https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mord w centrum pilnie strzeżonego Krakowa

Piotr Rąpalski
Lombard był znany mieszkańcom Kazimierza. O jego właścicielu wypowiadają się dobrze. Twierdzą, że nie miał wrogów
Lombard był znany mieszkańcom Kazimierza. O jego właścicielu wypowiadają się dobrze. Twierdzą, że nie miał wrogów Jakub Kołodziej
Bandyci zabili właściciela małego lombardu. Zbrodnia pod okiem ochrony szczytu NATO.

W biały dzień w samym centrum Krakowa dwóch bandytów zastrzeliło 35-letniego właściciela lombardu. Do tragedii doszło przy ulicy Berka Joselewicza. W tym samym czasie w mieście gościli dygnitarze
z krajów członkowskich NATO. Ochraniały ich helikoptery i ok. 5 tys. żołnierzy i policjantów. Nic dziwnego, że zebrani na miejscu tragedii gapie zadawali sobie głównie jedno pytanie: Jak mogło dojść do zabójstwa w tak pilnie strzeżonej twierdzy?

Do zabójstwa dochodzi ok. godziny 10.30. Zwłoki zamordowanego mężczyzny znajduje jeden
z klientów pół godziny później. - Przypuszczalnie dwóch bandytów po wejściu do lombardu zastrzeliło mężczyznę, a potem uciekło zaparkowanym niedaleko samochodem - mówi Dariusz Nowak, rzecznik prasowy małopolskiej policji.

Godzina 12. Policja ogradza teren. Tajniaków i funkcjonariuszy mundurowych kręci się u wylotu ul. Joselewicza kilkudziesięciu. Zatrzymują osoby zmierzające do lombardu. Ludzie są zdezorientowani.
- Komórkę sobie upatrzyłem fajną. Dziś miałem kupić - mówi jeden mężczyzna. - Laptopa mam do odebrania. Kosztuje w sklepie 4 tys., a dostałam za niego 300 zł. Muszę go odebrać, bo dziś mija mi termin - denerwuje się młoda kobieta. Policjanci nie wpuszczają jednak nikogo za żółtą taśmę.

Nagle na sygnale ulicą Starowiślną, tuż obok tłumu gapiów, przejeżdża kolumna aut. Limuzyny, samochody żandarmerii i policji oraz busy z oficerami wojsk NATO prują na sygnale. Pracownicy MPK wstrzymują ruch. Nad kamienicami lata policyjny śmigłowiec, nad chmurami - szpiegowski supersamolot...

Lombard przy ul. Joselewicza znają niemal wszyscy na Kazimierzu. Działa od ok. 13 lat. - Nie miał tam jakichś rewelacji. Komórki i trochę innej elektroniki. Drobną biżuterię, jakieś rowery. Nic wielkiego. Aż dziw, że ktoś się na to połakomił - mówi pan Jacek, mieszkaniec dzielnicy. - Może coś więcej w sejfie trzymał. Sławek miał na imię. Był miły i uprzejmy, a co ważniejsze, szedł na rękę. Dzięki niemu co biedniejsi mogli zdobyć kasę, żeby jakoś wytrzymać do pierwszego, do renty - dodaje pan Igor.

Okoliczni sklepikarze nie rozumieją, jak doszło do tej tragedii. - Od trzech dni na skrzyżowaniu stali policjanci w związku z tym całym NATO. Tuż obok lombardu - mówi pani Elżbieta ze sklepu z AGD.
- Może bandziory użyły jakiegoś tłumika i spokojnie wyszły - dywaguje.

Ze wstępnej analizy dokumentów w lombardzie wynika, że nic nie zginęło. Policja nie wyklucza, że motywem zabójstwa mogły być porachunki. W mieście zorganizowano blokady. Kiedy zamykaliśmy ten numer "Polski - Gazety Krakowskiej", bandytów wciąż nie schwytano.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska