Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Po prostu: starajmy się trochę pośmiać

Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr fot. Andrzej Banaś
Złapałam Pana przed wejściem do Teatru Słowackiego, gdzie krakowscy widzowie będą mieli kontakt z głośno przyjmowanym spektaklem warszawskiego Teatru Polonia, czyli "32 omdlenia" wg Czechowa. Dla Pana ten spektakl ma dodatkowe znaczenie: premiera była w początkach 2011, potem przerwała go choroba. Koledzy nie chcieli grać bez Pana, więc spektakl czekał. Po miesiącach powrót i znów oszałamiające powodzenie! I nareszcie przyjazd do Krakowa! Czy dlatego, by nas napełnić radością przed świętami?

Jakżeby inaczej? Przecież to komedia, i to specyficzna. Od początku wiedzieliśmy, że to, co robimy, to zabawa. Zabawa teatrem, jego magią. Robiliśmy tego Czechowa, mając wewnętrzne przekonanie, że choć jest to perełka, to jednak, jako przedstawienie, to taki żarcik. Trzy jednoaktówki: "Oświadczyny", "Niedźwiedź" i trzecia, skonstruowana specjalnie z tekstów Czechowa, ale "sprytnie", bo też podobna do jednoaktówki, co jako szczególny manewr udało się reżyserowi, Andrzejowi Domalikowi znakomicie - to wszystko nie mogło być "poważne".

To był żart i miał być żart. Wiedzieliśmy, że liczy się więc forma: musi być rytm, tempo, musi być za każdym razem całkowite przeobrażanie się postaci, aby wychodzącego do następnej miniatury aktora publiczność nie poznawała. A więc żarcik, kreacja, sztuka jako sztuczność. I okazało się, że widzowie walą drzwiami i oknami, inni aktorzy przychodzą na widownię i klękają przed nami, że odrodziliśmy prawdziwy teatr, publiczność tak wspaniale reaguje, że aż chce się grać! Wybuchy śmiechu, nieprzerwany entuzjazm, już dawno w teatrze nie było czegoś takiego.

Specjalnie tak czarujemy! Trzy krzesła stoją na scenie, a publiczność nie widzi, że poza nimi nie ma żadnej scenografii. Są tylko piękne kostiumy. I na tych trzech krzesłach gra trójka pięknie ubranych aktorów, czyli widz musi być skupiony na aktorze. W inne miejsca nie patrzy, bo wszędzie jest pusto. Scenografia więc nie rozprasza, ale każdy z nas, aktorów ma wiele do ugrania. Ale przecież wiedzieliśmy od początku, że nasza sztuka - to szarża, ale na takim poziomie, że nikt nie powie, że to jakaś chałtura.
Miałem wielkie szczęście, że trafiłem na taką partnerkę jak Krysia Janda, bo potrafimy się w sposób absolutny porozumieć. Jesteśmy idealnie zgrani z naszym typem komizmu. Zobaczymy, jak sprawdzi się to wszystko w Krakowie. Bo Kraków jest przecież wymagającym miejscem!

Jak więc jest teraz? Przede wszystkim osiągnęliśmy już taką ilość przedstawień, że zaczyna nam ta sztuka dawać wielką radość. To jest etap, kiedy o materiale już tak wszystko wiemy, i o sobie w tym materiale tak wszystko wiemy, że jedno drugiemu może podpowiadać rytm tekstu i sytuacji. Osiągnęliśmy etap ogromnej zabawy tekstem, charakterami, często karykaturalnymi przecież… My się ogromnie bawimy. To widać. Ta nasza zabawa przenosi się na widownię.

Tam na widowni dzieją się rzeczy magiczne, nawet mające mało wspólnego z teatrem. To tak, jakby trwało przebywanie z nami na scenie. Czechow pozostał w tle. Jesteśmy my, którzy bawimy tych ludzi, oni bawią nas, i nawet, jak moja droga partnerka, Krysia Janda, nie może wytrzymać mojego komediowego napięcia i zaczyna się śmiać, to publiczność już ją za to kocha, za to, że ona nie wytrzymała …"bo przy panu Jerzym nie można wytrzymać"! Już nawet podejrzewam, że Krysia naumyślnie to robi! A gdy mój bohater budzi się z kolejnego omdlenia i mówi nagle: ciemność… widzę ciemność - to widownia natychmiast "w ryk" i znakomicie wiemy, i my na scenie, i ludzie na widowni, że oto porozumiewamy się w niegdysiejszym kontakcie z zupełnie innym dziełem, choć przecież to Czechow tę "ciemność" napisał.

To przedstawienie pewnie nie zapisze się w historii teatru, bo nie ma to nic wspólnego z twórczymi poszukiwaniami, natomiast jest obroną kunsztu aktorów. Na czym polega kunszt? Na tym, że widownia widzi przez 25 minut aktora, "przyzwyczaja się" do niego, a potem rozchyla się kurtyna i widownia widzi kompletnie innego człowieka. I chociaż wie, że wszystko jest fikcją - to wierzy. Jest to w gruncie rzeczy pochwała zdolności transformacji. Dawniej nazywało się to "kunsztem aktora". Tego się uczyłem, podglądając i Tadeusza Łomnickiego, i Tadeusza Fijewskiego, i Ignacego Gogolewskiego, z którym mam zaszczyt grać… choć pan Ignacy gra teraz tylko w Warszawie.

Zaczął się dla nas czas wyjazdów z "32 omdleniami".Kalendarz mam zapełniony: Bydgoszcz, Toruń, Cieszyn i tak dalej. Na wiosnę wyjeżdżamy na cztery dni do Ameryki. Wszędzie wywołujemy radość. Może więc i tu, za pośrednictwem tego Czechowa złóżmy sobie życzenia, abyśmy umieli się bawić! Mamy mnóstwo problemów, jesteśmy raczej słowiańsko smutni, ale postarajmy się śmiać!

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska