MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Młodość spędzili na wojennej tułaczce

Marek Podraza
Jerzy Tomasik nauczyciel historii gorlickiego Kromera odtworzył wojenny szlak braci Stanisława i Franciszka Kordylów. Franciszek to dziadek pana Jurka. Obaj bracia przeżyli I wojnę światową i utrzymywali kontakt ze sobą walcząc na jej frontach.

Ilu gorliczan walczyło podczas pierwszej wojny światowej - tego dokładnie nie wiadomo. Losy wielu żołnierzy na różnych frontach pozostały często nieznane, podobnie jak i ich miejsca śmierci. Niektórym udało się jednak przeżyć wojnę i powrócić do rodzinnych domów. Bracia Stanisław i Franciszek Kordylowie z Glinika byli jednymi z nich, a ich losy wojenne zebrał i odtworzył Jerzy Tomasik, nauczyciel historii w I LO w Gorlicach. - Franciszek Kordyl był moim dziadkiem. Walczył w 20. Cesarsko-Królewskim Nowosądeckim Pułku Piechoty, między innymi o wzgórze Pustki nad Łużną - opowiada nam Jerzy Tomasik.

Dziadek dużo opowiadał mu o wojnie. Zaszczepił w nim szacunek do historii. To w dużym stopniu przyczyniło się do tego, kim teraz jest. - Kilka lat temu postanowiłem opisać ich szlak bojowy. Zmotywowała mnie do tego zbliżająca się setna rocznica bitwy pod Gorlicami. Zacząłem zbierać materiały, wertować archiwa, odwiedzać miejsca walk. I tak udało się odtworzyć mały skrawek historii, której bohaterami byli dwaj gorliczanie - mówi Jerzy Tomasik.

Rodzinny dom Kordylów stał w Gliniku w części Brzezie. Teraz to jest ulica Wspólna. Ojciec był leśniczym. Żyli bardzo skromnie, bo w domu było do wyżywienia dziesięcioro dzieci.

Stanisław urodził się w 1885 roku, a Franciszek dziesięć lat później. Obaj chodzili do Szkoły Podstawowej w Gorlicach. Stanisław po skończeniu podstawówki terminował u krawca. W marcu 1906 roku, gdy miał 21 lat, jako poddany monarchii austro-węgierskiej stawił się przed komisją poborową, a następnie trafił do służby w Cesarsko-Królewskim 20. Pułku Piechoty do Krakowa. - Tam też po przejściu przeszkolenia wojskowego zapisał się na kurs kroju i szycia. Zdał egzamin krawiecki i w 1911 roku dostał dyplom mistrzowski i rozpoczął pracę w zakładzie krawieckim - opowiada pan Jurek.

Szył i naprawiał mundury straży pożarnej i oficerom cesarsko-królewskiej armii. Tam poznał przyszłą żonę Katarzynę i 12 lutego 1912 ożenił się. Następnie wrócił do Gorlic i otworzył swój zakład krawiecki, a jego brat Franciszek pracował już jako ślusarz - kotlarz w rafinerii ropy w Gliniku Mariampolskim.

W związku z napiętą sytuacją na Bałkanach Stanisław w 1913 roku otrzymał powołanie do wojska do Krakowa, a następnie trafił jako uzupełnienie czwartego batalionu 20. Pułku Piechoty stacjonującego wtedy w Bośni. Z wojny powrócił dopiero pod koniec 1919 roku. Przez cały czas utrzymywał kontakt z żoną oraz braćmi. Z Bośni przysłał kilka kartek. Zachowały się one do dzisiaj. - Wrócił też z prezentami. Na sarajewskim targu kupił m.in. dwa fezy - tureckie nakrycia głowy. Przeszły one z nim cały szlak bojowy. Po wojnie jeden z nich otrzymał mój dziadek Franciszek, jako pamiątkę z Bałkanów - opowiada Jerzy Tomasik.

Wybuch pierwszej wojny zastał Stanisława w jednostce. Wraz z całym XV Korpusem austro-węgierskim trafił nad serbską granicę a następnie na pierwszą linię frontu. Przyszło mu walczyć w górach przeciwko Serbom. - Miał żal do świata, że wyrwano go z domu, od rodziny i kazano strzelać do Serbów. W tym czasie dziadka również powołano do wojska. Miał tylko 19 lat. Trafił wraz z innymi rekrutami do Freudenthalu (obecnie miasto Bruntal) na Śląsku Czeskim - wyjaśnia nauczyciel.

Tam stacjonowały oddziały zapasowe 20. PP, które szkolono przed wysłaniem na front. Przydzielony został do obsługi ciężkiego karabinu maszynowego. Stanisław dowiedział się o powołaniu brata na przełomie listopada i grudnia 1914 roku. Wiosną 1915 roku zmienił przynależność pułkową i rozpoczął szkolenie artyleryjskie w rejonie Sarajewa m.in. przy obsłudze dział górskich. Po zakończeniu szkolenia trafił do 11. Pułku Artylerii Górskiej wchodzącej w skład 2. Brygady Górskiej.

W międzyczasie dziadek wraz z 10. batalionem 20. PP trafił do Grybowa, a później do Szymbarku. Tutaj zobaczył pierwszych zabitych i rannych. Z frontu pod Gorlicami 17 kwietnia 1915 roku napisał kartkę do brata Stanisława. Wspominał bitwę pod Gorlicami walcząc o Pustki:

„O szóstej rano 2 maja 1915 roku zaczął się huraganowy ogień artylerii. To było piekło. Czułem się jak w łódce na pełnym morzu… Po czterech godzinach artyleria przeniosła ogień na dalsze pozycje. Wtedy ruszyliśmy do ataku… O godz. 13 udało się zbliżyć do okopów rosyjskich na 800 metrów, a o godz. 17 na 400 metrów. Dwie godziny później zdobyliśmy pierwszą rosyjską linię. W zdobytych okopach zobaczyłem straszne żniwo artylerii, miotaczy min i walki wręcz. Żołnierz bez głowy trzymający karabin… co chwila potykałem się o żołnierskie trupy… ”

Pobici Rosjanie rozpoczęli odwrót na wschód. Franciszek wraz z pułkiem walczył dalej, nie pozwolono mu nawet zobaczyć rodzinnego domu. Na przyczółku jarosławskim w walkach między 16 a 20 maja cudem uniknął śmierci. - Pocisk trafił w lewą kieszeń w okolicy serca, w której nosił modlitewnik z medalikiem Matki Boskiej. Rozszarpał książeczkę do modlitwy i zdeformował wizerunek Maryi. Po tym zdarzeniu długo nie mógł dojść do siebie i zawsze potem mówił, że Matka Boska wstawiła się za nim - opowiada Jerzy Tomasik.

Wraz z generałem Mackensenem walczył dalej, aż dotarł do Wojsławic w rejonie Chełma Lubelskiego. Tam został ranny w lewe przedramię i stracił przytomność. Został przewieziony do Jarosławia, a później do Krakowa. Udało się go uratować, ale ręka była niesprawna. Z Gorlic przyszła wiadomość o śmierci matki. Z powodu ciężkiego stanu zdrowia nie puszczono go na pogrzeb. Na dalsze leczenie i rehabilitację został skierowany do Kolina w rejonie Pragi, a w styczniu 1916 roku na Węgry do szpitala w Sopronie.

- Stanisław w styczniu 1916 roku brał udział w walkach na terenie Czarnogóry. Zachorował tam na malarię. Po wyjściu ze szpitala dostał urlop i spotkał się z rodziną w Gorlicach. Odwiedził też grób matki. Ich dom rodzinny przetrwał wojnę. Po urlopie wrócił do jednostki i skierowano go tym razem na front włoski, dalej jako artylerzystę górskiego - opowiada dalej.

Franciszek tymczasem został uznany za niezdolnego do służby wojskowej i przydzielony do pracy na rzecz armii astro-węgierskiej. W węgierskim Szolnoku, gdzie pracował, zastała go wiadomość o śmierci cesarza Franciszka Józefa. Był też świadkiem koronacji cesarza Karola I Habsburga na króla Węgier. Wojna zbliżała się ku końcowi, Stanisław dostał się do niewoli włoskiej. Z Włoch jako polski ochotnik przedostał się do Francji, aby wstąpić w szeregi Błękitnej Armii generała Hallera.

- Był to już rok 1918. Dziadek żegnał Szolnok i wyruszył w drogę powrotną do Gorlic. Dotarł tutaj w połowie listopada i czekał ponad rok na powrót brata. Stanisław wrócił do Polski wraz Armią Hallera w maju 1919r. Kilka miesięcy walczył na Wołyniu, a szlak bojowy w niepodległej Polsce zakończył w Tarnopolu. W listopadzie 1919 roku wrócił do Gorlic, spotkał się z żoną, synem Antosiem oraz ojcem. Bratu Franciszkowi podarował turecki fez, ten sam, który kupił w Sarajewie w 1914 roku, to on stał się symbolem ich małej historii na kartach wielkiej wojny - mówi na koniec Jerzy Tomasik.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska