Zdesperowani lokatorzy zapowiadają, że jeśli spółdzielnia nie zmieni zasad rozliczeń, oddadzą sprawę do sądu. - Przecież to jest rozbój w biały dzień. Czujemy się okradani - grzmią.
Są zbulwersowani tym, że za każdym razem doliczane są pokaźne kwoty na poczet strat. - Wymieniłem niedawno okna i nie musiałem grzać dużo, żeby było ciepło. Za oszczędność administracja ukarała mnie większym rachunkiem - załamuje ręce Ryszard Jurga. Doliczanie impulsów jest standardem w spółdzielni. - Do ogrzewania doliczono mi sześć razy więcej niż zużyłam. Do rachunku za wodę dopisano 60 złotych. Na jakiej podstawie? - pyta Elżbieta Sujka. Administrator tłumaczy się, że jakoś musi wyrównać różnicę między głównym licznikiem a licznikami mieszkań. Uważa, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem.
- Urządzenia nie są idealne. Wychodzą znaczne różnice. Nie wiemy jak być w zgodzie z prawem i żeby wszyscy byli zadowoleni - tłumaczy się Mirosław Otwinowski, prezes spółdzielni. - To po co zakładali liczniki, za które zresztą sami musieliśmy zapłacić, skoro pomiary i tak nie mają znaczenia? - pytają mieszkańcy. Jakby tego było mało, Olkuska Spółdzielnia Mieszkaniowa stosuje różne taryfy za ciepłą wodę i ogrzewanie na tym samym osiedlu. Mieszkańcy nie mogą się dowiedzieć, na jakiej podstawie jedni płacą mniej, a inni więcej. A różnica to nawet trzy złote na metrze.
Agnieszka Głośniewska z Urzędu Regulacji Energetyki jest zaskoczona postępowaniem spółdzielni.
- Administrator powinien nagradzać za oszczędność, a nie dopisywać impulsy. Niestety, w świetle prawa wszystko odbywa się legalnie, bo podstawą jest regulamin spółdzielni - mówi Agnieszka Głośniewska. - Jedyne, co mogą zrobić mieszkańcy, to walczyć o swoje prawa na drodze sądowej - radzi.
