- Dopiero wchodzi pan w seniorski hokej, a już można słyszeć opinie, że pańskim charakterem i podejściem do swoich obowiązków można byłoby obdzielić kilku zawodników. Czy z duszą sportowca trzeba się urodzić?
- I tak, i nie. W moim przypadku sport jest pasją, a – skoro tak – trening jest dla mnie przyjemnością. Wierzę, że dobra praca musi zaowocować w meczach mistrzowskich.
- Czy nie ma pan zbyt skromnych warunków fizycznych jak na hokeistę?
- Na pewno przydałoby mi się kilka centymetrów. Jednak wzrostu nie można kupić. Właśnie pewne braki w warunkach fizycznych muszę nadrabiać ambicją. Inaczej rywale mogliby mnie trochę sponiewierać na lodzie, a na to nie mogę sobie pozwolić.
- Jest pan wychowankiem Unii, ale w ostatnich trzech sezonach przyszło panu walczyć w grupach młodzieżowych Ciarko Sanok. W poprzednim sezonie udało się „liznąć” też trochę seniorskiej rywalizacji. Czy zatem może pan powiedzieć o sobie, że udało się płynnie przejść z młodzieżowego grania w dorosły hokej?
- Odpowiedzią na to pytanie będą mecze ligowe. W sparingach bardzo dobrze się czułem, mając w trzeciej formacji na skrzydłach Wojtka Wojtarowicza i Damiana Piotrowicza . Jeśli trener nadal będzie mnie darzył zaufaniem, z niecierpliwością czekam na ligę.
- Ostatnio miał pan jednak kłopoty z kolanem...
- To było wynikiem przeciążeń treningowych. Jednak po kilku dniach odpoczynku jestem w pełnej dyspozycji.
- Wróćmy jednak do Sanoka. Pamięta pan ile udało się rozegrać spotkań w Sanoku, który w poprzednim sezonie miał bronić mistrzostwa Polski?
- Wystąpiłem w bodaj 23 meczach. Mój występ zależał od dyspozycyjności zawodników tzw. pierwszego planu. Wszyscy wiemy, że Sanok był naszpikowany obcokrajowcami.
- Czy strzelił pan już swoją pierwszą seniorską bramkę?
- Jeszcze nie. W Sanoku miałem tylko asystę. W sparingach przed nowym sezonem też nic nie „upolowałem”. Zatem czekam na swój chrzest bojowy. Mam nadzieję, że szczęście dopisze mi w pierwszym meczu ligowym.
- Czy w przypadku zdobycia gola ma pan już gotową jakąś „cieszynkę”, żeby uczcić to wydarzenie?
- Jeszcze nie, ale myślę, że na fali spontaniczności coś wpadnie mi do głowy.
- Pochodzi pan ze sportowej rodziny?
- Nie. Jednak miłością do hokeja zaraziło mnie trzech starszych braci, z którymi po meczach zawsze mam w domu ciężkie przeprawy. Wiadomo, kibic wie najlepiej. Grałem też w piłkę, w Porębie Wielkiej, ale skończyłem z nią trzy lata temu, w juniorach.