https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Od kiedy 17 lat temu zmarł mąż Krystyny Jandy, aktorce nie w głowie szukanie nowego partnera

Paweł Gzyl
Krystyna Janda
Krystyna Janda Sylwia Dąbrowa
Właściwie została aktorką przez przypadek. Szybko okazało się jednak, że ma wielki talent. Rola w słynnym „Człowieku z marmuru” sprawiła, że dla swych rówieśników pozostaje symbolem walki z komuną.

Biblioteka na dole

Jej rodzina wywodzi się z Czech: dziadek przyjechał do Starachowic, aby budować tam fabrykę samochodów i został na stałe. Tam też poznali i pobrali się jej rodzice. Ojciec był inżynierem w fabryce, a mama ekonomistką. Peerel miał jednak swoje prawa: kiedy ojca przeniesiono służbowo do fabryki w Ursusie, cała rodzina musiała wraz z nim zmienić miejsce zamieszkania.

Rodzice byli zapracowani i nie mieli wiele czasu dla swych dzieci. Dlatego mała Krysia i jej siostra biegały po osiedlu z kluczami do mieszkania na szyjach. Nie w głowie im było jednak łobuzowanie. Obie dziewczynki były grzeczne i dobrze się uczyły. Ponieważ w ich bloku na parterze otwarto bibliotekę, były w niej najczęstszymi gośćmi i przeczytały chyba wszystko, co mogły wówczas wypożyczyć.

Niespodziewany egzamin

Kiedy tylko Krysia nieco podrosła, rodzice wynaleźli jej mnóstwo dodatkowych zajęć. Uczyła się czterech języków, grała na fortepianie i chodziła na balet. Najbardziej polubiła jednak rysowanie. Dlatego po podstawówce zdała do prestiżowego liceum plastycznego. To była wyjątkowa szkoła, która pozwalała swym uczniom na swobodny rozwój osobowości. Po maturze dziewczyna nie była jednak zdecydowana na jakie studia zdawać.

Pewnego dnia wybrała się z koleżanką, która chciała zostać aktorką, na jej egzamin w akademii teatralnej. Kiedy komisja oblała przyjaciółkę, Krysia wpadła wściekła do sali i palnęła ostrą mowę egzaminującym. Tak im się to spodobało, że zaproponowali jej, żeby to ona spróbowała swych sił w szkole aktorskiej. Tak też się stało – i niebawem dziewczyna została studentką warszawskiej Akademii Teatralnej.

Na pełnej petardzie

Gdy z wyróżnieniem skończyła uczelnię, Andrzej Wajda zaangażował ją do roli w swym „Człowieku z marmuru”. Zagrała na pełnej petardzie – i stworzona przez nią postać dziennikarki, walczącej o prawdę w zakłamanym systemie, stała się symbolem młodego pokolenia, odrzucającego fałsz gierkowskiej dekady sukcesu. Komunistyczne media krytykowały film na zamówienie władz, ale widzowie wiedzieli swoje.

Występ w „Człowieku z marmuru” sprawił, że zaczęto jej powierzać role kobiet twardych, zdecydowanych i odważnych. Tak było również w przypadku „Przesłuchania”, które musiało przeleżeć na półce aż osiem lat, by wreszcie trafić do kin i przynieść aktorce liczne nagrody. Po 1989 roku skoncentrowała się na kinie obyczajowym, odnosząc sukcesy w takich filmach, jak „Pestka”, „Matka swojej matki” czy „Rewers”.

Łatwe życie

Kiedy jeszcze studiowała w akademii teatralnej, poznała Andrzeja Seweryna. Młody aktor zaimponował jej politycznym zaangażowaniem – brał udział w studenckich protestach marcowych w 1968 roku i przypłacił nawet to aresztem. Para wzięła ślub i na świat przyszła ich córka Marysia. Dziewczynka rzadko widywała rodziców, bo oboje właśnie zaczęli robić aktorskie kariery.

- Całe życie miałam matkę, która prowadziła mój dom, wychowała nasze dzieci, wszystko mi zdjęła z głowy. Ja przychodziłam i pytałam, co będzie na obiad. W życiu nie robiłam zakupów, w życiu nie sprzątałam, na litość boską, jakie ja miałam łatwe życie! - wszyscy robili wszystko, żebym mogła sobie spokojnie grać – mówi w „Wysokich Obcasach”.

Nowa miłość

Związek Krystyny i Andrzeja szybko się wypalił. Wtedy aktorka poznała starszego od siebie o niemal dekadę operatora filmowego Edwarda Kłosińskiego. Okazało się, że świetnie się rozumieją i tworzą szczęśliwą parę. Idealnie się uzupełniali: ona z głową w chmurach, on twardo stąpający po ziemi. Wiele razy współpracowali ze sobą i mimo napięć, nie poróżniło ich to ze sobą.

Kiedy Krystyna miała 40 lat, zdecydowała się znowu na dzieci. Na świat przyszli jej synowie Adam i Jędrzej. Zniknęła wtedy prawie na trzy lata z zawodu. Kiedy w 2008 roku Kłosiński zmarł na nowotwór, nie w głowie było jej szukanie nowego partnera. Skoncentrowała się więc znowu na pracy. A miała co robić, bo w międzyczasie otworzyła w stolicy aż dwa teatry – Polonia i Och-Teatr. Do dziś prowadzi je z sukcesem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska