Zobacz także: Szpital Nowy Sącz: kto wybuduje parking wielopoziomowy?
Wyruszamy na długi spacer wzdłuż reprezentacyjnego deptaka jeszcze przed 9 rano. O tej porze czynne są tu jedynie sklepy spożywcze, biuro Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego i kilka kancelarii adwokackich. Ruch pieszych spory, ale nie dlatego że ładnie świeci słońce i można przysiąść na ławkach, aby się zrelaksować. Ludzie spieszą się do pracy, więc nie zatrzymują się wcale. Czasem tylko ktoś wstąpi przelotnie do sklepu, żeby kupić sobie drugie śniadanie i pędzi dalej.
- Rano i po południu, koło 15-16 mamy największy ruch. Po pracy wygodniej jest zrobić tutaj większe zakupy, a nie błąkać się po jakichś dużych supermarketach - przekonuje Zofia Gromala, ekspedientka sklepu spożywczego przy Jagiellońskiej.
Odkąd otwarto w Nowym Sączu duże galerie handlowe, to znacznie mniej pojawia się tutaj klientów i ruch na deptaku powoli zamiera.
- No bo co tutaj mogą znaleźć ciekawego? - pyta sprzedawczyni. - Kilka sklepów z odzieżą, salony z telefonami komórkowymi i ledwie dwie porządniejsze restauracje? Więcej tego w jednym miejscu mają w centrach handlowych. W dodatku pod dachem i z muzyką puszczaną z głośników.
Koło 10 ruch w interesie się wzmaga. To właściciele pozostałych sklepów i zakładów usługowych otwierają swoje podwoje. Można już nie tylko kupić coś do jedzenia, ale też przymierzyć ubrania, odwiedzić księgarnię, sklep z zabawkami, bank, zegarmistrza i fotografa. Mimo to deptak świeci pustką. Nie licząc paru matek z dziećmi, kilku emerytek, ulotkarzy i bezdomnych, nie ma tu prawie nikogo.
- Przechodzę tędy, żeby Kacperek mógł sobie troszkę pobiegać za gołębiami - mówi Alicja Migacz, wskazując na rozradowanego kilkuletniego synka. - Mamy po drodze do placu zabaw i fontanny pod ratuszem na Rynku. Poza tym nie ma sensu tutaj długo przebywać. Zaraz przyczepi się ktoś, żeby rzucić mu parę groszy na piwo - dodaje wskazując trzech niechlujnie ubranych mężczyzn rozpartych na ławce.
Grzecznie pytam, co tu robią i co myślą o ul. Jagiellońskiej.
- Siedzimy! Nie widać? Jak mi pożyczysz trzy złote, to pogadamy - burknął jeden i na tym rozmowa się skończyła.
Podchodzę do starszej kobiety karmiącej gołębie.
- Byłam tu dwa lata temu, kiedy jechałam do Krynicy. Teraz chciałam się trochę dłużej pomodlić w bazylice - opowiada. - Nogi powoli odmawiają posłuszeństwa, chciałam nieco odpocząć.
Koło południa można zauważyć wyraźne ożywienie na ulicy. Na ławkach przysiadają rodziny z dziećmi jedząc lody, pojawiają się pary zakochanych, grupki młodzieży. Czasem przemknie tędy rowerzysta albo wycieczka z przewodnikiem. Więcej głosów słychać też spod parasoli ustawionych przy restauracjach Imperial i Piwnica pod Ślepowronem.
- Ludzie przychodzą na kawę lub pizzę ze znajomymi albo spotykają się przy piwie. Ale później natychmiast się rozchodzą - opowiada kelnerka Paulina z Imperialu. - Tutaj nie ma co robić. Rzadko widać nawet ulicznych muzyków tak, jak w Krakowie.
Szczyt w ruchu trwa z krótkimi przerwami do godziny 15-16. Potem z Jagiellońskiej znikają mieszkańcy i turyści. Jeden po drugim zmykają się sklepy, garstkę ludzi można spotkać już tylko w dwóch ogródkach kawiarnianych pod parasolami. W nocy gęściej robi się tylko w niedawno otwartym klubie Go-Go z roznegliżowanymi tancerkami.
Przedstawiciele władz Nowego Sącza przyznają, że na Jagiellońskiej nie dzieje się nic ciekawego. Nie zamierzają jednak sztucznie napędzać ludzi.
- Ta ulica będzie żyła własnym życiem, jeśli będą tam ciekawe sklepy i lokale - przekonuje Jerzy Gwiżdż, wiceprezydent Nowego Sącza. - Dobrym przykładem może być ulica Floriańska w Krakowie. My nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić. Wiele zależy od samych ludzi. Przygotowaliśmy warunki i infrastrukturę, ale przecież nie napędzimy klientów.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!