18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na tę decyzję czekaliśmy od igrzysk olimpijskich w Soczi [ZDJĘCIA]

Przemysław Franczak
Postanowiłam, że będę nadal biegać na nartach, ale na innych zasadach - oznajmiła Justyna Kowalczyk podczas podsumowującej sezon konferencji prasowej Polskiego Związku Narciarskiego. Jej deklaracja wywołała burzę oklasków.

Za stwierdzeniem "inne zasady" kryje się zmiana w planach treningowych i wyznaczaniu priorytetów na przyszły sezon. - Po szesnastu latach ciężkiej pracy potrzebuję odpoczynku. Tym razem przygotowania zacznę dopiero pierwszego sierpnia, trzy miesiące później niż dotychczas. Pewnie trzeba będzie za to ponieść jakieś koszty zimą, ale tym razem Puchar Świata nie będzie celem. Najważniejsze będą mistrzostwa świata w Falun - wyjaśniała narciarka z Kasiny.

Dla przyzwyczajonej do morderczego wysiłku Kowalczyk to rewolucja, choć ona sama żartowała, że ostatnie tygodnie, w których nic nie musiała robić, bardzo jej się podobały.

- Do tej pory wszystko kręciło się wokół treningów, nie miałam nawet okazji wyjeżdżać na wakacje, może teraz się uda - śmiała się.

W jej przypadku trzy miesiące laby nie oznaczają wcale leżenia na kanapie. Trener Aleksander Wierietielny rozpisał jej plan treningowy, który ma samodzielnie realizować do końca lipca.

- Chodzi o to, że nie będę miała zajęć specjalistycznych. To będzie czas bez biegania na nartach lub nartorolkach. Będą inne ćwiczenia, dużo mniej godzin spędzonych na treningach - opowiadała. - Czy to ryzyko? Nie powiedziałabym. Po tylu latach pracy mam wypracowaną dobrą bazę, trzy miesiące trochę innego wysiłku nie powinny siać spustoszenia w rezultatach. Mój trener zresztą też tak uważa. Kobiety wracają do wyczynowego sportu po ciąży, niektórzy po ciężkich kontuzjach, inni potrzebują kilkumiesięcznego resetu. W sporcie to jest normalne. Czasem taka przerwa wręcz robi dobrze. Trzeba spróbować. Przemyślałam sobie wszystko i doszłam do wniosku, że to najfajniejsza opcja - przekonywała.

Poza tym - po staremu. Przy Kowalczyk zostaje jej cały sztab, z trenerem Wierietielnym na czele. Wprawdzie szkoleniowiec kilka razy już wspominał, że najwyższy czas na emeryturę i koszenie trawnika przed domem, ale... - On chciał ciągnąć to dalej - uśmiechała się Justyna. - Decyzja była moja, ale pracujemy ze sobą tyle lat, że jego zdanie było dla mnie bardzo ważne. Zresztą pomysł z tą trzymiesięczną przerwą wyszedł od niego.

- Tu nie można mówić o eksperymencie, bo cały sport jest wielkim eksperymentem. Justyna to rozsądna dziewczyna, razem z trenerem mają wszystko dobrze przemyślane - uważa prof. Szymon Krasicki z krakowskiej AWF, były trener kadry w biegach narciarskich. Teraz to on ma zagonić Kowalczyk do galopu - tyle że naukowego. W końcu jest promotorem jej doktoratu, a ona ma zamiar teraz mocniej nad nim popracować. - Procedura jest długa, ale jak wszystko dobrze pójdzie, to jesienią przystąpi do egzaminu - informuje prof. Krasicki. - I będzie to wielkie wydarzenie, bo niewielu jest wyczynowych sportowców, nie mówiąc już o mistrzach olimpijskich, z tytułem doktora - dodaje z dumą.

Najbliższe wyzwanie Justyny ma długi i zawiły tytuł. "Struktura i wielkość obciążeń treningowych biegaczek narciarskich na tle ewolucji techniki i zróżnicowanych poziomów sportowych". - Mówiąc w dużym skrócie dotyczy to zmian w treningach od chwili, gdy pojawiła się technika łyżwowa - tłumaczy profesor. - Praca będzie mieć 120-150 stron. Część jest gotowa i muszę powiedzieć, że Justyna bardzo dobrze formułuje swoje myśli. To będzie bardzo dobry materiał. Zresztą ona ma do tego dryg. Mogłaby być świetnym trenerem albo wykładowcą.

Takie plany muszą jednak poczekać. Ile? - Na razie biegam do mistrzostw świata w Falun i potem się zobaczy. Nie chcę zamykać przed sobą żadnych drzwi. Kolejne igrzyska? Hm, na razie Pyeongchang wydaje mi się bardzo dalekie, ale z drugiej strony pamiętam, jak w Turynie wydawało mi się, że do Vancouver jest daleko, a potem zleciało jak z bicza strzelił - przypominała.

Pół miliona na premie
Justyna Kowalczyk na szpilkach, Łukasz Kruczek z plecakiem, prezes Apoloniusz Tajner w sportowych butach do marynarki - zimowy sezon oficjalnie dobiegł końca w krakowskim hotelu Park Inn. Liczba pamiątkowych pucharów, przemówień i podziękowań była adekwatna do liczby sukcesów skoczków, biegaczek i juniorów.

- Na premie przeznaczyliśmy w sumie pół miliona złotych i wypłacimy je z przyjemnością - oświadczył prezes Tajner.
Przy okazji nie mogło zabraknąć dyskusji na temat igrzysk olimpijskich 2022. Dominowały głosy za, ale najciekawiej zabrzmiał Kamil Stoch.

- To ciekawy pomysł, ale społeczeństwu należy powiedzieć wszystko o plusach i minusach ich organizacji, o kosztach i o pieniądzach, jakie trzeba na nie wydać - zaznaczył dwukrotny mistrz olimpijski.

Kowalczyk przyznała, że idea bardzo jej się podoba, dodając, że ponieważ mieszka poza Krakowem i zainteresowanymi gminami, nie będzie mogła wyrazić swojego zdania w planowanym na 25 maja referendum. - Byłabym jednak za - oświadczyła. - Igrzyska mogłyby otworzyć nasz region na świat. Wiem, że to kosztowna impreza, ale taką cenę warto zapłacić.

Wakacje sportowcy będą mieć od jutra. Dziś czeka ich jeszcze w siedzibie PKOl Gala Olimpijska.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska