Janina Kozieł do dzisiaj nie może dojść do siebie po tym, co przeżyła w poniedziałek w bloku przy ul. Partyzantów. Po południu klatka schodowa wypełniła się czarnym, gryzącym dymem. Buchający w górę ogień ogarnął stojący w kącie przy ścianie dziecięcy wózek i lamperię.
Ludzie, palicie się!
- O tym, że pali się na klatce schodowej nic nie wiedziałyśmy - opowiada pani Janina. - W tym czasie byłam w kuchni razem z córką i sąsiadką. Byłyśmy zajęte rozmową. Po godz. 15 usłyszałyśmy, że ktoś krzyczy: Ludzie, palicie się. Dawać wody! To krzyczał nasz sąsiad, pan Andrzej z kiosku.
Gryzący dym wypełnił klatkę schodową bloku przy ul. Partyzantów aż do czwartego piętra. Pani Janina z córką wybiegły z wiadrami napełnionymi wodą i ugasiły pożar. Szczęście w nieszczęściu, że wybuchł on w takiej porze dnia, że większość mieszkańców była w pracy. Nie było paniki. Zaalarmowana straż pożarna dojeżdżała w tym czasie do budynku.
- Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby pan Andrzej nie zauważył pożaru i nas nie zawołał - kręci głową pani Janina. - W tym bloku nic takiego wcześniej się nie działo - dodaje.

Ratownicy po dotarciu na miejsce pożaru usunęli na zewnątrz spalony wózek. Potem długo oddymiali wszystkie mieszkania oraz piwnicę. Skontrolowano także sąsiednią klatkę w bloku. Na miejscu pożaru bardzo długo pracowali sądeccy policjanci. Jak podała straż pożarna, było to najpewniej podpalenie.
Detektyw z kiosku
Pan Andrzej od lat prowadzi kiosk wielobranżowy kilkadziesiąt metrów od bloku przy ul. Partyzantów. Tego, w którym w poniedziałek zapalił się wózek dziecięcy.
W dniu pożaru widział nie tylko dym wydobywający się z klatki. Dostrzegł też podejrzanego mężczyznę.
- Siedziałem przy kiosku. Moja żona koło mnie. Dym zauważyła pracownica sąsiedniej cukierni. Momentalnie podniosła krzyk, że się pali. Dobiegłem do klatki, otworzyłem drzwi i zacząłem krzyczeć, żeby gasili. Nie było widać schodów, tyle było dymu. Przy drzwiach wejściowych był słup ognia - opowiada.
W tym dniu uwagę pana Andrzeja zwrócił młody mężczyzna, który kręcił się na tym osiedlu.
- Żona mówiła mi, że ten mężczyzna chodził i się rozglądał. Był też u nas w bloku. Widzieli go ludzie z osiedla. Było to mniej więcej w czasie, kiedy udało się ugasić ogień. Szedł chodnikiem w kierunku ul. Hubala. Poszedłem za nim. Tamten skręcił z ul. Hubala w Sucharskiego. Kiedy zorientował się, że idę za nim, zaczął uciekać. Wtedy na osiedlu był już policyjny radiowóz - relacjonuje.
Pan Andrzej krzyknął do patrolu: Gońcie go!
Policja dogoniła tajemniczego uciekiniera. Nie wiadomo, czy jest sprawcą podpalenia.
Trzeci pożar wózka
Od początku sierpnia był to trzeci pożar wózka dziecięcego w Nowym Sączu. Pierwszy miał miejsce 6 sierpnia w bloku przy ul. Żywieckiej. Dziecięcy wózek palił się też 9 sierpnia w bloku przy ul. Barskiej. Jak informuje straż pożarna, przypuszczalną przyczyną pożarów były podpalenia.
WIDEO: Jak postępować z osobami poszkodowanymi w pożarze?
Autor: Dzień Dobry TVN, x-news
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska