Obowiązkową potrawą w prawosławne Święta Bożego Narodzenia na Ukrainie jest kutia, potrawa, która znana jest dobrze także Polakom, szczególnie tym mieszkającym bliżej wschodniej granicy. U naszych sąsiadów są też przyrządzane na różne sposoby ryby, pierogi, sałatki, ale nie ma potraw obowiązkowych, których na stołach nie może zabraknąć - tak jak to jest u nas. Nie ma też świątecznych zup. Dlatego Oldze szczególnie przypadł w Polsce do gustu barszcz z uszkami i pierogi z kapustą i grzybami. - Też takie robimy, ale z białej kapusty, nie z kiszonej - mówi Ukrainka.
To co natomiast bardzo różni Polskę i Ukrainę, to daty świąt. Na Ukrainie Mikołajki przypadają na 19 grudnia, a tzw. święty wieczór Bożego Narodzenia z 6 na 7 stycznia. Tego dnia „noszą kolację”, co oznacza, że chrześnicy idą z potrawami do chrzestnego. W rzeczywistości rodzina, sąsiedzi i znajomi spotykają się w jednym miejscu. Nie ma jednak takich przygotowań jak w Polsce. - Tutaj ludzie od miesiąca opowiadają o sprzątaniu - śmieje się Olga.
Ukraińcy za to bardziej przygotowują się do sylwestra, który jest większym wydarzeniem. Planują, kupują kreację, gromadzą produkty do jedzenia. Z 13 na 14 stycznia jest na Ukrainie jeszcze jedno święto - stary nowy rok, tzw. święto Wasyla i Melanki. Ludzie chodzą po domach, odgrywają scenkę i życzą powodzenia i szczęścia. - Też tak robiłyśmy na studiach - przyznają Olga i Maryna. - Osoby, do których pukaliśmy, bardzo cieszyły się na nasz widok, życzliwe nas przyjmowały, a na stole zawsze czekał mały poczęstunek.
Olkuska cisza i spokój
Olga Kamionka pochodzi z małego miasteczka Romny. Przyjechała do Polski latem 2014 r. To była spontaniczna decyzja, bo - jak mówi - wtedy nie było jeszcze „mody” na wyjeżdżanie do Polski na studia, jaka zapanowała teraz. Jeszcze na uniwersytecie w Sumy na Ukrainie poznała Mateusza Kamionkę z Olkusza, który tam wykładał.
Kiedy przyjechała na studia na Uniwersytet Pedagogiczny, postanowiła osiedlić się właśnie w Olkuszu, a na zajęcia dojeżdżać do Krakowa. - Tu nie takiego ruchu, tłoku. Olkusz nie męczy mnie tak, jak Kraków - przyznaje Olga.
Dziś Olga jest już po ślubie z Mateuszem. I to w Olkuszu buduje swoją przyszłość. Pracuje i hobbystycznie prowadzi Stowarzyszenie Inicjatyw Młodzieży Olkuskiej, którego projektem jest m.in. osiedlowy klub Krecik. Lubi udzielać się społecznie. - Na Ukrainie były inne problemy. Zajmowaliśmy się m.in. obroną praw człowieka. W Polsce skupiam się bardziej na projektach kulturalnych i edukacyjnych - mówi.
Małe miasta woli także Maryna Korchaka z Połtawy, która przyjechała do Polski we wrześniu tego roku. Także mieszka i pracuje w Olkuszu i dojeżdża do Krakowa na studia. - Tu jest spokój, cisza. Można odpocząć - potwierdza.
1200 km do domu
Dziewczyny dzieli od domów rodzinnych około 1200 km. Droga autobusem zajmuje nawet 30 godzin, doliczając postój na granicy. Maryna od przybycia do Polski jeszcze w domu nie była. Olga do domu jeździ raz na rok. Tęskni, ale jednocześnie przyznaje, że tym bardziej docenia rodzinne spotkania. Na razie do kraju wracać nie zamierza. - Najważniejsze, żeby nie zapominać skąd się jest - podkreśla Ukrainka.