- Dlaczego Piotrek przejeździł tyle sezonów? On od początku był innym chłopakiem od wszystkich. Dbał o siebie. Trenował. Nawet teraz, mało kto o tym wie, on wstaje o godz. 5.00, by pobiegać - przyznał mechanik Stanisław Maciejewicz. Opowiedział nam o Piotrze Świście. Ten 48-letni dziś wychowanek Stali Gorzów, z trzyletnim epizodem w Zielonej Górze, po 32 latach kariery, w tę sobotę pożegna się z torem. Swój turniej organizuje w Pile, gdzie w barwach tamtejszej Polonii, z jednoroczną przerwą, jeździł od 2009 r.
Swoją przygodę z „czarnym sportem” Świst rozpoczął w wieku 15 lat. Był 1983 r. Zaczęło się od jazdy na minitorze na gorzowskim Zawarciu, a później pod domem w Marwicach, gdzie tata Jan wybudował kilkudziesięciometrowy owal żużlowy.
- By ubić ten tor, ojciec Śwista potrzebował walca. Pożyczył więc go z klubu i jechał przez całe miasto. Co to był za widok! - wspominał z uśmiechem Stanisław Chomski, aktualny trener Stali Gorzów.
Młody Świst problemów z nauką żużla nie miał. Łuki na dużym torze pokonywał bez problemów już na pierwszych treningach. W 1986 r. zdobył licencję. - Na egzamin pojechał do Zielonej Góry i zdał go bez problemów. Najszybciej z innych kandydatów przejechał dystans czterech okrążeń- tłumaczył Chomski.
- Gdy jeździł u nas, miał swój boks obok mojego. Nie zapomnę, gdy podczas jednego z meczów z Toruniem (2004 r. - dop. red.) wygraliśmy razem 5:1 i dzięki temu całe spotkanie - wspominał Huszcza.
Na zwycięstwa w zawodach musiał jednak poczekać. Jak czytamy w „Dekadzie radości i dramatów”, którą na 10-lecie kariery Śwista napisał Robert Borowy, pierwszy bieg udało się „Twisty’emu” wygrać na przełomie wiosną 1985 r. W towarzyskich zawodach młodzieżowych Stali z Falubazem. 18 sierpnia, w ligowym pojedynku z rywalem zza miedzy, 17-latek zdobył swoje pierwsze dwa punkty w lidze.
Każdy kolejny rok to pasmo coraz większych sukcesów. W 1986 r. Świst zdobył srebrny medal młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski. W kolejnych trzech sezonach nie schodził w tych rozgrywkach z pierwszego miejsca podium. Do dziś żaden zawodnik tego wyniku nie poprawił.
W 1987 r. Świst wywalczył też największy sukces na arenie międzynarodowej. Na torze w Zielonej Górze sięgnął po srebrny medal indywidualnych mistrzostw Europy juniorów.
Forma Śwista rosła z roku na rok. Przyszedł sezon 1990. 22-letni wówczas gorzowianin był praktycznie niepokonany. Nadszedł jednak 16 czerwca 1990 r. „Twisty” wraz z Ryszardem Dołomisiewiczem uczestniczył w półfinale mistrzostw świata par. W ich drugim starcie „Dołek” upadł, a 22-latek ze Stali przy próbie minięcia kolegi wjechał na bandę. Przeleciał na betonowe trybuny i niemal umierał na stadionie. Dławił się krwią, miał złamane podudzie, szczękę... Rehabilitacja postępowała bardzo szybko. Już po czterech miesiącach Świst wsiadł na motocykl. - Mówiłem Piotrowi, że nie powinien kończyć sezonu bez kontaktu z motocyklem. Po jednym czy dwóch treningach wystartował w październiku w jednym biegu mistrzostw okręgu. Przyjechał na metę drugi - wspominał Chomski.
- Żeby nie ten wypadek, Świst byłby mistrzem świata. I to nawet nie jeden raz. Miał talent większy od Tomasza Golloba - dopowiada Maciejewicz, który do końca kariery służył radą i pomocą w naprawie sprzętu Świstowi.
- 99 zawodników na stu po takim wypadku nie wróciłoby do sportu, a Świst wrócił. Gdy w kolejnym sezonie towarzyszyłem mu w eliminacjach mistrzostw świata w Neubrandenburgu, pozostali zawodnicy przychodzili do boksu, by zobaczyć, jak udało mu się wrócić do żużla - wspominał Jerzy Synowiec, były prezes Stali Gorzów. W jego pamięci na zawsze zostanie wiele biegów z udziałem Śwista. - W 1997 r. w dwóch pierwszych meczach wyjazdowych zapewnił Stali zwycięstwo, w obu przypadkach rozprowadzając Tony’ego Rickardssona na 5:1. Z kolei w 2000 r. w meczu z Włókniarzem Częstochowa Stal przegrywała dziesięcioma punktami. W ostatnich pięciu wyścigach cztery razy było po 5:1 i raz 3:3. Po ostatnim biegu Świst zatrzymał się na prostej, zostawił motocykl i uklęknął przed widownią z rękami w geście triumfu - mówił Synowiec.
Gdy pytamy w środowisku żużlowym, jakim Świst był zawodnikiem, każdy nasz rozmówca mówi o nim: zadziorny chłopak. - Z reguły atakował mnie po małej. Wyuczył się tego na technicznym torze w Gorzowie - przyznał Andrzej Huszcza, ikona Falubazu.
W 2002 r. Świst znów złapał kontuzję. W drugiej części sezonu. Bez jego pomocy, przeżywająca problemy finansowe, Stal spadła z najwyższej klasy rozgrywek. Świst przeszedł do ZKŻ-u Zielona Góra... - Mechanicy, działacze zielonogórscy chodzili po parkingu i ciągle mówili przekornie do mnie „Sto procent Falubaz”. Na prezentacji zespołu podchwyciłem ten temat i dla zabawy powiedziałem te słowa. Wyszło zabawnie, ale jak się później okazało, nie dla wszystkich - mówił w 2011 r. dla nie ukazującego się już czasopisma „Tylko Gorzów”.
- Gdy jeździł u nas, miał swój boks obok mojego. Nie zapomnę, gdy podczas jednego z meczów z Toruniem (2004 r. - dop. red.) wygraliśmy razem 5:1 i dzięki temu całe spotkanie - wspominał Huszcza.
Przejścia do Zielonej Góry część fanów nie potrafiła Świstowi wybaczyć. Teraz, po kilkunastu latach, te słowa idą w zapomnienie. Na Facebook’u pojawił się nawet fan page: „Chcemy turniej na zakończenie kariery Piotra Śwista w Gorzowie”.
Swój sobotni turniej pożegnalny Świst organizuje jednak w Pile. Obok bohatera wieczoru wystąpią w nim m.in. Bartosz Zmarzlik, Przemysław Pawlicki, Adrian Cyfer, Grzegorz Walasek i Aleksandr Łoktajew. Początek imprezy zaplanowany został na godz. 17.00. a ą