Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na przednówku Bill Gates cieszy się z fasoli, a Polak... [KOMENTARZ]

Włodzimierz Zapart
Włodzimierz Zapart
Włodzimierz Zapart fot. Adam Wojnar
Mamy dziś zimną Zośkę, więc od jutra nawet najostrożniejsi działkowicze mogą sadzić pomidory do gruntu. Jak mówi wiedza ogrodnicza - po 15 maja przymrozki w naszej strefie klimatycznej się nie zdarzają i delikatnym roślinom chłód już nie zagraża. Miliony polskich ogrodników grzebią na wiosnę w ziemi. Grzebią dla rozrywki, choć niektórzy twierdzą, że ogródkową produkcją uzupełniają też domowe budżety. Teraz trwa sadzenie, sianie, kiełkowanie, wschodzenie i kwitnienie. Kto chce znaleźć w ogródku jedzenie, musi poczekać, bo przecież jeszcze mamy przednówek.

Pojęcie przednówku - okresu głodu, gdy zapasy zimowe są już zjedzone, a nowych plonów jeszcze nie ma - w Polsce odeszło w przeszłość. Niedożywienie wciąż jest jednak udręką w krajach trzeciego świata.

Bajecznie bogaty miliarder Bill Gates, twórca Microsoftu i filantrop, ogłosił kilka dni temu z radością, że udało się wyhodować odmianę fasoli, która uratuje świat przed głodem. To krzyżówka współcześnie znanych odmian z fasolą ostrolistną, uprawianą w Ameryce Południowej jeszcze w czasach prekolumbijskich. Charakteryzuje się tym, że może rosnąć na terenach suchych i dobrze znosi wysokie temperatury. Na świecie bowiem nie majowe przymrozki są globalnym problemem, ale ocieplanie się klimatu. A Bill Gates na stworzenie nowych gatunków roślin i nową zieloną rewolucję przeznaczył za pośrednictwem swojej fundacji 3 miliardy dolarów.

Nasion fasoli, z której cieszy się Bill Gates, wyhodowanej przez naukowców z Centrum Rolnictwa Tropikalnego w Kolumbii, nie znajdziemy jednak w naszych sklepach ogrodniczych. W polskim ogródku świetnie sprawdzi się galopka, złota saksa czy szerokostrąkowa typu mamut. Prekolumbijskie wynalazki u nas są niepotrzebne, choć zapomniane rośliny wciąż warte są uwagi.

Gdy tłumaczyłem swoim dzieciom, co to jest przednówek, na który natknęły się w jakiejś książce, mieliśmy zamiar spróbować, jak smakuje komosa, czyli lebioda, roślina znana dawniej jako pokarm nędzarzy. W Krakowie trudno jednak znaleźć lebiodę w innych miejscach niż osiedlowe chaszcze uczęszczane - w najlepszym razie - przez psy załatwiające tam swoje sprawy. Dałem więc sobie spokój z takim skażonym naturalizmem.

Lebioda to teraz uprzykrzony chwast, jednak w dawnej Polsce jedzono tę roślinę powszechnie. Etnobotanik Łukasz Łuczaj twierdzi, że młode liście lebiody przyrządzano jak szpinak, dodawano je też do zupy, a nasiona gotowano jak kaszę.

Łuczaj zwraca uwagę, że lebioda - u nas pogardzana - jest blisko spokrewniona z komosą ryżową, która importowana pod nazwą quinoa modna jest teraz i sprzedawana w sklepach ze zdrową żywnością. 25-dekagramowa torebka takiej modnej kaszki kosztuje 12-15 złotych.

To drogo, ale nie ma przecież ceny, której człowiek nie zapłaci, gdy chce być fit - czyli nowoczesny, szczupły, zdrowy, gibki (a najlepiej też bogaty). Rodacy płacą więc, bo chcą być fit i czekają na jakiś nowy hit, który będzie git. Hit się na pewno pojawi, sprowadzony z Nowego Jorku, Londynu czy Paryża. Jak zauważył już bowiem wieszcz Adam Mickiewicz: "Paryż częstą mody odmianą się chlubi / A co Francuz wymyśli, to Polak polubi."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska