Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O Marku Roleskim znowu głośno. Zwalnia ludzi

Łukasz Jaje
Firma Roleski rozrosła się do rozmiarów potentata na ogólnopolskim rynku spożywczym
Firma Roleski rozrosła się do rozmiarów potentata na ogólnopolskim rynku spożywczym materiały firmy Roleski
Marek Roleski i jego menedżerowie tłumaczą, że dla kilkudziesięciu osób nie są w stanie poświęcić firmy, jej 40-letniej tradycji i pozostałych kilkuset pracowników.

Zabójcą miejsc pracy w Zbylitowskiej Górze jest podobno nowoczesna technika. Około 70 pracowników firmy Roleski zostanie zwolnionych, bo m.in. ludzie nie są w stanie dotrzymać kroku nowoczesnej linii, produkującej około 200 tubek z musztradą na minutę, czyli o ok. 160-180 więcej niż robotnik, które,mu trzeba dać pensje, opłacić za niego ZUS itd. Tak utrzymuje Marek Rolski. Twierdzi, że w ciągu ostatnich dwóch lat zainwestował kilkadziesiąt milionów złotych, aby wytrzymać rywalizację z zachodnią konkurencją. Przedstawiciele zakładu szczycą się, że dziś, pod jednym dachem takich technologii spożywczych jak u Roleskiego nie ma nikt w Europie, a może i świecie. Ale tak to widać z biurowca.

W pośredniaku pomogą zrobić CV

Szok, niedowierzanie, lęk o przyszłość. Takie uczucia towarzyszą pracownikom firmy Roleski po upublicznieniu informacji o zwolnieniach grupowych. W przyczynę podaną przez "pośredniak", czyli automatyzację produkcji wielu nie uwierzyło. Liczba 200 osób do skreślenia z 420-osobowej załogi musiała budzić obawy. Tym większe, że firma nie komentowała dotąd sprawy publicznie.
- Na szczęście ode mnie z domu nikt tam nie pracuje., ale całe rodziny leżą przez te redukcje. Dramat - przekonuje mieszkanka Zbylitowskiej Góry, którą spotykamy na chodniku koło zakładu.

Pracownicy są mniej rozmowni. Zaczepiamy kolejne osoby wychodzące ze zmiany, ale większości gdzieś się śpieszy. Na dłuższą rozmowę zgodził się jeden z pracowników, ale pod warunkiem, że dojdzie do niej z dala od hal firmy Roleski. Jego obawy mogą powodować wszechobecne kamery monitoringu albo krążący po okolicy na rowerze ochroniarz.

- Szczerze mówiąc nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Niektórzy boją się upadku firmy i tego, że wszyscy pójdziemy z torbami. Z drugiej strony firma inwestuje. Nawet wykupili ten dom, co z nią sąsiaduje - zastanawia się wieloletni pracownik.
- Tak, jego właściciel opowiadał, że do śmierci w nim pozostanie. No i co? Chłop żyje, ale domu nie ma - śmieje się przez płot starszy pan, który słucha naszej rozmowy. Z imienia i nazwiska nikt nie chce udzielić wypowiedzi.

- Marek Roleski to twardy gość, lepiej nie wchodzić z nim w konflikt - twierdzi emeryt, obserwujący z dystansu ciągły ruch w imperium musztardy. Nie chce uwierzyć w jego upadek.

Kilkanaście dni po ogłoszeniu komunikatu o zwolnieniach, w Powiatowym Urzędzie Pracy w Tarnowie nie można się dowiedzieć o pomocy dla zwal nianych niczego nowego.

- Wychodzimy z ofertą pomocy, ale jeszcze nikt się nie zgłosił. Do dyspozycji osób, które stracą pracę są między innymi doradcy zawodowi, pomożemy przygotować życiorys i inne dokumenty potrzebne do ubiegania się o zatrudnienie - mówi Katarzyna Mikuła z PUP-u. To standardowe procedury na wyjątkowe okoliczności, bo taka fala zwolnień w regionie grozi tylko w Fabryce Maszyn Tarnów.

Zwalniają, żeby odeprzeć zachodnią konkurencję

Marek Roleski od kilku lat unika mediów. Nawet pracownicy jego firmy byli przekonani, że przestał na bieżąca kierować firmą, że chce ją sprzedać. Nam jednak udaje się go zastać w firmie, którą założył w 1985 roku.

- Przede wszystkim chcę wyjaśnić, że nasz komunikat mówił o zwolnieniach do 200 osób. Praktycznie redukcja nie dosięgnie nawet połowy z tej liczby. Urząd Pracy, streszczając naszą informację doprowadził do przekłamania, które wprowadziło niepotrzebne zamieszanie - tłumaczy najpierw Jakub Kołodziej, jeden z trzech członków zespołu zarządzającego. Po chwili dołączamy do kolejnych dwóch - Pawła Kądziołki i Daniela Tyrki. Wbrew plotkom panowie nie przybyli z Warszawy, lecz pochodzą z naszego regionu. Do najwyższej pozycji w firmie doszli drogą awansów. Ich pomysły dźwignęły firmę, sprzedaż wzrosła o jakieś 50 procent, co przekłada się na kilkadziesiąt milionów euro. We wnętrzu eleganckiej sali narad widać mężczyznę ubranego na sportowo i kobietę w roboczym stroju. To szef młodych członków zarządu - Marek Roleski i reprezentująca pracowników Renata Biel. Czytają listy napisane przez ludzi mających stracić pracę.

- Po informacji, że do zwolnienia jest aż 200 osób załoga ma mętlik w głowach. Nie wiedzą komu ufać. Trzeba jak najszybciej wyjaśnić sytuację - stwierdza Renata Biel.

- Wybór ludzi do zwolnienia wiąże się z olbrzymim stresem. Kogo mam skreślić, a kogo pozostawić? Nie ma złotego środka. Sam pan widzi, nadal siedzimy i rozpatrujemy kogo zamienić, przywrócić - mówi Marek Roleski.
Patrząc na jego sylwetkę i żywiołowy sposób mówienia od razu można obalić plotkę mówiącą o słabym zdrowiu i oddaniu firmy innym ludziom.

- Bzdura, jakich wiele narodziło się wokół firmy czy mojej osoby. Podupadłem na zdrowiu na tej zasadzie, że wypadł mi dysk. Dzięki znakomitemu specjaliście w ciągu trzech dni zostałem postawiony na nogi i to wszystko, co z moim zdrowiem jest nie tak - zapewnia. Bez zmian pozostała pasja Marka Roleskiego czyli latanie. Mało tego, próbuje nią zarazić także ludzi z zarządu.
- Kadrę należy budować wokół ludzi odważnych, potrafiących podejmować decyzje w ułamku sekundy - przekonuje Roleski. - W przypadku redukcji sekundy, minuty, czy nawet godziny nie wystarczą. Każdy człowiek, to inny przypadek. Jednak powstały nowe linie, gdyż nie ma innego sposobu, żeby utrzymać się na rynku i sprostać zachodniej konkurencji. Nie wystraszyłem się i nie sprzedałem firmy. Podjąłem rękawicę. A proszę mi wierzyć, że dostaję 300 milionów dolarów od ręki, gdybym nawet dziś chciał to sprzedać - zapewnia człowiek zwany królem musztardy.

- Nikt o tym nie mówi, a w tym roku zatrudniliśmy 150 osób. Zwolnienia grupowe to najbardziej humanitarny sposób pożegnania się z pracownikiem. Jest odprawa, ewentualny udział firmy w przeszkoleniu na nowe stanowiska pracy. Dla kilkudziesięciu osób nie poświęcimy firmy, 40 lat tradycji i pozostałych kilkuset pracowników wraz z ich rodzinami - kończą Paweł Kądziołka i Jakub Kołodziej.

Co kupujemy

Na półkach sklepowych jest prawdziwe zatrzęsienie różnego rodzaju produktów. Gusta Polaków według ludzi od Roleskiego są jednak niezmienne. - Jesteśmy konsumentami opornymi na nowości. Bestsellerami są trzy smaki musztardy: sarepska, stołowa i chrzanowa. Stanowią ponad 50 procent sprzedaży. Dlatego przyjęliśmy strategię dojścia do perfekcji ze smakiem tych produktów - przekonuje Jakub Kołodziej. Co ciekawe klientami firmy ze Zbylitowskiej Góry są m.in. Unilever czy Kraft. - Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że idąc do sklepu i kupując produkt Hellmansa nabywa coś, co jest u nas wytwarzane - dodaje Jakub Kołodziej.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska