Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Mocne ramiona pani Kicz", czyli historia niełatwej miłości

Redakcja
- Mój bohater nie jest pisarzem żydowskim, tylko polskim, choć pochodzenia żydowskiego. Chce być Polakiem, tylko mu na to nie pozwalają. Najpierw Niemcy, a później, w roku 1968… wiadomo. - opowiada w rozmowie Marek Sołtysik, autor wydanej właśnie książki "Mocne ramiona pani Kicz". Rozmawia Marek Lubaś-Harny

Nie obawiasz się, że powiedzą: O Boże, znowu pisze o tych Żydach?
Nic na to nie poradzę. Ten temat już od dawna mnie prześladuje. Wcześniej "Deborę" czy "Tu nie wypada kochać" też napisałem nie dlatego, że to modne, tylko z wewnętrznej potrzeby. Jak wiesz, pochodzę z Olkusza, gdzie przed wojną Żydzi stanowili jedną trzecią mieszkańców. Problem współżycia tych dwóch społeczności interesował mnie, odkąd pamiętam. A im głębiej próbuję go drążyć, tym bardziej wydaje mi się skomplikowany. Nic tu nie jest czarne ani białe. Jednak nie chciałbym, aby powstało wrażenie, że moja najnowsza powieść jest o Żydach. Ona jest raczej o miłości…

O miłości żydowskiego pisarza do polskiej szlachcianki.

Mój bohater nie jest pisarzem żydowskim, tylko polskim, choć pochodzenia żydowskiego. Chce być Polakiem, tylko mu na to nie pozwalają. Najpierw Niemcy, a później, w roku 1968… wiadomo.

Tytułowej pani Kicz Polska Ludowa też nie głaskała.
W pewnym sensie los potraktował ją nawet jeszcze okrutniej niż jego. Należący do niej pałac został rozgrabiony, droga na studia zamknięta, a ona, urodzona i wychowana jak przystało na dziedziczkę fortuny, w PRL-u skończyła jako sprzątaczka.
Twoja poprzednia powieść "Czułość i podniecenie" była bardzo osobista. Teraz powróciłeś do opisywania świata zewnętrznego…
Niezupełnie. I tym razem czerpię z własnych doświadczeń, choć mocno je przetwarzam. Moi rodzice nie urodzili się we dworze, ale moja prababka Wawrowska, babka mojego ojca, była guwernantką w majątku Wodzickich w Niedźwiedziu i stamtąd wyniosła zwyczaje, które ukształtowały ją na całą resztę życia. Do tego stopnia, że mojego ojca, który był znanym w Olkuszu działaczem spółdzielczym, przezywano "Szlachetką".

Stąd szlachcianka w powieści?
W każdym razie, nie musiałem tego wymyślać, bazowałem na tradycji, którą wyniosłem w domu. A co do losów polskiej szlachty… Mój ojciec bardzo pomagał pewnemu panu W., który był zwykłym palaczem w kotłowni. Zawsze w Wigilię zanosiłem mu tam wieczerzę. W rewanżu pożyczał mi książki i zdumiewało mnie, jak bogaty miał księgozbiór. Później się dowiedziałem, że to ziemianin, zepchnięty do podrzędnej roli przez tych, którym jego wiedza i kultura nie były potrzebne.

W Twojej powieści i Żyd, i szlachcianka, zostali wykluczeni przez to samo społeczeństwo. Oboje żyją na fałszywych papierach.
Jak w życiu. Szczęściem, trafili na siebie. To prawdziwy cud.

Trzeba też powiedzieć, że w Twej ostatniej powieści odbija się jak w lustrze Kraków. Można choćby rozpoznać niektóre postaci, zamieszkujące ongiś Kamienicę Literatów.
Żeby napisać, jak było naprawdę, trzeba poznać ludzi, zobaczyć ich z bliska, dotknąć ich miejsc, bywać w knajpach i domach,poczuć zapachy kościelne i kuchenne, od frontu i od podwórza. W przeciwnym razie można sobie wymyślać ocet na półkach, ale będzie to tylko kiepska fantazja.

Rozmawiał Marek Lubaś

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska