Rower piękny, ale co wstydu się najadłam, to moje - mówi Katarzyna Tokarz, sołtyska Ropicy Górnej. - Chciałam się przejechać tym cudem po wsi, ale po dwustu metrach padłam. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa - tłumaczy się.
Poznawanie wsi z perspektywy roweru
Rower sołtyski nie jest taki zwykły, bo to prezent. Ma tabliczkę - rejestrację z napisem „Sołtys Roku 2015”. Tytuł przyznała jej kapituła konkursu organizowanego przez Krajowe Stowarzyszenie Sołtysów i redakcję „Gazety Sołeckiej”. Wielkie wręczenie odbyło się w Senacie, a roli mistrza ceremonii wręczenia tytułów podjął się Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu. Tytuł został przyznany dwunastu gospodarzom wsi w Polsce. Zważywszy, że mamy w kraju ponad 40 tysięcy sołectw, nagroda nabiera konkretnego znaczenia.
- Cieszę się, bo wielu spośród tych, którym przyznano tytuł, naprawdę ma się czym pochwalić - to sołtysi z często dwukrotnie większym niż mój budżetem, a więc i większymi możliwościami - mówi nasza laureatka. - Jak się ma dużo pieniędzy, to stać sołtysa na rozmach. Tymczasem ja muszę rozdzielić te niewiele ponad 20 tysięcy. Widocznie kapituła uznała, że robię to całkiem nieźle, skoro mnie docenili - dodaje.
Sołtyski sposoby na załatwianie interesów
Pani Katarzyna sołtysuje od trzynastu lat. Jest jedną z najmłodszych sołtysek w regionie. Metodę na załatwianie ważnych dla wsi spraw ma opanowaną. - Podkreśli, co ma najładniejszego, zrobi te swoje „proszące” oczęta i każdy facet wymięka - dowcipkuje Adam Gamoń, mieszkaniec Ropicy Górnej. - A tak poważnie, robota sołtysa to czasem orka na ugorze. Bo ludzie by chcieli wiele, a nie ma za bardzo czym dzielić - dodaje. Twierdzi, że sołtyska jest lepsza niż biblijny Salomon.
- Ona nawet z próżnego potrafi nalać - mędrkuje z uśmiechem.
Wójcina Małgorzata Małuch opowiada o niej tylko w superlatywach. - Ma w sobie taki dar, że idą za nią wszyscy, przy czym bardzo dużo daje od siebie i nie jest wyrachowana - podkreśla. - Kto tylko z ważnych osób, czy to w kraju, czy w województwie, pojawi się w Ropicy Górnej, natychmiast staje się przyjacielem wsi - dodaje. Paweł Baranowski, prezes tamtejszej OSP, sołtyskę też zna z jak najlepszej strony. Mówi wprost: pomagamy sobie wzajemnie, a nawet jak mamy różne spojrzenie, to kompromis zawsze udaje się wypracować.
Marzenia o basenie zaczęła od... sadzawki
Bohaterka zamieszania do całej sprawy podchodzi spokojnie, żeby nie powiedzieć, że z dużym dystansem. - Lubię to, co robię, lubię, jak się coś dzieje - mówi uśmiechając się. - Czy się cieszę? Pewnie. A najbardziej z tego, że w stolicy została w końcu dostrzeżona taka drobinka na mapie, jak Ropica Górna - stwierdza.
Na razie głowę zaprząta jej zewnętrzna siłownia, która ma zostać zamontowana do końca plica. Tak samo jak huśtawki i drabinki do wspinaczki. - Marzy mi się basen, bo choć rzeka pod nosem, to zawsze jest niebezpieczeństwo, że natknie się tam człowiek na jakieś pełzające zwierzę, a ja się takich boję jak ognia - przyznaje się. - Na razie mamy oczko wodne, taki stawik malutki. Kto powiedział, że nie można by z niego zrobić basenu? - komentuje na koniec.