Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ona ze STU, on z Piwnicy. Na dobre i złe. Mimo wszystko

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Marek Pacuła i Basia Natkaniec-Pacuła. Miłość na dobre i na złe
Marek Pacuła i Basia Natkaniec-Pacuła. Miłość na dobre i na złe fot. archiwum rodzinne
Trzy lata temu Marek Pacuła, dyrektor i konferansjer legendarnej Piwnicy pod Baranami, przewrócił się podczas robienia zakupów. Do dziś nie odzyskał przytomności. Opiekuje się nim w domu żona, choć to ponad siły jednej osoby. Ale kiedyś, dokładnie 55 lat temu - jeszcze jako nastolatki - postanowili, że będą z sobą zawsze.

Jutro wieczorem minie dokładnie 55 lat, odkąd Marek Pacuła po raz pierwszy w życiu zdobył się na taką odwagę. To było po szkolnej zabawie. Zaproponował Basi, o rok młodszej koleżance z kółka recytatorskiego, że odprowadzi ją do domu. Trudno, żeby 14-latka sama wracała ciemnymi ulicami. Stali długo pod płotem i wtedy wszystko jej wyznał: że skrycie ją kocha i że chce z nią być.

I tak od 20 lutego 1961 roku są razem, na dobre i na złe. Od trzech lat, odkąd Marek leży w śpiączce, a Basia wyprzedaje książki, żeby mieć pieniądze na jego leczenie, to raczej na „złe”. Choć i teraz - jeśli w takim dramacie można w ogóle mówić o szczęściu - najpiękniejsze momenty przeżywają wciąż razem. Nawet jeśli tak sobie mamy razem pomału umierać, mówi Basia.

Spadanie

Wieżowiec na osiedlu Podwawelskim w Krakowie. Siedzimy w pokoju, którego ściany są szczelnie pokryte zdjęciami Marka.

Marek leży za ścianą, czasem Basia musi odejść, poprawić go, przełożyć na inny bok, bo w rurce do oddychania gromadzi się wydzielina. Markowi gra muzyka, to dobrze na niego działa. Basia nawet dowiedziała się, co jest wskazane dla mózgu osoby w śpiączce: Mozart, chóry gregoriańskie, fagot. Do tego dokłada Markowi znajome głosy - Turnaua, Radio Kraków, Piwnicę pod Baranami.

Marek w Piwnicy pojawił się na studiach (przyjechali z Basią do Krakowa razem, na polonistykę) i szybko stał się jednym z jej filarów. Ona zaś zaczęła grać w teatrze STU (choć ostatecznie, podobnie jak mąż, została dziennikarzem).

Chłopak z legendarnego kabaretu i dziewczyna z legendarnego teatru. Trochę rywalizowali, spierali się, iskrzyło. Basia kręciła nosem, że Marek przesiaduje całymi nocami w Piwnicy (co czasem kończyło się tym, że pił z Dymnym na Plantach), a Marek wpadł w furię, gdy Basia pokazała piersi w spektaklu „Spadanie” Jasińskiego. Niby taki wyzwolony artysta, a za ten goły biust prawie z nią zerwał. Ale dobrze się skończyło.

Na ich ślubie, 44 lata temu, byli i artyści Piwnicy, i STU. Koledzy wynosili ich z urzędu w pontonie, Jan Kaczara obwoził dorożką po Rynku Głównym, a weselnicy bawili się w ówczesnej siedzibie teatru przy ulicy Brackiej. Wtedy Basia czuła bardziej niż kiedykolwiek: nad Krakowem latają anioły.

Wielka Sobota

Ostatnie zdanie, które Marek wypowiedział przed chorobą do Basi, wychodząc z domu, brzmiało: „Ugotuj ziemniaki do śledzika, tylko młode”. Uśmiechał się, miał dobry humor. Był 30 marca 2013 roku, Wielka Sobota. Marek Pacuła miał jechać święcić koszyczek, ale wcześniej odwiedził wnuki, pośmiali się, a potem podjechał do apteki przy Tesco, na Kapelance.

Basia od tego czasu nie znosi tego miejsca. Nie może nawet patrzeć, przejeżdżać obok. Długo nie wracał. W końcu zadzwoniła jego komórka. Odebrała, dąsając się: Czemu cię nie ma? W słuchawce usłyszała obcy głos. Że mąż leży nieprzytomny, że nie ma z nim kontaktu. Czy na coś choruje, bierze jakieś leki?

Tak, mąż choruje na cukrzycę. Pacule już raz zdarzyło się zasłabnąć, w parku Jordana. Marek czasem zarządzał: dziś będę grzeszył. Szedł na lody z wnukami, a wcześniej brał większą dawkę insuliny, żeby trochę przechytrzyć chorobę. Ale to było dość ryzykowne; mogło skończyć się zasłabnięciem. Basia myślała, że tak było tym razem.

Kiedy przyjechała na SOR, okazało się, że nie o cukier chodzi. - Mąż ma wielkiego krwiaka mózgu - usłyszała od lekarzy. Zabrali go na badania, sprawdzić, czy krwiak powstał na skutek wylewu, ale nie znaleźli żadnych śladów, które by na to wskazywały.

Do dziś nie wiadomo, co wydarzyło się w Tesco. Czy Pacuła się potknął, poślizgnął, upadł i utworzył mu się krwiak na skutek uderzenia? Nie wiadomo, nie ma monitoringu, nie ma świadków.

Krwiak momentalnie urósł do takich rozmiarów, że Marek miał całe napuchnięte czoło. Ale jeszcze wtedy, na SOR, był przytomny, próbował wstawać z łóżka, majaczył, że potrzebuje do toalety, prosił lekarzy: Panowie, zrozumcie, ja naprawdę muszę. Zabrali go szybko do szpitala na Botaniczną, operować mózg.

Kolejnego poranka, w Niedzielę Wielkanocną, Basia usłyszała od lekarza: Miał ogromne szczęście, że w ogóle przeżył operację. Stan jego zdrowia pogorszył się na tyle, że trzeba było natychmiast wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną. I do dzisiaj, a miną za chwilę trzy lata, Marek Pacuła się z niej nie wybudził.

Musiałaby pani być milionerką

Kilka razy przenosili go z ośrodka do ośrodka, ze szpitala do szpitala. Basia nie chce wymieniać nazw tych placówek, gdzie jej męża omal nie zabili. W jednym - praktycznie zagłodzili, co fachowo nazwano później „niedożywieniem”. W drugim błagała, by zabrali go na badania, mówiła, że widzi, że coś się dzieje, a oni lekceważyli ją, ignorowali. Aż dusił się, siniał, dostał sepsy i kwasicy.

Ratowali go w klinice na Skawińskiej i na uniwersyteckiej endokrynologii (i do tych dwóch placówek - mówi Basia - z wdzięczności mogłabym chodzić na kolanach). Basia już wtedy rozmyślała, żeby Marka zabrać do domu, biła się z myślami: może przy niej będzie mu lepiej?

Jego leżące w śpiączce ciało drgało w atakach padaczkowych, miał odleżyny, fatalne wyniki krwi, kłopoty z oddychaniem, ciągły stan zapalny, cały czas podawali mu antybiotyki. Ale ciągle słyszała, że nie da sobie z Markiem rady. Że zrobi z domu szpital. Że musiałaby być milionerką, żeby sobie na to pozwolić. I jeszcze słyszała, że już nie da się nic zrobić, że lepiej nie będzie.

Rok temu, kiedy na endokrynologii wyciągnęli go z sepsy, pomyślała: dość. Stanowczo powiedziała dzieciom, że zabiera ojca do domu. Próbowały ją od tego odwieść.

Może bały się o ojca, a może bały się, że to ona zaharuje się na śmierć? W końcu też ma cukrzycę, pęknięty krąg, chore stawy, wrzody żołądka. I skąd weźmie pieniądze na leki dla Marka, na rehabilitację, żywność przemysłową, którą trzeba mu podawać przez sondę w brzuchu? Skonfliktowała się przez to z synem i córką.

Basia mówi: - Dziś, jeśli czegoś żałuję, to wyłącznie tego, że nie zabrałam go do domu wcześniej. Przynajmniej wreszcie jesteśmy u siebie. Przez te dwa lata przecież i tak mieszkałam w szpitalach, spędzając tam po dwanaście godzin dziennie. A finansowo pomogli mi, i wciąż pomagają, przyjaciele, artyści, nawet obcy ludzie.

Dzień z życia Basi

Opieka nad Markiem wygląda tak: co najmniej dwa razy dziennie mycie, rano i wieczorem zawsze. Jeszcze częściej, również w nocy, Basia musi czyścić rurkę do oddychania, bo cały czas wydostaje się z niej wydzielina. To wszystko trzeba odsysać, kontrolować, doglądać.

Co chwilę pranie, prasowanie, krochmalenie jego pościeli. Pięć razy dziennie mierzenie poziomu cukru i podawanie zastrzyków z insuliną - inną w ciągu dnia, inną na noc. Obracanie Marka co dwie godziny, żeby nie dostał odleżyn i żeby było mu wygodnie.

Karmienie pięć razy dziennie, przez strzykawkę do sondy w jelitach. W szpitalu karmi się pacjentów raz dwa, od razu cała strzykawka. Basi każde karmienie zajmuje pół godziny, bo czeka, aż jedzenie przemysłowe - jasna papka z wszystkimi potrzebnymi składnikami - powoli spłynie do jego brzucha.

Do tego rehabilitacja, żeby nie miał skurczów mięśni, nie czuł przeraźliwego bólu.

Nauczyła się masować jego stopy, dłonie, każdy palec po kolei. Ale fizycznie nie ma sił, żeby rehabilitować całe jego ciało. Codziennie przychodzi fizjoterapeuta. Pacułowie nie dostają na to ani złotówki z funduszu. A do tego trzeba kupić leki, opłacić pielęgniarza. Dziennie, licząc samą opiekę medyczną, utrzymanie Marka kosztuje ponad 200 złotych.

Basia wszystkiego się nauczyła: robić zastrzyki, dobierać insulinę, modyfikować dietę, mierzyć ciśnienie, saturację. Co rok musi pisać sprawozdanie do sądu, czy odpowiednio się nim opiekuje, czy niczego mu nie brakuje.

Ma w sobie pewność, że tak ma być. Że postępuje właściwie. Odkąd wzięła Marka do domu, jego stan znacznie się poprawił: ma dobre wyniki krwi, odczyn zapalny praktycznie zniknął. Przez ten czas nie miał ani jednej odleżyny, ani jednego ataku padaczkowego. Oddycha już bardzo dobrze, nie trzeba go inhalować. Dopiero teraz moje dzieci rozumieją, mówi Basia, dlaczego uparłam się, żeby go zabrać.

Z mózgiem to nigdy nie wiadomo

Poza tym Basia widzi po twarzy Marka - po kolorze skóry, po wyrazie oczu, mimice, że tu jest mu lepiej. Nawet neurolog powiedział: On wie, że jest w domu.Bo to, że Marek jest w śpiączce, nie oznacza, że leży z zamkniętymi oczami, nie ma z nim żadnego kontaktu.

Nie, on otwiera oczy, kiedy Basia mówi do niego. Gdy masuje jego stopy, to twarz mu pogodnieje. Basia daje Markowi do powąchania różne zapachy. Delikatnie spryskuje go ulubionymi perfumami, ale też podsuwa pod nos rzeczy, których nie lubił - bo to również dobrze wpływa na mózg.

Taki lakier do paznokci - Marek tak nie znosił tego zapachu, że Basia całe życie musiała malować paznokcie, gdy była sama w domu. Dziś też na jego twarzy pojawia się grymas, gdy otwiera buteleczkę. Podobnie jak daje mu na język kroplę cytryny albo sosu tabasco (jak on lubił ostre!).

Raz aktorki Beata Paluch i Ewa Kaim przyniosły mu do powąchania grecką metaxę. Marek zaciągnął się tak radośnie, że Basia myślała, że wyjdzie mu piętami...

Z mózgiem to nigdy nie wiadomo, powtarzają lekarze. Nie wiemy dokładnie, co dzieje się u osób w stanie śpiączki. Nie mówią, ale to nie znaczy, że nie słyszą. Prawdopodobnie coś czują, odbierają, błądzą gdzieś między światem prawdziwym a tym wytworzonym przez ich mózg.

A może krążą w zaświatach?

Czasem Marek patrzy na Basię wzrokiem tak nieprzytomnym, że zdaje się jej, jakby go tu nie było. Ale innym razem daje jej sygnały. Na przykład żadna pielęgniarka albo rehabilitant nie może zrobić nic przy twarzy Marka, bo on grymasi, kiwa głową. Twarzy Marka może dotknąć tylko Basia i ich córka. Źle reaguje też na zmianę pielęgniarzy, fizjoterapeutów. Jak przyszła nowa rehabilitantka, Marek cały się usztywniał, spinał mięśnie. Basia musiała mu tłumaczyć: Kochanie, przyszła do ciebie superlaska, pomóż jej. I odpuścił.

Basia jest pewna: Marek reaguje na jej zapach, głos, dotyk. W szpitalu pielęgniarka kiedyś upominała ją: Proszę dotykać męża w rękawiczkach, zarazi się pani. Odpowiedziała jej: A czy pani po 50 latach chciałaby dotykać swojego męża w rękawiczkach? On mój dotyk zna, lubi, poznaje go.

Lekarze nie są jednak w stanie powiedzieć, czy Marek kiedyś się wybudzi. Powtarzają tylko znów to samo zdanie: Z mózgiem nigdy nic nie wiadomo.

Z miłości

- Dlaczego Pani to robi? - pytam.Basia odpowiada jednym słowem: z miłości. Potem chwilę milczy i dodaje: Czasami mam kryzys, fizycznie nie daję rady, jestem wyczerpana. Chciałabym mieć więcej sił. Ale odkąd Marek jest w domu, jesteśmy znów razem. I kiedy wieczorem siadam obok niego przy łóżku i biorę jego rękę, to czuję, że może tak właśnie ma być. Że tak sobie mamy razem pomału umierać.

***

Pomoc

Opieka nad osobą w śpiączce to ogromne obciążenie finansowe. Pacułom pomaga fundacja Anny Dymnej „Mimo wszystko”. Subkonto na rzecz Marka: 65 1090 1665 0000 0001 0373 7343 z dopiskiem „Marek Pacuła”. Na pomoc Pacułom można też przekazać 1 proc. podatku. W PITe należy wpisać „fundacja Anny Dymnej Mimo wszystko” KRS 0000 174 486 i dopisać „Marek Pacuła”.

***

Marek Pacuła urodził się 16 lutego 1945 w Bochni. Dziennikarz, scenarzysta, reżyser, satyryk, autor tekstów i piosenek. Od 1972 roku współpracował z Polskim Radiem i Ośrodkiem TVP w Krakowie. Współautor „Spotkań z balladą”. Po śmierci Piotra Skrzyneckiego został dyrektorem artystycznym oraz konferansjerem „Piwnicy pod Baranami”. Z żoną Basią mają dwoje dzieci (Magdę i Kubę) oraz troje wnuków: Jasia, Polę, Maję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska