https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

OKIEM Jerzego Stuhra: Będę cię pieścił, całował, zajadał...

Wysłuchała: Maria Malatyńska
Marcin Makówka
Odczuwam tęsknotę za prawdziwą klasyką teatralną. Co by to było, gdyby istniał choć jeden taki teatr, w którym zawsze można by zobaczyć coś z klasyki? A u nas pod tym względem posucha. Jeszcze Szekspir się przemknie, ale inni? A Panu udało się uszczknąć Moliera. Czy to może być jakieś szczególne przeżycie dla zawodowca?

Uff! Przeszedłem taką szkołę nie tyle żon, ile życia, że szkoda gadać. Już na początku podejrzewałem, że stopień trudności tej roli będzie wymagał ode mnie nie tylko gigantycznej mobilizacji, ale i wielkiej sprawności warsztatowej! Wyciągnąłem to wszystko z siebie i poczułem się jak na granicy jakiegoś opętania! Jeszcze raz się przekonałem, że jak gram z młodymi, to oni grają trzy razy lepiej niż ze swoimi rówieśnikami. Wzajemnie się mobilizujemy! Jeszcze raz zobaczyłem, jak pomocny, zwłaszcza dla aktora, który jest tu reżyserem, czyli dla mnie, może być tak świetny
i doświadczony realizator telewizyjny jak Stanisław Zajączkowski.

Muszę przyznać, Zakochałem się!Taka rola jest właśnie dla takich aktorów jak ja!

Bo ta "Szkoła żon" jest szkołą warsztatu niebywałego: wciąż trzyma cię wędzidło wiersza, nic nie możesz przestawić, trzyma cię kostium, gigantyczne peruki, a nawet wysokie obcasy. Przebrnąłem przez to i tak sobie myślę: czy stopień trudności, skomplikowania roli będzie chociaż z zewnątrz widoczny? Już nie mówię: czy ktoś to doceni, ale czy zauważy? A mój syn mi mówi: to telewizja, więc za jeden wieczór otrzymujesz minimum półtora miliona widzów, a w "Kontrabasiście" za 17 lat miałeś ich pewnie z 350 tysięcy! Więc to jest odpowiedź na wszystkie pytania!

Uwielbiam Moliera! Bo przecież to jest aktor, a więc widać, gdzie jemu się nie chce wymyślać szczególnie finezyjnych zakończeń. U Szekspira też nieraz można to zauważyć. Zresztą przez całe wieki tak bywało, że sceniczną reakcję Deus ex machina uważano w takich miejscach za figurę zastępczą! Już nawet gdy Ajschylos nie mógł sobie w scenie z czymś poradzić, to zjeżdżał któryś
z bogów i mówił: tak ma być i już!

U Moliera też widać, że zakończenie jest "niechlujnawe", i trzeba wiedzieć, co zrobić, żeby widz chciał choćby te spore ilości informacji wysłuchać: kto jest córką kogo, kto się żeni, itd. Ale kilka scen jest takich, że czuje się prawdziwy, wielki teatr! Np. rozmowa Arnolfa z Anusią. Jest to scena tak wielka psychologicznie, jest w niej tak prawdziwe i głębokie człowieczeństwo, że jest to niebywałe. I wiesz, że Molier to napisał, bo sam miał ten sam problem ze swoją kochanką, grał z nią co wieczór
i na scenie wciąż musiał do niej mówić: jak to, nie kochasz mnie? Ja, który cię wychowałem, który ukształtowałem cię, żebyś była właśnie taka, jaka jesteś, a ty mnie nie kochasz? Jak się to słyszy,
to rozumiesz, że Krystian Lupa ze wszystkimi swoimi psychodramami to jest nic! A Molier potrafi
w takim momencie jeszcze bardziej zaskoczyć! Bo mówi: będę cię pieścił, całował i zajadał. I nagle rozumie, co powiedział...

Cały czas czuwa, pamięta, że przecież to jest komedia, więc natychmiast trzeba wszystko odwrócić. Muszę przyznać, zakochałem się! Taka rola jest właśnie dla takich aktorów jak ja! Powinienem właściwie wygłosić pochwałę warsztatu! Taką żonglerkę słowną to się na ogół osiąga po 40 spektaklach, a tu musisz być sprawny natychmiast! Musisz się skupić na to jedno ujęcie. To trudne, to jest telewizja... I gdy tak siedzę już w montażowni, a obok mnie technik, który nie był przy kręceniu, ogląda materiał i nagle się śmieje, wiesz, że trafiłeś! To pierwszy widz! Taka była
ta "Szkoła żon", wielkie dla mnie wyzwanie!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska