Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczycielka z Kobylanki napisała książkę o wiosce i jej mieszkańcach

Marek Podraza
Marek Podraza
To pierwsza próba całościowego ujęcia dziejów wsi i opowieść o tych, którzy ją tworzyli. Do tej pory nie było tak obszernej i interesującej publikacji dotyczącej wsi Kobylanka. Monografia "670 lat Kobylanki - dzieje i kultura pogórzańskiej wsi" autorstwa Marii Głowackiej-Grądalskiej powstawała ponad półtora roku.

Tyle czasu poświęciła bowiem autorka na samo napisanie książki, wcześniej przez kilka lat zbierała materiały, wspomnienia, zdjęcia i wszystko to, co dotyczyło Kobylanki.

- Pomysł napisania książki o Kobylance pojawił się już dawno. Nie jestem rodowitą mieszkanką tej wioski, ale od ponad 30 lat jestem z nią związana. Pracuję bowiem w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Kobylance, a mieszkam tuż za miedzą w Dominikowicach. Z wykształcenia jestem historykiem, urodziłam się w Dębicy. Historię ukończyłam na WSP w Rzeszowie, ale pracowałam tylko trzy lata jako nauczyciel historii. Pozostał duży niedosyt, bo musiałam zmienić pracę i ukończyć jeszcze studia podyplomowe z oligofrenopedagogiki. Ale pasja i zainteresowanie historią pozostały nadal i są do dzisiaj. Wyniosłam to z domu, podobnie jak i patriotyzm - mówi Maria Głowacka- Grądalska.

Niewątpliwie ta miłość do historii oraz patriotyzm, który stawia sobie, jako najważniejszą cechę, ułatwiły jej napisanie tej książki. Brat jej mamy walczył w Armii Krajowej. Był w obozie Gross-Rosen. Zginął w wieku 21 lat, a jej ojciec bardzo młodo został wywieziony na roboty do Niemiec.

- Natomiast mój teść Stanisław brał udział w kampanii wrześniowej. Walczył w Batalionie Obrony Narodowej Gorlice. Zbierałam wszystkie pamiątki i tak powstało takie małe archiwum rodzinne. Od początku podjęcia pracy w Kobylance interesowałam się historią wioski, rozmawiałam wiele ze starszymi ludźmi, to, co zapamiętałam, sprawdzałam i zapisywałam i później przydało się wszystko do mojej książki. Pomysł jej napisania wyszedł od mieszkańców, to oni widzieli taką potrzebą. Zbliżająca się 670. rocznica powstania Kobylanki była doskonałą okazją, aby to wszystko zebrać w całość - opowiada autorka.

Jako historyczka doskonale wiedziała, gdzie szukać materiałów dotyczących wioski. Odwiedziła nie tylko dostępne archiwa, ale także studiowała księgi parafialne, kroniki szkolne, kroniki organizacji i stowarzyszeń. Wiadomości czerpała też ze wspomnień mieszkańców i ich dokumentów oraz fotografii z rodzinnych albumów.

- Niektóre fakty trzeba było weryfikować, bo nie pasowały mi historycznie i powstawały pewne luki. Jest to książka dla mieszkańców ukazująca powstanie wioski, jej rozwój oraz różne dziedziny życia i działalności wielu pokoleń. Składa się z dwunastu rozdziałów, w których każdy znajdzie coś dla siebie. Jeden poświęciłam nazwie wsi oraz właścicielom Kobylanki. Udało mi dotrzeć do zdjęć z pogrzebu Adama Skrzyńskiego z 1905 r. oraz Aleksandra Skrzyńskiego z pierwszego października 1931 roku. Na zdjęciu z pogrzebu Aleksandra jest moja teściowa Zofia Basista-Grądalska. Miała wówczas 11 lat i razem z uczniami i nauczycielami niosła wieniec. Jak wspominali starsi mieszkańcy, na pogrzebie było ponad 70 samochodów i wielu dygnitarzy - wyjaśnia autorka książki.

Ciekawe są rozdziały poświęcone początkom osadnictwa i rozwojowi wsi oraz losom Kobylanki i ich mieszkańców pod zaborem austriackim oraz w okresie I i II wojny światowej, a także przedstawiające czas w latach 1945-2012.

- Kobylanka ma piękną, ale i smutną historię. Nawiedzały ją nie tylko wojny, ale i częste choroby, a nędza i ubóstwo towarzyszyły jej mieszkańcom dość często. Z ksiąg parafialnych wynika, że ludzi nękały takie choroby jak tyfus, dyzenteria, ospa, choroby gardła czy cholera, która została przyniesiona przez uczestników powstania listopadowego w 1831 roku. Warunki życia ludności wiejskiej były tragiczne. Chłopi często mieszkali w jednej izbie z bydłem. Po I wojnie w Kobylance rozszalała się "hiszpanka". Praktycznie nie było domu, żeby go ta straszna choroba ominęła. "Zaopatrywaliśmy ostatnim sakramentem po czworo i po pięcioro ludzi w jednym domu". Ten zapis w księgach parafialnych najlepiej świadczy o tych czasach - opowiada pani Maria.

Robią wrażenie zdjęcia z okresu międzywojennego i II wojny światowej, szczególnie to romskiej rodziny Siwaków, która mieszkała w Kobylance nad rzeką Ropą. - Lipcowym rankiem 1943 roku kilku żandarmów dowodzonych przez Alojza Vielliebere dokonało egzekucji około dwudziestu członków tej rodziny. Z rzezi ocalała tylko Anna Siwak, która poprzedniego dnia poszła za chlebem do pobliskich Zagórzan i tam przenocowała. Na mogile zamordowanych miejscowy stolarz Władysław Dąbrowski umieścił krzyż. W 1970 roku szczątki przeniesiono na cmentarz parafialny. Jest to skromna mogiła, którą opiekują się mieszkańcy i młodzież ze Szkolnego Koła Wolontariatu z Zespołu Szkół w Kobylance i aż się prosi, żeby powstał tam nagrobek, bo za kilka lat już nikt o nich nie będzie pamiętał - wyjaśnia autorka książki.

Cały rozdział jest poświęcony ciekawej historii parafii w Kobylance oraz związanym z kościołem i Kobylanką obrazem Cudownego Jezusa Kobylańskiego. Dowiadujemy się w nim między innymi o istnieniu pierwszego kościoła na tzw. Kościelisku, który zapadł się niegdyś pod ziemię.

- Legenda głosi, że przy szosie koło tzw. Brzezinki w Kobylance, na łąkach, na małym pagórku, znajdował się na przełomie XIII i XIV w. kościół drewniany parafii Dominikowice, stojący na tzw. peckach, czyli nie posiadał fundamentów murowanych. Po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś położy się przy krzyżu w tym miejscu i ucho przyłoży do ziemi, usłyszy głuche bicie dzwonów kościelnych - opowiada pani Maria.

Nie zabrakło też miejsca w monografii na życie społeczne i kulturalne mieszkańców, działalność licznych organizacji społecznych, szkolnictwa, przemysłu naftowego i życia codziennego mieszkańców.

- Udało mi się dotrzeć do bardzo ciekawych zdjęć ukazujących codzienne życie mieszkańców Kobylanki w strojach chłopskich. Mnie najbardziej urzekło zdjęcie sołtysa na koniu w stroju pogórzańskim. Opracowanie tej monografii nie było łatwym zadaniem. Tym bardziej, że nie pochodzę ani nie mieszkam w Kobylance tylko w Dominikowicach. Już teraz mieszkańcy Dominikowic mówią mi, że muszę napisać książkę o ich wiosce. Wiem, że nie wszystko udało mi się ująć. Część materiałów została. Wszystkim, którzy pomogli mi w napisaniu książki, serdecznie dziękuję, a najbardziej cieszą słowa Czytelników, którzy odnajdują w niej swoje rodziny i znajomych i informują mnie o tym - mówi na koniec autorka.

Tę książkę trzeba mieć

W Kobylance był kiedyś nawet szpital przykościelny

Z książki dowiemy się też, że przy kościele znajdował się tzw. szpital przykościelny, który powstał w 1655 roku i ufundowany był przez Jana Wielopolskiego dla ośmiu ubogich, którzy obsługiwali kościół. Często jego pensjonariuszami byli biedacy, wdowy, a nawet cudzoziemcy, którzy przybywali licznie na pielgrzymki. Miejscowi nazywali go "dziadownią" od "dziadów", którzy pojawiali się pod kościołem. Budynek szpitala dotrwał do II wojny światowej. Nie zabrakło też miejsca w monografii na życie społeczne i kulturalne mieszkańców, działalność licznych organizacji społecznych, szkolnictwa, przemysłu naftowego i życia codziennego mieszkańców.

Uzupełnieniem monografii jest płyta CD ze zdjęciami. Pierwsze pochodzą z początku dwudziestego wieku. Razem z książką tworzą cenną publikację dla tych wszystkich, którzy interesują się historią i naszą małą ojczyzną. Warto ją poczytać w długie zimowe wieczory, a zawarte w książce treści ilustrowane są obszernym materiałem ikonograficznym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska