Ta zbrodnia wstrząsnęła Krakowem. Historia jak z horroru
Pół godziny później na Rynku rozległy się głośne wołania o pomoc, dochodzące z kamienicy pod numerem 23. Wartownicy pełniący służbę na odwachu przy wieży ratuszowej pobiegli tam czym prędzej. W środku zastali panią Świszczowską, służącą i stróża. Przy drzwiach leżał zaś bez życia Ferdynand Świszczowski. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon ofiary. W księgarni pojawili się także funkcjonariusze policji: komisarze Rotschek i Kłeczek. Nad śledztwem nadzór objęli prokurator Land i sędzia śledczy dr Neusser.
Około godz. 2 w nocy do książnicy przybył lekarz sądowy dr Stanisław Jankowski, który przeprowadził badanie zwłok. Ze wstępnego oglądu miejsca zbrodni wynikało, że w całej sprawie wzięło udział co najmniej dwóch sprawców. Zamordowali Świszczowskiego i skradli z kasy 8 tys. koron, co było wówczas dużą sumą.

Morderstwo w znanej krakowskiej księgarni. Przełom w śledztwie
Jeden z pracowników księgarmi, Jan Godula, przestraszony rozgłosem, jaki morderstwo wywołało w Krakowie oraz rozmachem działań śledczych, razem z kolegą Janem Świerczyńskim zgłosił się na policję i złożył zeznania. Na ich podstawie śledczy aresztowali czterech mężczyzn: 19-letniego montera Jana Łyżwińskiego, 27-letniego czeladnika blacharskiego Jana Kobrzyńskiego oraz dwóch murarzy - Bolesława Krajewskiego i Władysława Gackiewicza. Zatrzymano też Godulę i Świerczyńskiego. W mieszkaniach aresztowanych przeprowadzono rewizje i znaleziono narzędzia wykorzystane podczas włamania, a także poplamione krwią ubrania.

Gdzie mieszka stróż?
Jaki był właściwie przebieg wydarzeń wieczorem 30 września 1913 r.?
Godula i Łyżwiński znali się od jedenastu lat i razem dokonywali pierwszych drobnych kradzieży. Godula pracował potem w księgarni Gebethnera i systematycznie kradł tam książki. Z czasem pojawiły się wobec niego podejrzenia i został zwolniony. Wpadł wtedy na pomysł, by dokonać włamania i zrabować pieniądze z utargu. Planem podzielił się z Łyżwińskim, a ten wciągnął do spółki kolegów robotników, z którymi pracował w Pałacu Spiskim przy Rynku: Kobrzyńskiego, Krajewskiego i Gackiewicza.
Dwaj pierwsi pochodzili z Kongresówki i podczas rewolucji 1905 r. należeli do Organizacji Bojowej PPS. Kobrzyński brał udział w wielu akcjach ekspropriacyjnych (zbrojne zdobywanie funduszy na działalność, czyli napady na kasy gminne, furgony pocztowe, transporty przewożące pieniądze), ale potem stał się zwykłym kryminalistą, rabującym z bronią w ręku. To on przejął od Łyżwińskiego inicjatywę przeprowadzenia napadu na Świszczowskiego i zarządził przygotowania. Śledzili kierownika księgarni i układali szczegółowy plan.
30 września o godz. 19 wtajemniczeni spotkali się we czterech pod Szarą Kamienicą w Rynku. Stamtąd poszli pod księgarnię, ukryli się w ciemnej sieni i czatowali na Świszczowskiego. Ten pojawił się, jak co dzień, wyjął klucz i chciał otworzyć boczne drzwi do lokalu. Wtem z tyłu ktoś zapytał:
„Przepraszam pana, gdzie mieszka stróż?”.
Świszczowski odwrócił się i wtedy otrzymał silny cios w głowę, a napastnicy pchnęli go do środka otwartej już księgarni. Leżącemu księgarzowi zadali kolejne uderzenia, masakrując mu twarz i głowę. Ofiarę zakneblowali skarpetką przyniesioną przez Łyżwińskiego, a na szyję założyli pętlę. Jak się później okazało, właśnie uduszenie było przyczyną śmierci Świszczowskiego.
Po chwilowym zamieszaniu w ciemnościach Gackiewicz zapalił świecę. Z kieszeni kierownika księgarni rabusie wyjęli klucz, otwarli kasę i zabrali pieniądze. O godz. 20.10 opuścili sień kamienicy przy Rynku. Natychmiast się rozdzielili, a na miejsce spotkania za niespełna dwie godziny wyznaczyli sobie sadzawkę w Parku Krakowskim.

Nie gadaj Godula...
Proces sprawców zbrodni toczył się 9 i 10 marca 1914 r. w sali sądu karnego w Krakowie przy ul. Senackiej. Rozprawa wzbudziła wielkie zainteresowanie, wpuszczano tylko za kartami wstępu. Oskarżeni starali się ratować. Łyżwiński zdradził na przykład, że Godula kradł książki podczas pracy w księgarni. Krajewski powoływał się na chorobę nerwową i zasłabł w trakcie przesłuchania. Kobrzyński obszernie rozwodził się nad nękającymi go bólami głowy i atakami szału. Z kolei Godula twierdził, że jego aresztowanie to skutek zemsty Łyżwińskiego, który chciał go ukarać za ujawnienie policji informacji o napastnikach z księgarni. Gackiewicz natomiast zeznał, że napad z bronią w ręku był pomysłem Kobrzyńskiego, a on sam postulował tylko opróżnienie kasy.
- Łyżwińskiego skazano na 18 lat ciężkiego więzienia. Od kary śmierci uratował go młody wiek.
- Kobrzyński i Gackiewicz zostali skazani na stryczek.
- Krajewski, który nie brał bezpośredniego udziału w zabójstwie (stał na czatach) dostał 12 lat więzienia.
- Świerczyński został uwolniony od kary „z powodu nieodpornego przymusu”. Sąd dał wiarę jego zapewnieniom, że udzielił pomocy zbrodniarzom ze strachu.
- Łagodnie potraktowano też Godulę, którego skazano jedynie na cztery tygodnie aresztu za wcześniejsze drobne kradzieże.
W ślad za tą głośną sprawą w Krakowie przyjęło się powiedzenie:
„Nie gadaj Godula, bo pójdziesz do ula”.
33 lata później, w 1947 r., na polecenie marszałka Michała Roli-Żymierskiego, oficerowie MON wypożyczyli z krakowskiego archiwum akta sprawy napadu na księgarnię. Od tamtej pory nikt więcej ich nie widział.

Fragmenty tekstu: Paweł Stachnik
