Dziewczyna w obdartym pasiaku. Tabor kolejowy, przecięty wpół, do złudzenia przypominający wagon więźniów obozu koncentracyjnego. I ona w nim, próbująca wykrzyczeć ostatnie słowa, zanim uciszą i zakryją ją postaci ukryte pod czarnym płótnem.
- Oddziałuje na nas nie tylko to, co było, ale to, czego nie było, ale mogło być. Nieunikniona śmierć najgłębiej definiuje to, jacy jesteśmy, jak istniejemy, znikając - mówi w monologu jeden z bohaterów nowego spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego pt. „Nic”. Reżyser znany jest z interdyscyplinarnych spektakli łączących w sobie elementy z pogranicza kilku sztuk. I tym razem, w samej scenie przywołującej na myśl wojenną zagładę, pojawiają się obrazy wyświetlane na ekran, a sama scenografia kojarzy się z abstrakcjami Malewicza. Tym razem nie jest to jednak czarny kwadrat na białym polu, ale biała figura pośrodku ciemności. Twórcy przewrotnie posługują się zresztą przeciwieństwami - „Nie byłoby doświadczenia bycia, gdyby ono nie stało się bytem”.
Reżyser przed premierą nie chciał zdradzać, co widz zobaczy na scenie. Wiadomo, że spektakl inspirowany jest m.in. poezją Bolesława Leśmiana, książką „Nic-nic” Janusza Palikota i myślą Krishnamurtiego. - Spektakl jest osobistą wypowiedzią reżysera - mówi Barbara Kwiatkowska z działu promocji Starego Teatru.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Koniec Świata coraz bliżej. Naukowcy podają datę
