Sobotnie biegi masowe w łyżwiarstwie szybkim zaplanowano jeden po drugim. Nie zabrakło emocji związanych ze startami Polaków. W pierwszym półfinale wystartował Zbigniew Bródka. 37-letni mistrz olimpijski z Soczi powrócił do sportu po dwóch latach przerwy. Cel, jakim była kwalifikacja na igrzyska w Pekinie, osiągnął. Nie wystąpił jednak na swoim koronnym dystansie 1500 m, zrezygnował z powodu kontuzji mięśnia przywodziciela uda. Bieg masowy był więc jego pożegnaniem z igrzyskami i zakończeniem bogatej kariery. W tym sezonie zajął w tej konkurencji trzecie miejsce w Pucharze Świata w Tomaszowie Mazowieckim, o powtórzenie tego wyniku na igrzyskach miało być jednak piekielnie trudno.
Niestety, te przewidywania się potwierdziły. Rywale okazali się bardzo mocni, na dodatek nie był to udany start Polaka. Bródka otarł się o zdobycie punktów po pierwszym z czterech punktowanych okrążeń, zabrakło mu jednak kilku centymetrów. O kolejne punkty było mu zdecydowanie trudniej, na końcówce dystansu wydawał się już zrezygnowany i pogodzony z porażką. Do finału nie udało mu się awansować, został sklasyfikowany na ostatniej, 15. pozycji w swoim biegu.
W drugim męskim półfinale Artur Janicki walczył ambitnie, lecz zryw w końcówce nie wystarczył do awansu. Debiutujący na igrzyskach olimpijskich 22-latek z Łowicza ostatecznie nie zdobył nawet punktu i zajął 11. miejsce. Do finału wchodziło po ośmiu najlepszych zawodników z obu biegów.
Z dobrej strony w rywalizacji pań zaprezentowała się Magdalena Czyszczoń. Początkowe okrążenia przejechała spokojnie, po pierwszym punktowanym okrążeniu zdecydowała się jednak na samotny atak. Nie udało jej się utrzymać prowadzenia (na ostatnich metrach dogoniła ją Irene Schouten z Holandii), lecz dojechała jako druga zdobywając 2 pkt. Cztery kółka później, na kolejnej premii punktowej, Polka zdobyła kolejne 2 pkt. Choć na finiszu nie zmieściła się w pierwszej ósemce, awansowała do finału z szóstego miejsca. W wyścigu nie zabrakło upadków, na lodzie leżała m.in. multimedalistka mistrzostw świata i Europy Jelizawieta Gołubiewa (zawodniczka reprezentująca Rosyjski Komitet Olimpijski pojechała ostatecznie w finale dzięki interwencji sędziów).
W drugim półfinale Karolina Bosiek postawiła wszystko na sprinterski finisz na ostatnim okrążeniu. Na trzech punktowanych okrążeniach nie walczyła o pozycje 1-3, mocniej ruszyła dopiero na ostatnim, gdzie można zdobyć najwięcej punktów. 21-letnia Polka wytrzymała tempo, pomógł jej też upadek obrończyni tytułu Nany Takagi (dwa złote medale w Pjongczangu, w Pekinie zdobyła srebro z drużyną). Japonka odpadła z rywalizacji. W przeciwieństwie do Bosiek, która dojechała do mety jako piąta.
Już awans obu Polek do finału był dużym osiągnięciem. Dwie reprezentantki w walce o medale mass startu poza nami miały tylko wielkie potęgi panczenów: Holandia i Chiny. Przed biało-czerwonymi otwierały się więc możliwości taktyczne. Ostatecznie każda zawodniczka jechała jednak dla siebie. Na pierwszej lotnej premii Czyszczoń była trzecia (1 pkt). Wydawało się, że zmęczona zakopianka zostanie z tyłu stawki, po chwili znów jednak zaatakowała i na cztery okrążenia przed metą zdobyła kolejny punkt.
Walka o medale byłą niezwykle zażarta. Na przedostatnim okrążeniu wyłączyła się z niej niestety Bosiek, która upadła próbując zająć dogodną pozycję przed finiszem. Wygrała Irene Schouten (Holandia) - mistrzyni z Pekinu również na 3000 i 5000 m - przed Kanadyjką Ivanie Blondin i Włoszką Francescą Lollobrigidą. Czyszczoń dzięki zdobytym punktom zajęła 11. miejsce, Bosiek została zdyskwalifikowana.
ZOBACZ TEŻ:
- Mistrzyni skoków pozowała dla "Playboya". W Pekinie zawiodła [ZDJĘCIA]
- Klasyfikacja medalowa Pekin 2022. (20.02) Sprawdź ostateczne zestawienie
- Rosyjski panczenista przeprasza za wulgarny gest
- Podwójne standardy MKOl? "Jedyna różnica polega na tym, że jestem czarnoskóra"
- Kubacki odebrał medal. Zobacz zdjęcia z ceremonii!
- Dramat polskiego mistrza olimpijskiego. Przegrał z kontuzją
