Do wypadku doszło w poniedziałek ok. godz. 18. 20-letni kierowca suzuki ignis stracił panowanie nad samochodem, uderzył w barierę ochroną. Pojazd przewrócił się na dach, a drzwi się zablokowały. Kierowca i jego 18-letnia dziewczyna nie mogli wysiąść z auta. Gdyby nie pan Celestyn, mogli zginąć.
A mężczyzna błyskawicznie ruszył na pomoc. Najpierw udało mu się wydostać z auta dziewczynę. Potem próbował uwolnić z pasów bezpieczeństwa kierowcę. Wtedy wybuchło paliwo. Pan Celestyn zaczął płonąć, ale kontynuował akcję ratunkową 20-latka. Gdy go wyciągnął, wciąż w palącym się ubraniu pobiegł do domu, tam płomienie ugasiła jego rodzina. Na szczęście w środku był Krzysztof Wańczyk, zięć pana Celestyna, strażak. On z kolei udzielił fachowej pomocy teściowi. Szybko rozebrał 52-latka z płonących ubrań, pomógł mu wejść do wanny i zaczął polewać go zimną wodą.
Nowosądeccy lekarze natychmiast wezwali Lotnicze Pogotowie Ratunkowe (LPR). Niestety, ciężko rannego pacjenta nie udało się szybko zawieźć do Siemianowic.
- Helikopter nie mógł wylądować w Nowym Sączu, bo lądowisko szpitalne nie jest do tego dostosowane - wyjaśnia Justyna Sochacka z LPR. Gdy karetka przez cztery godziny wiozła poparzonego z Nowego Sącza do Siemianowic, młodzi pasażerowie auta byli już w domu. Nic im nie zagrażało. Rozpoczęła się walka lekarzy o uratowanie życia i zdrowia ich wybawcy, który miał poparzoną twarz, dłonie, drogi oddechowe, na szczęście był przytomny.
- Robimy wszystko, by pomóc temu dzielnemu człowiekowi - mówi Mariusz Nowak, dyrektor Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach. - Tak, bardzo teraz cierpi. Całe szczęście, że trafił do nas - dodaje Nowak. Pacjenta przewieziono do pracowni hiperbarii tlenowej, gdzie poddano go terapii tlenem pod zwiększonym ciśnieniem.