18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszustka z Limanowej przed sądeckim sądem

Iwona Kamieńska
W Nowym Sączu rozpoczął się wczoraj proces 29-letniej Moniki B.-B. z Ujanowic pod Limanową, oskarżonej o gigantyczne oszustwo. Łączne straty aż 150 poszkodowanych przez bizneswoman to w sumie 13 mln 212 tys. zł. Tak wygląda bilans około dwóch lat działania kancelarii finansowo-ubezpieczeniowej prowadzonej przez oskarżoną.

Na sali rozpraw zameldowało się w środę kilkunastu oszukanych. Rozgoryczonych i zawiedzionych. Mieli nadzieję, że śledztwo da odpowiedź na pytanie, co się stało z pieniędzmi, które Monika B.-B. w ich imieniu miała inwestować w rzekomo niezwykle korzystnie oprocentowane fundusze. Tymczasem ona milczy, odmawiając wyjaśnień.

W środę przed sąd była konsekwentna. Przyznała się do zarzucanych jej przez prokuraturę czynów, ale odmówiła składania wyjaśnień. Sędzia Anna Hevler na wniosek obrońców Moniki oraz pełnomocnika jednego z poszkodowanych zdecydowała, że proces w sprawie 29-latki będzie toczył się w trybie niejawnym: drzwi dla mediów pozostaną zamknięte. Dziennikarze będą mogli wysłuchać tylko wyjaśnień oskarżonych oraz werdyktu. - Mój klient jest przedsiębiorcą. Pojawią się tutaj informacje o jego majątku i reputacji. Ich upublicznienie może zagrozić życiu i zdrowiu - argumentował prawnik reprezentujący biznesmena, jednego z poszkodowanych.

Monika B.-B. oszukała niejednego rekina lokalnego biznesu. Na liście jej ofiar są też nazwiska samorządowców, prawników, ekonomistów. W większości ludzi majętnych. Rekordzista zainwestował 700 tys. zł. Oskarżona była w Limanowej i okolicach osobą znaną, wykreowała się na obrotną bizneswoman. Nikomu nie przyszło do głowy, że dziewczyna z sąsiedztwa może oszukać "swoich".

Zdaniem prokuratury - proceder, w wyniku którego przynajmniej 150 osób straciło fortunę, to klasyczna piramida finansowa. Ludzie oddawali jej ciułane przez lata oszczędności swojego życia.
Niektórzy nawet brali kredyt, żeby w kopercie była okrągła suma - im więcej, tym lepiej, bo po dwóch tygodniach każde 100 tysięcy miało się zamieniać w 115 albo nawet w 118 tysięcy. To było coś! - Czy sąd nie może nic z tym zrobić, że ona odmawia wyjaśnień? Jestem zdruzgotany - żalił się wczoraj na sali rozpraw jeden z poszkodowanych.

Sąd nie może zmusić oskarżonej do "spowiedzi". Z zebranych w ponad 30 tomach akt sprawy wynika, że Monika B.-B. przyjęła strategię milczenia mniej więcej rok temu. Zatrzymano ją w listopadzie 2009 roku, po dwóch latach "budowania" piramidy. Zgłosiła się na policję osaczona przez klientów stanowczo domagających się zwrotu pieniędzy. Wówczas jeszcze zeznawała.

Czytaj także: Maluch zmiażdżony przez tira! Jedna osoba nie żyje

Do marca ub. roku obciążała winą Pawła K. spod Tych w woj. śląskim. Twierdziła, że pełniła jedynie rolę pośredniczki w jego działalności związanej z lokowaniem gotówki w fundusze. Jemu miała przekazywać pieniądze i od niego odbierać kasę na wypłaty aż do listopada 2009 roku, kiedy stał się nieosiągalny. Najpierw on dla niej - później ona dla swoich klientów. Gdy ich próby odzyskania pieniędzy okazały się bezskuteczne, jeden po drugim zgłaszali się na policję.

Dzień przed zatrzymaniem sama Monika miała spotkać się z dwoma znajomymi policjantami z Limanowej i opowiedzieć im o swoich domysłach, sugerując, że została oszukana. Gdy zwierzała się mundurowym, była już poszukiwana listem gończym, ale znajomi funkcjonariusze nie zatrzymali jej. Twierdzi, że polecili jej wyłączyć telefon i jechać do Warszawy, do centrali towarzystwa ubezpieczeniowego, z którym współpracował Paweł K., aby wyjaśnić sprawę. Pojechała z mężem. O Pawle K. nie słyszano w centrali firmy. Ślązaka aresztowano, ale nie na długo.

Latem ub. roku Monika B.-B. zmieniła adwokata i linię obrony. - Paweł K. nie współdziałał ze mną w zarzucanych mi czynach - oświadczyła podczas przesłuchania, deklarując dobrowolne poddanie się karze. Dalszych wyjaśnień odmówiła. Ponieważ na współudział Pawła K. w oszustwie nie było dowodów, po zmianie zeznań Moniki zwolniono go z aresztu.

W środę przed sądem odczytano zeznania Moniki B.-B., złożone zanim podjęła decyzję o milczeniu.
- Podtrzymuję je tylko w części, która nie obciąża winą Pawła K. Przyznaję się do zarzucanych mi czynów. Odmawiam złożenia wyjaśnień - mówiła.

W czwartek kolejna odsłona procesu. Przed sądem stanie mąż oskarżonej Tomasz B., były pracownik banku. Sądecka prokuratura zarzuca mu, że "podjął działania dotyczące zatarcia śladów przestępstwa". Gdy zorientował się, że żona nie uniknie kłopotów z prawem, polecił pracownicom kancelarii, aby spakowały dokumenty związane z jej działalnością i wykasowały korespondencję z kont e-mailowych. Pudeł z dokumentacją nie zdążono jednak wynieść z biura przed przybyciem na miejsce policji. Choć ocalały, nie ma w nich śladu informacji, która zaprowadziłaby do pieniędzy klientów Moniki. - Mam wrażenie, że ona nie działała jednak sama. Może kogoś kryje - zastanawiał się jeden z poszkodowanych.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Były ubek podejrzany o podpalanie kobiety
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska