- Czemu w innych państwach drogi wytrzymują po kilkadziesiąt lat, a jedynie u nas nie mogą doczekać nawet pięciu - pyta Tomasz Talaga, kierowca z Nowego Targu. - Wszystko wskazuje na to, że ta robota to zwykła fuszerka. Inna sprawa, że jeszcze przed remontem nie zostało wykonane całe uzbrojenie pod ulicą. Już po remoncie była ona ustawicznie rozkopywana, bo mieszkańcy okolicznych domów, a to wykonywali podłączenie gazowe, a to wodociągowe.
- Trzeba nakazać wykonawcy, by naprawił tą drogę, skoro to fuszerka - wskazuje Zbigniew Balicki, inny mieszkaniec Podhala. Remont 500-metrowego odcinka ulicy Waksmundzkiej, która jest drogą powiatową, kosztował 1,7 miliona zł. Firma, ktora wykonywała roboty dała PZD 5-letnią gwarancję, a później przedłużyła ją o kolejny rok. Niespełna dwa lata temu w ulicy jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kolejne dziury. Asfalt zaczął się łuszczyć i fałdować.
Krzysztof Szlaga, zastępca dyrektora Powiatowego Zarządu Dróg w Nowym Targu, przypomina, że z wykonawcą odbyło się już spotkanie w terenie. Przedstawiciel firmy zapewniali, że roboty wykonali dobrze.
- Zaczekamy do końca tego tygodnia - mówi wicedyrektor Szlaga. - Do tego czasu mam mieć informację od inspektora, który nadzorował tamtejsze prace. Wskaże on nam zakres rzeczowy robót, które trzeba teraz wykonać. Już teraz jest raczej pewne, że trzeba będzie zrobić nową nawierzchnię. Uzupełnienie ubytków w jezdni wykonane przez wykonawcę nie dało rezultatu. Pozostaje więc położyć nowy asfalt.
Według Szlagi, masa bitumiczna w momencie wylewania była za zimna dowożono ją bowiem, aż z Nowego Sącza. - To mógł być błąd w procesie produkcji. Nie zachowano odpowiedniej procedury zarówno podczas wytwarzanie, jak i gdy kładziono asfaltową nakładkę - mówi Szlaga. - Nie odpuścimy wykonawcy. Będzie musiał on poprawić swoją robotę.
Wykonawca remontu Waksmundzkiej nie chce bowiem wykonać zleconych robót naprawczych. Na razie trwa ciągła wymiana pism pomiędzy firmą, a nowotarskim PZD. Jeżeli wykonawca nie zdecyduje się wykonać robót, PZD zapowiada skierowanie sprawy do sądu gospodarczego. Przedstawiciel firm, która wykonywała ulicę Waksmundzką, twierdzi, że nawierzchnia ucierpiała w wyniku wybuchu gazu. Problem w tym, że miał on miejsce 500 metrów dalej od największych dziur.