrakować na drogach, a jeździli zgodnie z przepisami, jak Austriacy. Każdy z nas ma coś za pazurami. Smoleńsk to tylko wierzchołek góry lodowej. Ta jej ukryta część spowodowało, że nam zdarzyła się katastrofa, do jakiej w krajach zachodnich dojść by nie mogło.

Rozmawiał Marek Bartosik

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Gang Olsena napadł na bank ING w Nowym Targu
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska