Jeszcze przed godziną 14 w niedzielę służby ratunkowe w stolicy Podhala zostały zawiadomione, że na nowotarskim lotnisku doszło do tragicznego zdarzenia. Jednemu ze skoczków spadochronowych miał się nie otworzyć spadochron.
- Usłyszałem trzask i popatrzyłem w niebo. Zobaczyłem ogromną płachtę materiału, która wolno spada w dół - mówi Piotr Rayski-Pawlik, mieszkaniec Nowego Targu.
Taki widok miał nie tylko Rayski-Pawlik. W nowotarskiej Komendzie Powiatowej Policji oraz straży pożarnej rozdzwoniły się telefony. Na miejsce udało się również pogotowie. Nijak nie można było jednak zlokalizować skoczka. Okazało się, że to co spadało z nieba, było jedynie odczepionym spadochronem tzw. pierwszym. Miłośnikowi podniebnego latania pozostał jeszcze zapasowy.
- Skoczek jest cały i zdrowy - mówił wczoraj oficer dyżurny komendy policji w Nowym Targu. - Świadkowie zdarzenia widzieli jedynie spadający spadochron, a nie samego spadochroniarza.