wystosowali aż 10 pozwów przeciwko nim. Choć ostatni z handlarzy miał opuścić lokal do końca września, nikt z nich tego nie uczynił.
Pozwy na kupcach wielkiego wrażenia nie robią. Sami postanowili oddać sprawę do sądu przeciwko poczynaniom Janusza Marszałka.
- Będą prowadzone dwa odrębne postępowania - mówi Beata Świętek, prezes oświęcimskiego Sądu Rejonowego. - To są sprawy tylko i wyłącznie cywilne.
Murem za kupcami stoi kilku radnych. Skierowali nawet sprawę do prokuratury, prosząc o to, by zbadano czy Janusz Marszałek nie łamie prawa, usuwając kupców z pasażu. W miniony wtorek dostali odpowiedź.
- Zapadła decyzja o odmowie wszczęcia postępowania, ponieważ brakuje znamion popełnienia przestępstwa - tłumaczy Mariusz Słomka, rzecznik prokuratury w Oświęcimiu. - Nie doszło też do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
Kupcy ze Śniadeckiego zapowiedzieli, że nie opuszczą swoich lokali i zażądali ponownych rozmów z Marszałkiem. Zgodzili się na podniesienie czynszów, ale w granicach zdrowego rozsądku.
Marszałek jednak oferty nie przyjął i ogłosił drugi już przetarg na ich lokale. Tym razem, aby zachęcić potencjalnych kontrahentów znacznie obniżono wadium. Termin przetargu nie został, niestety, jeszcze wyznaczony.
- Jestem pewien, że tym razem zgłoszą się do nas poważne firmy, które będą zainteresowane lokalami przy Śniadeckiego - mówi prezydent Janusz Marszałek i liczy, że nowi najemcy będą gotowi zapłacić za metr kwadratowy co najmniej 70 zł, a nie jak dotąd po 25 zł.
- Na takie kwoty nas z pewnością nie będzie stać. Nawet nie ma sensu stawać do tego przetargu - mówi Irena Gąsiorek ze sklepu mięsnego. - Mam jednak nadzieję, że sąd będzie po naszej stronie.