Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak ugryźć milion? Ballada o Monice spod Limanowej

Marta Paluch
27-latka z Ujanowic budziła zaufanie. Miała kancelarię, obiecała kilkunastoprocentowe zyski. Jej urokowi i sile perswazji ulegli nie tylko koledzy z rodzinnej wsi, ale również grube ryby z Limanowej, Nowego Sącza i okolic. Powierzali jej od 10 tysięcy do miliona. I prawdopodobnie nigdy tych pieniędzy nie zobaczą - pisze Marta Paluch.

W zeszłym tygodniu czterech łysych zajechało na wieś takim łazem, co to po górach jeżdżo... Dżip to był chyba. I pytajo, gdzie nasza Monika B. ma dom. To im pokazuję: w lewo trzeba skręcić i na końcu. Karki mieli tłuste, że ja bym musioł rok się żywić, żeby tak wyglądać. Pies mój to o mało zza płota nie wyskoczył, tak się szarpał na nich. A normalnie to taka bestia łagodna...

Pan Henryk więcej ich nie widział. - Tej Moniki to oni nie zastali, już była na komendzie. A potem poszła siedzieć. Wywinęła im się - kwituje.
Przekręt stulecia

Trudno uwierzyć, że to tutaj zaczął się przekręt stulecia. Ujanowice mają niespełna 500 mieszkańców. Przez wieś kursują dwa busy - i to tylko do szóstej wieczorem. Potem rzadko kto przejeżdża. Miejscowość leży trochę na uboczu.

W środku niewielki biały kościół z metalowym hełmem i dachem. Bocznego wejścia strzegą dwaj lekko pochyleni święci. Na wieczorną mszę śpieszy się kilka osób. - Tak mi szkoda, tak żal. Taka dobra rodzina tej Moniki. Z mamą przecież się znamy, tyle razem pracowałyśmy. Teraz ta biedna matka życia we wsi nie ma, za córkę musi się tłumaczyć - mówi pani Agnieszka. - Ech! - zatrzymuje się. - A taka fajna dziewucha z tej małej była... - wzdycha.

Fajna, a prokuratura zarzuciła jej oszukanie ludzi na 3 mln złotych i wsadziła do tymczasowego aresztu. Skala przekrętów jest o wiele większa - mówi się o kilkuset osobach i wielu straconych milionach.
Monika, właścicielka kancelarii finansowo-ubezpieczeniowej obiecała im kilkanaście procent zysku z funduszy kapitałowych. I wpłacali po kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy. Brali kredyty, sprzedawali mieszkania i auta, by jej potem pieniądze nosić w reklamówkach. Później kasa zniknęła, a wraz z nią 27-letnia Monika B.

Żeby chociaż obcych

Niedaleko za kościołem reklama: chiński market. Kilka murowanych domów, składy materiałów budowlanych. Ludzi niewielu. O Monice rozmawiają niechętnie. Najmniej chętnie ci, co potracili pieniądze.

- Zgroza, co ta dziepa bajzlu narobiła. Swoich naciągać?! Żeby chociaż z obcej wsi... - mówi pan Ryszard. Ile stracił? - Ech, szkoda gadać. Szkoda gadać - macha ręką i nerwowo poprawia czapkę.
- Niech pani mi k... nic nie mówi - dorzuca Marcin. Całą kasę na ślub i oszczędności z 13 lat, które miał na dom, włożył w fundusze Moniki. Ufał jej, bo chodził z nią do klasy. - Niech ona lepiej tu nie wraca - zastrzega.

Pani Maria do tej pory nie może przeboleć, że namówiła rodzinę do inwestowania w te fundusze. - Na kilkaset tysięcy strat będzie. Szok. Córka dwa dni płakała. Zięć do tej pory nie może przeboleć. Nie mają teraz gdzie mieszkać - załamuje ręce kobieta.

Najbardziej boli, że oszukała ich dziewczyna, którą znali od dziecka. - Swoja była, ufaliśmy jej - mówi Aneta, kolejna oszukana.
Wszyscy mówią o niej zgodnie: przyjemna, uśmiechnięta. - Nic nie wskazywało, że się dorobiła. - Tylko autami drogimi jeździła. Ostatnio audi za 100 tysięcy - rzuca Marcin. Mieszkała jednak w zwykłym dwupokojowym mieszkaniu w niewielkim bloku. Do tej pory mieszka tam jej mąż. Do niedawna pracował w banku. - To on mógł mówić Monice kto ma kasę na koncie i ile! - przypuszcza Marcin. - On po wsi już nie chodzi, boi się. Tylko autem przemyka, żeby ciuchy z domu zabrać - mówią mieszkańcy Ujanowic.

W oknach męża Moniki świeci się światło. Na dźwięk dzwonka ktoś podchodzi do drzwi, wygląda przez wizjer i wycofuje się na palcach. Na klatce schodowej obok drzwi leży zakurzona tablica: "Monika B., kancelaria finansowa".

Jak mówią, ze wsi zniknął też brat Moniki, Maciek. - On jej kierowcą był, pomagał w interesach - mówi pani Maria. Podobno w reklamówkach te pieniądze od ludzi brał. Przyjeżdżał do nich do domów. A teraz boi się tu pokazać i ludziom w oczy spojrzeć.

Nic dziwnego. Oszukani są rozżaleni. Bo tak dali się wmanewrować.
- Jak ona manipulować umiała... Nie była nachalna, o nie. Szepnęła słówko: mam ofertę, tylko dla znajomych, bo dużo chętnych jest. I wpłaciliśmy jej pieniądze. Po niecałym miesiącu były dobre odsetki - 12 procent. I zamiast je wyciągnąć, włożyliśmy znowu - miało być 17 procent - opisuje Aneta. - Sąsiad miał od niej wypłaty wcześniej. Paru innych też miało. Więc wierzyliśmy, że to uczciwy interes. Zresztą wszystko było legalne - umowy, podpisy, pieczątki - tłumaczy dziewczyna.

Co przezorniejsi sprawdzali uprawnienia Moniki, umowy. - Prosiliśmy o to dziewczynę po ekonomii. Sprawdziła, mówiła, że wszystko w porządku. Monika trzy lata miała kancelarię w Limanowej, licencję od firmy ubezpieczeniowej. Zresztą ona nie takich jak my oszukała: biznesmenów, lekarzy, policjantów. Nawet dziennikarz z Limanowej dał się nabrać! Takie mądre głowy wpadły w to oszustwo, to co my mamy powiedzieć?! - żali się pani Maria.

Jedna z "mądrych głów" z Limanowej do dziś umiera ze wstydu. Dał się zwieść młodej siksie.
- Wszystko wyglądało wiarygodnie. Szeptana reklama w naszym środowisku niosła, że można dostać kilkanaście procent zysku w dwa tygodnie. Część ludzi dostawała te procenty i to jeszcze podnosiło atrakcyjność jej oferty - mówi.

Pani Maria, podobnie jak i inni oszukani, prosi by nie ujawniać nawet jej imienia. - Ludzie są zawistni i cieszą się z naszego nieszczęścia - tłumaczy.

- Ja tam nie wiem, czy się cieszę. Ale mają za swoją pazerność. Jak można było takim głupim być? - pyta pani Zofia, mieszkanka Ujanowic. - Chcieli milionów, to teraz mają! Zresztą, skąd oni tyle pieniędzy mieli? Niby tacy biedni. My z mężem oboje uczciwie pracujemy i nie stać nas, żeby po 10, 50 tysięcy wpłacać - zżyma się.

Mur milczenia

Z tych samych powodów oszukani milczą w Limanowej. - Wystarczy poczytać te zawistne komentarze na portalu limanowa. in. Gdy to widzę, krew mnie zalewa - mówi biznesmen X. Wiemy, że został oszukany, ale nie chce się do tego przyznać, nawet anonimowo. - Raz już rozeszły się plotki, że mi firma upadła. I pełno było życzliwych, którzy zlecieli się jak sępy, żeby posłuchać opowieści o upadku. Nie ma się co dziwić, że ludzie nie chcą opowiadać o Monice. Wstydzą się, a Limanowa to mała mieścina - dodaje.

Wiemy, że poszkodowanymi są pracownicy jednej z firm. Tam jednak ludzie udają, że sprawa Moniki B., o której od tygodnia huczy w powiecie, jest im niemal nieznana. - Coś tam słyszałam, ale żeby u nas ktoś? Nie, nic nie wiem - mówią. - Ja to nawet gazet nie czytam, raczej wzrokowiec jestem. Znaczy się telewizja. Zresztą dużo wyjeżdżam - uśmiecha się prezes pod nienagannie przystrzyżonym wąsem.
O sprawie niewiele mówi również rzecznik limanowskiej policji, podinsp. Krzysztof Raczek. - To rzeczywiście dziwne, bo mieszkam 800 metrów od biura Moniki B. Ale nie słyszałem, żeby ktoś ze znajomych zainwestował - mówi. Twierdzi też, że nic nie wie o pokrzywdzonych policjantach.
Mała pchełka?

Biuro Moniki B. leży dokładnie naprzeciwko bazyliki w Limanowej, w niewielkim pawilonie na Rynku. Teraz jest zamknięte na głucho i ostemplowane przez prokuraturę. Przez szybę widać gabinet jak z amerykańskich filmów. Klimat bezpieczeństwa.

- Tam kilka firm było w jednym biurze, m.in. jedna ubezpieczeniowa, ale po aferze się wyniosły. Nie chcą być kojarzone z Moniką - mówi sprzedawczyni z sąsiedniego sklepu sportowego. Twierdzi, że Monika rzadko bywała w biurze. Raz, może dwa w miesiącu. - Była miła, ale dla nas niedostępna. Nie byłyśmy dla niej odpowiednio wypłacalne, więc nam tych funduszy nie proponowała. I dzięki Bogu - mówi dziewczyna. Jest mniej więcej w wieku Moniki. I... trochę jej żałuje. - Ludzie mówią, że ktoś stojący wyżej ją w te fundusze wmanipulował - dodaje.

Tuż po aresztowaniu Moniki policja zatrzymała jej wspólnika ze Śląska, Pawła K. Czy to on był stojącym wyżej? - Tajemnica śledztwa - ucinają nasze dociekania w nowosądeckiej prokuraturze. - Na mój gust to ona tako mało pchełka w tym interesie była - wyrokuje pan Henryk.

Ci, którzy lubili Monikę, modlą się o taki scenariusz.
- Znam ją od dziecka, mieszkamy obok i mam nadzieję, że to wszystko okaże się koszmarnym snem - mówi Edyta, sąsiadka. - Wiem, że prokuratura ma dowody na oszustwa. Ale może ktoś w to Monikę wciągnął? Przecież nie działała sama.

Egzekucja inaczej

Faktem jest jednak, że to Monika B. wdarła się na limanowskie salony i czarowała. - Jeden biznesmen dał się wciągnąć i podbijał bębenek drugiemu: no co, nie chcesz zarobić, nie bądź frajer - mówi Paweł, brat jednego z oszukanych. - Stworzyła łańcuszek szczęścia. Jeden drugiemu ją polecał. Tylko dlaczego nikt nie sprawdził? - głowi się.

Za Moniką B. przemawiała powaga firmy. Miała licencję towarzystwa Skandia, ale tylko na usługi ubezpieczeniowe. Lokować kapitału nie mogła, ale robiła to i używała nazwy firmy.
Poszkodowani już po wykryciu przekrętu zbierali się w nocnym klubie "Nietoperz". Ci, co tam bywali, doskonale wiedzą, że policja wykryła na razie czubek góry lodowej.

- Byli tacy, którzy inwestowali po milionie - mówi Paweł. - Jednak nie wszyscy się zgłaszają; część pieniędzy była nieopodatkowana. - To na nic, policja i tak ma przecież umowy, niedługo skarbówka zapuka do ich drzwi. Oni teraz bardziej się jej boją niż tego, że nie odzyskają pieniędzy - mówi.
Policjanci z Limanowej przyznają, że w poszukiwaniu pieniędzy "prowadzone są czynności". Nie wiadomo gdzie się podziały.
***
Po aferze Limanowa nie pogrążyła się w rozpaczy, a ludzie nie zamknęli się w domach. - Od tygodnia salę mam pełną - mówi właściciel "Nietoperza". Klienci pytają o miejsca. Ci oszukani również. Wiedzą, że tutaj mogą liczyć na dyskrecję. Sprawdziła się stara zasada: im jest gorzej, tym ludzie więcej piją. Pani by na ich miejscu nie piła?

Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska