https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz: kultowy deptak w centrum umiera

Arkadiusz Arendowski
Stanisław Śmierciak
Przed wiekami była częścią traktu węgierskiego, głównego szlaku handlowego biegnącego przez centrum Nowego Sącza na Węgry. Dzisiaj pustoszeje już po południu, pomimo remontów fasad kamienic i statusu reprezentacyjnego, miejskiego deptaka. W zwabieniu ludzi na ul. Jagiellońską nie pomagają nieliczne puby i restauracje. - Tutaj nic się nie dzieje - narzekają turyści i mieszkańcy.

Zobacz także: Szpital Nowy Sącz: kto wybuduje parking wielopoziomowy?

Wyruszamy na długi spacer wzdłuż reprezentacyjnego deptaka jeszcze przed 9 rano. O tej porze czynne są tu jedynie sklepy spożywcze, biuro Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego i kilka kancelarii adwokackich. Ruch pieszych spory, ale nie dlatego że ładnie świeci słońce i można przysiąść na ławkach, aby się zrelaksować. Ludzie spieszą się do pracy, więc nie zatrzymują się wcale. Czasem tylko ktoś wstąpi przelotnie do sklepu, żeby kupić sobie drugie śniadanie i pędzi dalej.

- Rano i po południu, koło 15-16 mamy największy ruch. Po pracy wygodniej jest zrobić tutaj większe zakupy, a nie błąkać się po jakichś dużych supermarketach - przekonuje Zofia Gromala, ekspedientka sklepu spożywczego przy Jagiellońskiej.

Odkąd otwarto w Nowym Sączu duże galerie handlowe, to znacznie mniej pojawia się tutaj klientów i ruch na deptaku powoli zamiera.
- No bo co tutaj mogą znaleźć ciekawego? - pyta sprzedawczyni. - Kilka sklepów z odzieżą, salony z telefonami komórkowymi i ledwie dwie porządniejsze restauracje? Więcej tego w jednym miejscu mają w centrach handlowych. W dodatku pod dachem i z muzyką puszczaną z głośników.

Koło 10 ruch w interesie się wzmaga. To właściciele pozostałych sklepów i zakładów usługowych otwierają swoje podwoje. Można już nie tylko kupić coś do jedzenia, ale też przymierzyć ubrania, odwiedzić księgarnię, sklep z zabawkami, bank, zegarmistrza i fotografa. Mimo to deptak świeci pustką. Nie licząc paru matek z dziećmi, kilku emerytek, ulotkarzy i bezdomnych, nie ma tu prawie nikogo.

- Przechodzę tędy, żeby Kacperek mógł sobie troszkę pobiegać za gołębiami - mówi Alicja Migacz, wskazując na rozradowanego kilkuletniego synka. - Mamy po drodze do placu zabaw i fontanny pod ratuszem na Rynku. Poza tym nie ma sensu tutaj długo przebywać. Zaraz przyczepi się ktoś, żeby rzucić mu parę groszy na piwo - dodaje wskazując trzech niechlujnie ubranych mężczyzn rozpartych na ławce.

Grzecznie pytam, co tu robią i co myślą o ul. Jagiellońskiej.

- Siedzimy! Nie widać? Jak mi pożyczysz trzy złote, to pogadamy - burknął jeden i na tym rozmowa się skończyła.

Podchodzę do starszej kobiety karmiącej gołębie.

- Byłam tu dwa lata temu, kiedy jechałam do Krynicy. Teraz chciałam się trochę dłużej pomodlić w bazylice - opowiada. - Nogi powoli odmawiają posłuszeństwa, chciałam nieco odpocząć.

Koło południa można zauważyć wyraźne ożywienie na ulicy. Na ławkach przysiadają rodziny z dziećmi jedząc lody, pojawiają się pary zakochanych, grupki młodzieży. Czasem przemknie tędy rowerzysta albo wycieczka z przewodnikiem. Więcej głosów słychać też spod parasoli ustawionych przy restauracjach Imperial i Piwnica pod Ślepowronem.

- Ludzie przychodzą na kawę lub pizzę ze znajomymi albo spotykają się przy piwie. Ale później natychmiast się rozchodzą - opowiada kelnerka Paulina z Imperialu. - Tutaj nie ma co robić. Rzadko widać nawet ulicznych muzyków tak, jak w Krakowie.

Szczyt w ruchu trwa z krótkimi przerwami do godziny 15-16. Potem z Jagiellońskiej znikają mieszkańcy i turyści. Jeden po drugim zmykają się sklepy, garstkę ludzi można spotkać już tylko w dwóch ogródkach kawiarnianych pod parasolami. W nocy gęściej robi się tylko w niedawno otwartym klubie Go-Go z roznegliżowanymi tancerkami.

Przedstawiciele władz Nowego Sącza przyznają, że na Jagiellońskiej nie dzieje się nic ciekawego. Nie zamierzają jednak sztucznie napędzać ludzi.

- Ta ulica będzie żyła własnym życiem, jeśli będą tam ciekawe sklepy i lokale - przekonuje Jerzy Gwiżdż, wiceprezydent Nowego Sącza. - Dobrym przykładem może być ulica Floriańska w Krakowie. My nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić. Wiele zależy od samych ludzi. Przygotowaliśmy warunki i infrastrukturę, ale przecież nie napędzimy klientów.

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Szanowny Panie,

uważna lektura Pana tekstu jest potwierdzeniem tego, że powołanie Fundacji „Pomyśl o przyszłości” zajmującej się nie tylko działaniami na rzecz rozwoju gospodarczego kraju, ale także propagowaniem wiedzy ekonomicznej, ma głęboki sens. Pana komentarz, dotyczący projektu inwestycyjnego „Siedem Dolin” dowodzi, że my Polacy nadal nie rozumiemy na czym polegają reguły gospodarki wolnorynkowej, choć funkcjonuje ona w naszym kraju od ponad 20 lat. Wszyscy chcemy zarabiać tyle, ile zarabia się na Zachodzie Europy, ale nadal nie rozumiemy, że źródło upragnionego przez nas cudu gospodarczego tkwi w zmianie sposobu myślenia, często nadal socjalistycznego. Chodzi między innymi o nasz sposób postrzegania polskich przedsiębiorców.

Żyjemy w kraju, w którym ciągle nie możemy się uwolnić od klimatu podejrzeń wobec właścicieli firm, którzy w przekonaniu niektórych skupiają się wyłącznie na pomnażaniu swoich zysków i „kombinowaniu” jak nie płacić podatków. (Nie ma jeszcze zgody na inwestycję, a Pan już wie, że inwestorzy będę unikać ich płacenia).

A przecież to właśnie właściciele firm tworząc nowe miejsca pracy dają nam szansę na wypracowanie PKB, który im jest wyższy, w przeliczeniu na jednego mieszkańca, tym wyższe jest nasze średnie wynagrodzenie. My Polacy musimy wreszcie nauczyć się postrzegania własnych korzyści przez pryzmat interesu wspólnoty ekonomicznej, którą przecież jest każde państwo. Dlatego właśnie należy tworzyć dobry klimat dla rozwoju przedsiębiorczości i robić wszystko, aby polskie firmy mogły inwestować w kraju. To jedyny sposób nie tylko na wzrost gospodarczy i tworzenie nowych miejsc pracy. Tymczasem Pan zdaje się być pochłonięty wyłącznie myślą o tym, że inwestycja stanie się dla niektórych wyłącznie źródłem zarabiania pieniędzy. Już zamartwia się Pan że „dorobią się” na niej właściciele stacji narciarskich, hoteli, restauracji. Dodaje pan przy tym, że sezonową pracę znajdą „tylko” okoliczni rolnicy i stawia pan pytanie co z tego będzie miał mieszkaniec Nowego Sącza lub Łącka. Spróbujmy więc na nie odpowiedzieć.

Gospodarka to system naczyń połączonych. Jeśli Sądecczyzna stanie się ośrodkiem narciarskim na wzór tych alpejskich, gdzie turyści z całego świata, także i z Polski, zostawiają swoje pieniądze, to powstanie co najmniej 2 tys. nowych miejsc pracy. Mieszkaniec Nowego Sącza czy Łącka będzie miał większą niż obecnie szanse na znalezienie pracy nie tylko przy obsłudze wyciągów, ale także w nowo budowanych hotelach restauracjach czy też w firmach remontowo-budowlanych. A może zechce wziąć kredyt i zainwestować np. w wypożyczalnię sprzętu narciarskiego albo mini bar w pobliżu stoku narciarskiego? Może potem ktoś znajdzie zatrudnienie właśnie u niego? Nowe miejsca pracy oznaczają mniejsze bezrobocie. Zadziała także prawo popytu i podaży. Im więcej pracujących, tym większe szanse na wzrost wynagrodzeń w całym regionie. Nowe miejsca pracy w sektorze turystycznym oznaczają także tworzenie wartości dodanej, przekładającej się na wzrost gospodarczy naszego kraju. Przykładem tego sprawnie działającego mechanizmu jest Austria, która żyje głównie z narciarstwa, a jej obywatele zarabiają czterokrotnie więcej niż my Polacy.

Niestety w naszej polskiej mentalności dominuje model „psa ogrodnika” , który sam nie zje i drugiemu nie da. Efekt jest taki, że zamiast zespołowo budować państwową, ekonomiczną wspólnotę, budujemy indywidualną strategię przetrwania. A przecież działając wspólnie, możemy osiągnąć więcej.

Tego współdziałania należy także oczekiwać od niektórych urzędników, którzy zdają się specjalizować w mnożeniu barier administracyjnych, a ich subiektywna interpretacja nieprecyzyjnych przepisów (tak właśnie jest w przypadku „Siedmiu Dolin”) hamuje rozwój inwestycji przyczyniających się do wzrostu gospodarczego warunkującego ilość miejsc pracy i wysokość naszych zarobków. W tym sensie istnieje ścisły związek między znajomością podstaw ekonomii wśród urzędników, a podejmowanymi przez nich decyzjami. Tego współdziałania należy także oczekiwać od krążących po całej Polsce ekologów, którzy blokują inwestycje tak wyczekiwane przez mieszkańców regionów dotkniętych bezrobociem.

W swoim komentarzu doszukuje się Pan „drugiego dna”. Dokonał pan „odkrycia”, że fundatorem Fundacji „Pomyśl o przyszłości” jest Ryszard Florek. Tymczasem informacja ta jest ogólnodostępna w Krajowym Rejestrze Sadowym. A poza tym czy to źle, że właściciel FAKRO wraz z grupą zapaleńców skupionych wokół organizacji społecznej chce propagować ekonomiczna wiedzę wśród polskiego społeczeństwa? Czy to źle, że chce działać na rzecz rozwoju kraju i regionu? Czy to źle, wspiera działania na rzecz realizacji inwestycji, która może przysporzyć mieszkańcom Sądecczyzny nowych miejsc pracy? Wyjaśnijmy przy tym, że Ryszard Florek jest jedynie pomysłodawcą projektu. To w gestii samorządowców gmin Krynica, Muszyna i Łabowa zabiegających o realizację inwestycji leży pozyskanie inwestorów. Wcześniej jednak trzeba uzyskać zgodę na akceptację planu zagospodarowania przestrzennego przygotowanego przez gminy. Jak na razie, nie jest to możliwe właśnie ze względu na bariery administracyjne (szczegółowe informacje na stronie www.siedemdolin.pl). Dopiero na tej podstawie można będzie przygotować biznesplan, którego tak domaga się jeden ze wspomnianych przez pana ekologów z organizacji Green Works. Ryszard Florek wyraził jedynie gotowość włączenia się w to przedsięwzięcie, ale inwestorem może być każdy. Także i pan.

Jeśli zaś chodzi o naszą pracę na rzecz Fundacji, to wbrew pana insynuacjom robimy to społecznie i z przekonaniem. Dlaczego ? Bo bliska jest nam idea budowania społeczeństwa obywatelskiego mającego poczucia współodpowiedzialności za region, w którym mieszkamy i nasze państwo. Chcemy działać na rzecz rozwoju gospodarczego naszego regionu i Polski. Jeśli będzie więcej takich jak my, mniej będzie tych, którzy w poszukiwaniu pracy emigrują do innych krajów.
M
Misiek
Najlepiej to by było w ogóle nie inwestować zwinąć asfalt i zrobić Polskę jako wielki obszar Natury 2000 wtedy Niemcy Słowacy Austriacy nie mieliby w ogóle konkurencji. Co z tego że ktoś kto ma pieniądze chce dalej inwestować i rozwijać i swoja działalność i jeszcze na tym zarobić. Dzięki temu zarobią inni nawet z Łącka. Być może ktoś będzie dobrym instruktorem i mieszka w Łącku.

Pewnie najlepiej to by było żeby wy zamykać wszystkich którzy maja kasę, pomysły, bo to przecież KAPITALIŚCI więc trzeba wsiąść ich majątki i byczyć się na bezrobociu na zielonej łące w towarzystwie ekologów.

Nic dziwnego że przez lata byliśmy dymani jak nie z lewa to z prawa. Począwszy od naszej wspaniałej szlachty co patrzyła tylko na swoje interesy skończywszy na ekologach, którzy są finansowani przez zagraniczny kapitał aby blokować rozwój naszego kraju.

NIECH ŻYJE EKOLOGIA NIECH ŻYJĄ STRACHLIWI URZĘDNICY NIECH ŻYJE ZACOFANA POLSKA RZECZYWISTOŚĆ !!!
g
gosia
człowiek inteligentny się nie nudzi - dla mnie np. MCK Sokół jest doskonałym ośrodkiem organizującym wiele ciekawych imprez: Ludzie Kina, AtrNight, Wakacyjne Podróże Filmowe.. ostatnio Karpaty Offer..(filmy w tych "jakiś ruinach" jak napisał(a) ALEW)
jeśli ktoś nie ma żadnych zainteresowań to rzeczywiście może się nudzić
s
sadeczanin
Proponuje codzienne pielgrzymki od pomnika na rynku, do kamienia na plantach. Byłoby cudownie.
e
etam
alew Sonczu naprawde nie ma co robić! To nudne miasto. Jakies ruiny, planty, rynek, a poza tym blokowiska. Nuda na 102!
t
trerun
Deptak bylby zywy a nie umarly jakby tam wpuscic zywe posongi takie jak som na rynku w Krakowie, co one sie ruszaja jak im sie rzuci zlotowke a jak sie jest sprytnym to jakiegos starego pieniadza a oni mylsa ze to prawdziwa kasa i sie ruszajom. Ja se chodze na rynek i mam w kieszeni jakies stare pieniadze albo i blaszki i im rzucam a one glupie sie ruszaja i dziekujom mi wtedy bo mysla ze dostaly prawdziwe pieniondze. Ale przeciez ja glupi nie jestem i nie bede rozdawal kasy za darmo takim nierobom co tylko stoja i nic nie robiom.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska