MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Moja Australia

Jerzy Stuhr
fot. Marcin Makówka
Długo, chyba nawet zbyt długo, bo aż cały miesiąc nie było Pana w Krakowie. Aż trudno uwierzyć, że tyle czasu spędził Pan na antypodach… Jak było i co było w tej dalekiej Australii?

Trochę było za długo, mogło być o tydzień krócej, ale w tym wolnym od festiwali w Sydney i w Melbourne tygodniu pochodziłem sobie trochę po interesujących tam teatrach. Ale mam poczucie, że ta moja przygoda jeszcze się nie kończy, bo organizatorzy chcą zrobić retrospektywę moich filmów w przyszłym roku i zaproponowali, żebym przyjechał z Maćkiem, by zrobić także przegląd filmów z jego udziałem. I myślę, że powoli już tak będzie, że będę zapraszany z synem. I to jest naturalne.

A jeśli idzie o tegoroczne wrażenia? Po 30 latach oglądałem z ludźmi "Seksmisję", chociaż przed wyjazdem zarzekałem się, że już nigdy nie powrócę do tego filmu. Ale chciałem zobaczyć jego nową kopię po renowacji. Rzeczywiście, jest fantastyczna! Film jest jak nowy. Nawet można powiedzieć, że jego język estetyczny zyskał na tym technicznym odnowieniu!

Oglądałem ten film w Sydney, gdzie na sali było 90 proc. Polaków i 10 proc. Australijczyków. Ci Polacy, to takie pokolenie trochę młodsze ode mnie, emigranci stanu wojennego. Jeszcze nie widziałem w kinie, żeby publiczność śmiała się przed powiedzeniem dowcipu z ekranu. Bo to znaczy, że oni to znają wszystko na pamięć. Jak np. Maksiu, czyli ja na ekranie, podnoszę butelkę - wtedy jest ryk w kinie - bo za chwilę powiem: o, nasi tu byli! Niezwykła reakcja!

A potem były bardzo miłe spotkania, które się ciągnęły i przenosiły z sali kinowej do foyer, potem na taras, wreszcie do kawiarni obok i wszędzie pytania, serdeczności, wspomnienia.

Najbardziej mnie wzruszył moment, gdy nagle weszła grupa około 40 osób. Robią sobie ze mną zdjęcia i mówią, że oni specjalnie przyjechali do mnie autobusem z… Adelajdy. A to jest 1000 km! Specjalnie przyjechali na spotkanie ze mną. A drugi taki niesamowity moment przeżyłem, gdy podeszła do mnie starsza pani i pyta, czy mogę jej podpisać moją ostatnią książkę, dla jej siostry w Dąbrowie Górniczej. Właśnie dziś mi tę książkę przysłała - mówi pani, bo wiedziała, że pan tu będzie i jutro jej tę książkę odeślę. Do Dąbrowy via Sydney? - zdziwiłem się. - To nie mogła przyjechać do mnie do Krakowa, albo do Warszawy?

Fenomen tej książeczki ma więc i swoją niezwykłość podróżniczą! Bardzo dużo ludzi w Sydney już miało książkę. Ja przywiozłem im audiobooka, to natychmiast zaczęli błagać, czy nie można by tego puścić w radio polonijnym. No, ale, co oczywiste, te decyzje nie należą do mnie, tylko do wydawców audiobooków.

Teraz przejdę do tych 10 proc. widowni, która nie była Polakami, której trzeba było tłumaczyć na angielski. Byli tam krytycy, ludzie filmu z uniwersytetów. Dobrze się z nimi czułem. A dlaczego? Bo znają i doceniają polski film. Zawdzięczamy to szkole filmowej stworzonej tu przed laty przez naszego profesora Jerzego Toeplitza. Stworzył, jak tu mówiono, kino australijskie, reżyserów, scenarzystów, wychował ich i wykształcił, a oni w zamian pokochali "jego" kino. I ci widzowie obecni - wychowani są w atmosferze tamtej szkoły.

Tam działa znakomity krytyk filmowy, niegdyś dyrektor festiwalu w Sydney, wielki miłośnik polskiego kina, David Stratton. Była też na spotkaniu ze mną pani Zofia Klimkiewicz, reżyserka filmowa, niegdyś studentka profesora Toeplitza.

Poczułem, że dobrze jest, gdy nie jesteś traktowany tak "na przyprzążkę" - jak mówi Gombrowicz - czyli tak, jak jesteś traktowany w Ameryce. Bo tu jest bardziej naturalnie i bardziej… demokratycznie.

W ogóle ta australijska emigracja jest zupełnie inna. Nie odżegnująca się od kraju, szukająca z nim więzi, świetnie mówiąca po polsku. Byłem w trzech domach, tak prywatnie, u znajomych Gosi Dobrowolskiej, leci cały czas w telewizorze TVN, program I, czy II - czujesz się jak w domu. Taka jest u nich atmosfera. Są jeszcze kręgi stricte australijskie. Ale o tych opowiem za tydzień.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska