Oświęcimianie wygrali, bo mieli w swoich szeregach „trzech muszkieterów”, czyli zawodników może niewielkich wzrostem, ale za to o wielkim sercu do walki. Miło było popatrzeć na takich wojowników jak: Mikołaj Kukiełka, Konrad Formas czy Kamil Narwojsz, który robił grę w środku pola, ale musiał opuścić boisko z powodu kontuzji.
- Dzisiaj się przełamiemy – deklarował przed meczem Mikołaj Kukiełka. Na początku trudno było dać wiarę jego słowom, bo już pierwsza piłka rzucona za plecy oświęcimskich obrońców sprawiła, że Tomasz Palonek popędził na samotne spotkanie z Adrianem Koziełem i szansy nie zmarnował.
Oświęcimianie, owszem, atakowali, ale to nie miało przełożenia na sytuacje bramkowe. No może poza jednym zagraniem wzdłuż bramki przez Eryka Zontka. Jego intencji nie zrozumieli koledzy z drużyny.Tymczasem goście mieli dwie akcje do podwyższenia wyniku. W obu przypadkach szczęścia zabrakło Kacprowi Sądelowi.
Dopiero w ostatniej akcji przed przerwą, Mikołaj Kukiełka urwał się lewą stroną, po podaniu od Maksymiliana Nowaka, wpadł w pole karne i strzałem po długim rogu pokonał Marcina Seweryna.
Jednak po przerwie w szeregi oświęcimian znowu wkradło się rozprężenie. Jeszcze w 51 min tuż nad poprzeczką uderzył Mirosław Tabor. Chwilę później, po błędzie w polu karnym, gola dającego gościom prowadzenie zdobył Krzysztof Satoła.
Wśród miejscowych aktywny był Mikołaj Kukiełka. Jak urwał się prawa stroną, to szukał szczęścia w strzale po krótkim rogu, lecz trafił w boczną siatkę. Później tak dograł przed pustą bramkę Patrykowi Formasowi, że ten miał tylko przyłożyć nogę, a spudłował. - Dajcie mi jakieś lekarstwo na nieskuteczność – pieklił się po meczu oświęcimski napastnik.
Wreszcie, po rzucie wolnym, z prawej strony w pole karne wpadł Patryk Łukasik i mecz zaczął się niejako od nowa.
Później obie strony szukały okazji do zadania decydującego ciosu. Wśród gości w poprzeczkę trafił Piotr Kazek (78 min). W odpowiedzi Grzegorz Wójtowicz uderzył nad poprzeczką.
Skoro w szeregach Soły ostro pracowało trzech muszkieterów, to i musiał się pojawić także D'Artagnan. W jego rolę wcielił się Grzegorz Wójtowicz, który – po otrzymaniu podania z lewej strony – znalazł się sam w polu karnym i szansy nie zmarnował.
- W takiej sytuacji najważniejsze jest to, żeby trafić w bramkę. Nie czułem stresu - wyjawił po meczu strzelec zwycięskiej bramki dla Soły. - Dobrze, że wchodząc z ławki dałem dobrą zmianę. Nie strzelam goli zbyt często, więc jeden decydujący o losach meczu był dla mnie małą rekompensatą za serce włożone w spotkanie. Takie gole się pamięta - dodał Grzegorz Wójtowicz.
To nie był koniec emocji. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry goście mieli rzut rożny. W pole karnym zameldowali się wszyscy piłkarze, łącznie z bramkarzem. Piłka trafiła do Wiktora Nagrodzkiego, który – mając przed sobą tylko Adriana Kozieła – uderzył w niego zbyt lekko i sędzia zakończył to emocjonujące spotkanie.
Soła Oświęcim – BKS Bochnia 3:2 (1:1)
Bramki: 0:1 Palonek 6, 1:1 Kukiełka 45, 1:2 Satoła 52, 2:2 Łukasik 65, 3:2 Wójtowicz 90+3.
Soła: Kozieł – Byrski, Szumniak, Ogórek, Kukiełka – Łukasik, Nowak (70 Wajda), Narwojsz (60 Wójtowicz), K. Formas – Zontek, P. Formas.
Bochnia: Seweryn – Czerwiński, Szot, Chlebek, Dymura – Juszczak, Sądel (46 Tabor), Kazek (80 Polański) – Satoła (60 Nagrodzki), Palonek.
Sędziował: Szymon Krawczyk (Oświęcim). Żółte kartki: Seweryn, Satoła. Widzów: 20.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska